18 listopada 2012

Legia na prowadzeniu, koszmarny występ Lecha.


Za nami nasze krajowe El Classico, mecz Lech - Legia. Niskobudżetowa konfrontacja lokalnych futbolowych gigantów. Po nawet ciekawym spotkaniu, trzy punkty z Poznania wywiozła drużyna Jana Urbana. Meczowi poświęciliśmy kilka zdań. 

Trener Mariusz Rumak do gry desygnował dosyć eksperymentalną jedenastkę. Na boisku znalazło się miejsce dla dwóch (a w porywach nawet czterech) napastników, ale zabrakło prawdziwego snajpera. Zamiast Arboledy na pozycji dwunastego zawodnika Legii stopera zameldował się Marcin Kamiński, a obok Rafała Murawskiego zobaczyliśmy podobno wciąż młodego i utalentowanego reprezentanta Polski - Łukasza Trałkę. Jan Urban na pewno przestraszył się takich nazwisk w jedenastce Lecha, bowiem od pierwszej minuty zdecydował się na wystawienie Michała Żyro i Janusza Gola. Obok Gola, autora pięknego gola w meczu ze Spartakiem (to było już trochę dawno temu), w środku pomocy wystąpił Dominik Furman.

Lech szybko sprowadzony został na ziemię, a autorem pierwszego ciosu został Jakub Kosecki (przepiękna asysta Wawrzyniaka!). Jasmin Burić został przez swoją obronę wrobiony i nie miał szans na skuteczną interwencję. Cztery minuty później w rolę egzekutora wcielił się Jakub Wawrzyniak i po rajdzie z piłką w stylu Neymara umieścił piłkę w siatce. Przy bramce obrońcy reprezentacji Polski wyraźnie pomagali Rafał Murawski i Marcin Kamiński. Gdzie wtedy był Kebba Ceesey? Nie wiadomo.




Legia atakowała dalej i w fenomenalny sposób prezentowała kibicom wysoki pressing. Ljuboja i Furman mieli dobre sytuacje, ale wynik nie uległ zmianie. Zespół trenera Rumaka ograniczył swoją aktywność do pomagania Legionistom oraz wrzucania do Bartosza Ślusarskiego ( w ciągu całego meczu Lechici wrzucali do niego piłkę 31 razy). To właśnie ten wysoki napastnik w 24 minucie trafił w słupek.

Osiem minut później efektowny rajd z piłką przeprowadził Miroslav Radović. Serb wspaniale wszedł ze skrzydła w pole karne, po czym... strzelił gola. Nie musiał nikomu podawać, bowiem nikt mu nie przeszkadzał. Marcin Kamiński skupił się na oglądaniu meczu i nawet nie spróbował odebrać piłki Serbowi. Była 32 minuta i wszystko było już wiadome.

W przerwie trener Rumak nie dokonał żadnych zmian (pozostawił więc na boisku Linettego, który w pierwszej części gry zajmował się statystowaniem). Chwilę po wznowieniu gry wspaniałą interwencją po strzale Ubiparipa popisał się Dusan Kuciak. Inicjatywę przejęli gracze w niebieskich koszulkach, ale  Legioniści mogli podwyższyć prowadzenie. Tuż pod polem karnym gospodarzy genialne podanie od Marcina Kamińskiego otrzymał Jakub Kosecki i wrzucił piłkę do Ljuboi. Serbowi do pięknego  wykończenia akcji zabrakło naprawdę niewiele. A na boisku było coraz nudniej, a kibice skupili się na zabawie nawet fajnie latającym konfetti.

Łukasza Trałkę (który w pierwszej połowie za brutalny faul mógł zostać usunięty z boiska) zastąpił znacznie lepszy Ivan Durdjevic i znacznie uszczelnił defensywę Kolejorza. Mecz zaczął przypominać partyjkę szachów i można było spokojnie skoczyć do sklepu po puszkę napoju gazowanego.

Najlepszą dla Lecha minutą meczu była ta 74-ta. Wtedy to 1234567890- te zagranie w pole karne wykorzystał Bartosz Ślusarski. Asystę zaliczył Wołąkiewicz, a ciekawym podaniem popisał się Karol Linetty. W tej samej minucie boisko opuścił Kamiński, a zastąpił go wychowanek Ursusa Warszawa - Mateusz Możdżeń.  

Pozbawiona dwunastego zawodnika Legia nie zdołała odpowiedzieć trafieniem. Gra obu drużyn była chaotyczna (słabo prezentowali się zwłaszcza wpuszczeni z ławki rezerwowych Kucharczyk i Salinas). Piłkarze odliczali chyba minuty do końcowego gwizdka sędziego Siejewicza i w końcu takiego sygnału dźwiękowego się doczekali.

Plusy spotkania? Wielkie brawa dla trenera Jana Urbana za przygotowanie skutecznej taktyki. Dzisiaj zachwyciła nas duża liczba goli i ciekawych akcji oraz postawa Dominika Furmana. To właśnie "Furmi" (który kilka dni temu pokonał z młodzieżową reprezentacją kadrę Niemiec) został wybrany przez Jana Urbana najlepszym piłkarzem meczu i wygrał wiele pojedynków z Trałką oraz Murawskim. Rośnie nam nowy kadrowicz? Jest to możliwe, ale być może to właśnie on jako pierwszy odejdzie w zimie z Legii. Co jeszcze zauważyliśmy? Odrodzenie Miroslava Radovicia, który znowu staje się liderem ofensywy i głównym rozgrywającym. On zawsze ma dobre końcówki rund.

Jakub Wawrzyniak i... Giuseppe Rossi podczas meczu piłkarskiej Ligi Mistrzów.

Z serii: Polskie i Legijne akcenty w Lidze Mistrzów: Dawid Janczyk i Roberto Carlos. 



0 komentarze:

Prześlij komentarz

Wszystkich czytelników komentujących Nasze artykuły, prosimy o podpisywanie się pod swoimi wypowiedziami, nie używania wulgaryzmów i o brak spamowania. Zastrzegamy sobie prawo do usunięcia wybranego - niestosownego - komentarza.

Redakcja.