Newsy o potencjalnej reformie Ekstraklasy dopływały już od jakiegoś czasu. Mnóstwo pomysłów - tych bardziej radykalnych i tych mniej. Nowy pomysł wydaje mi się nieco ułomny. Uchwała to niezdrowy, patologiczny kompromis, któremu nie wróżę powodzenia. Nawet powodzenia nie życzę...
Nadrzędny cel reformy to zwiększenie liczby kolejek i to na pewno się udało. Trzydzieści kolejek to śmiesznie mało, ale pytanie brzmiało: co zrobić, żeby ilość zwiększyć. Były różne pomysły:
a) Powiększyć ligę do 18 zespołów
b) Zmniejszyć ligę do 12 zespołów
c) Stworzyć rundę play-off
Pierwsza możliwość od razu odpada ze względu na już i tak niski poziom rozgrywek. W I lidze nie ma drużyn, które realnie mogłyby podnieść atrakcyjność ligi jako produktu. Dzisiaj (11.04) na czele zaplecza Ekstraklasy są: Termalica, Flota Świnoujście, Cracovia i Zawisza. Te kluby by awansowały, bo przecież ktoś musi spaść niżej. To byłoby istne samobójstwo, zbliżenie się poziomem ligi do naprawdę ubogich piłkarsko państw w Europie. Byłyby 34 kolejki, ale przecież nie takim kosztem. Kluby dostałyby mniej pieniędzy do podziału, bo mówiąc kolokwialnie - będzie więcej mord do wykarmienia. W lidze byłyby praktycznie same mecze o "pietruszkę". Warunki licencyjne jeszcze by się obniżyły, a to oznaczałoby zdegradowanie realiów do poziomu półamatorskiego.
Druga możliwość to pomniejszenie ligi. Pomysł szalony, ale najlepszy. Poziom rozgrywek większy, więcej spotkań o stawkę, więcej pieniędzy dla klubów. Gdyby to doszło do skutku - kluby rosły by w siłę. Większa konkurencja i 44 kolejki. Utopia niestety. Kluby, które szorują rokrocznie dno tabeli nie zezwolą na zmniejszenie ligi. Wiadomo - Polska duży kraj. Co innego Szkocja czy Austria. Mało kto już raczy zauważyć fakt, że co roku mamy w lidze drużyny, które znacząco odbiegają poziomem od reszty stawki. 2010/2011 - Arka Gdynia, Polonia Bytom i Cracovia, 2011/2012 - ŁKS Łódź i Cracovia. Dążmy do zwiększenia poziomu, bo im więcej dobrych drużyn w lidze, tym więcej atrakcyjnych spotkań i większe pieniądze z tytułu praw telewizyjnych, czyli dochodu, z którego polskie kluby żyją. Dla niektórych klubów spadek to finansowa śmierć. Trudno. Tak to już jest, że słabszy odpada. Zmniejszenie ligi oznacza zaostrzenie warunków licencyjnych i zmuszenie rodzimych klubów do uporządkowania finansów, wybudowanie zaplecza z prawdziwego zdarzenia.
Podjęto decyzję o play-offach, co nawet nie jest złe. Nie podoba mi się jednak fakt dzielenia punktów i zaokrąglania, co wydaje mi się pomysłem absurdalnym. To jest zwykła kradzież ciężko wywalczonych punktów. Osiem punktów przewagi, z których nagle po trzydziestu kolejkach robi się cztery. Jeśli już chciano play-offy, to bez dzielenia punktów. Nawet rozstrzyganie walki o mistrzostwo i spadek w systemie pucharowym byłoby bardziej sprawiedliwe.
Są również pozytywy. Oczywiście więcej spotkań to większe obciążenia. Zawodnik, który będzie próbował sił w Bundeslidze czy Serie A, nie będzie już potrzebował roku na przygotowanie do trudów sezonu. Trenerzy polskich klubów nie będą już się w lecie tłumaczyć, że odpadli, bo Gruzini czy Łotysze mieli już za sobą mecze ligowe. To stało się żelazną wymówką. Przypominam, że jeszcze niedawno Wisła Kraków odpadła w IV rundzie eliminacji Ligi Mistrzów z Apoelem Nikozja. Rozgrywki na Cyprze jeszcze się nie rozpoczęły, a Apoel już świętował awans do Champions League. Zawsze zastanawiał mnie fenomen lata i jesieni. Lech Poznań męczy się z Azerami, odpada ze Spartą Praga, po czym w Lidze Europy wychodzi z grupy z wielkimi - Manchesterem City, Juventusem Turyn i nieco mniejszym RB Salzburg budowanym za wielkie pieniądze Mateschitza. Jeśli reforma nawet tak niefortunna ma pomóc w awansie, jestem za. Awans do Ligi Mistrzów jest wart każdej ceny.
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Wszystkich czytelników komentujących Nasze artykuły, prosimy o podpisywanie się pod swoimi wypowiedziami, nie używania wulgaryzmów i o brak spamowania. Zastrzegamy sobie prawo do usunięcia wybranego - niestosownego - komentarza.
Redakcja.