09 listopada 2012

Kupujesz bez ładu i składu? Po chwili nie ma składu. Był, a nie ma.




Drodzy dyrektorzy sportowi polskich klubów - jeśli kupujecie jakiegoś zawodnika, to najpierw swoją decyzję skonsultujcie z trenerem. Skoro później potencjalna gwiazda ma nie pasować do koncepcji drużyny, to może lepiej z takim zawodnikiem umowy nie podpisywać i zaoszczędzić nieco floty. Nie zapominajcie także o niezwykle ważnym okresie adaptacyjnym.


Historia ta wcale nie miała miejsca w roku 1979, wydarzyła się ponad dwa lata temu. W lipcu 2010 Legia Warszawa podpisała umowę wypożyczenia z brazylijskiego Flamengo utalentowanego napastnika - Bruno Mezengi (w międzyczasie związała się także kilkoma umowami z całkowicie zbędnymi piłkarzami). Skąd wybór, skąd akurat taki gracz? CV bardzo fajne - w 2005 grał w kadrze Brazylii na mundialu U17 i zdobył tam srebro, w 2009 wygrał Brazylijską Serie A, a wcześniej ligę stanową Rio de Janeiro i Puchar Brazylii. We Flamengo grał razem z Adriano i Vagnerem Love (przezwisko nieprzypadkowe, kiedyś napiszemy o nim w artykule z serii "Podbramkowo Extra"). Mezenga strzelił w życiu wiele goli, w Polsce miał strzelać dalej. Do Legii (która miała zdominować na lata Ekstraklasę) został najprawdopodobniej polecony przez menadżerów, którzy liczyli na szybki i łatwy zarobek. Przeliczyli się.

Nowo zatrudniony Maciej Skorża zbyt wiele do powiedzenia na ten temat nie miał ("będziemy grać ofensywnie, najlepiej dwoma albo trzema napastnikami. Będziemy dominować") i był zadowolony z transferu. Sam Brazylijczyk chciał podbić serca stołecznych kibiców (wcześniej był ulubieńcem fanów Ordusporu - w barwach tego zespołu został w roku 2009 królem strzelców drugiej ligi tureckiej).

Zapowiadało się naprawdę nieźle, ale jak było w rzeczywistości? Bruno Mezenga wraz z kolegami zostali rzuceni na głęboką wodę. Legia zawaliła kilka pierwszych meczów (już w sparingach miała problemy), a Takesure Chinyma doznał kontuzji (było to zresztą do przewidzenia).
"Ofensywna  taktyka" nigdy nie została przetestowana i Legia pogrążyła się w chaosie i wewnętrznych konfliktach. Zanim ofensywne wunderwafe w postaci wypożyczonego w ostatniej chwili i zatwierdzonego już po kilku meczach o punkty Alejandro Ariela Cabrala (w rzeczywistości gracza całkowicie defensywnego, który wcześniej nie widział Europy na oczy) zdążyło cokolwiek zmienić, strategia gry drużyny została całkowicie zmieniona.

I były to zmiany dosyć radykalne. Drużyna Macieja Skorży miała grać defensywnie i atakować kontrami. Miała ratować sezon. Niestety była to taktyka średnio dopasowana do charakterystyk poszczególnych zawodników, a gra "Wojskowych" wyglądała tragicznie. Z przodu stał osamotniony Mezenga, który nie dostawał żadnych piłek (Jak wiemy - jest to typowy egzekutor, ten typ żyje z podań. nie tworzy sobie sam okazji), a na prawym skrzydle bezproduktywnie biegał Manu (niestety tak ubogi technicznie, że nie był w stanie zagrać ani jednej celnej piłki do Brazyliczyka). Za kontratakami nie nadążali wyraźnie za wolni Alejandro "Cabrito" Cabral i Maciej Iwański (kiedy znaleźli się pod bramką przeciwnika, piłka już była w posiadaniu drużyny przeciwnej i musieli się wracać). Tylko kupiony za milion Euro  Ivica Vrdojlak i powoli wprowadzany do składu młody Michał Kucharczyk dwoili się i troili. A Vrdojlak miał na głowie wiele problemów. Niespodziewanie został mianowany przez trenera kapitanem, co nie spodobało się klubowej starszyźnie (w dodatku sam był średnio przygotowany do tej odpowiedzialnej roli). Jednym słowem - potrzebna była jakaś gwałtowna reakcja szkoleniowca.

I była to akcja reanimacja. Bruno Mezenga powędrował na ławkę (mimo tego, że zaczął strzelać gole i zdobywać punkty - a dostawał średnio jedno celne podanie na mecz i 100 niecelnych piłek od Manu). Jego miejsce zajął Kucharczyk, który został cofniętym wysuniętym napastnikiem (w międzyczasie do gry za wcześnie wprowadzony został Chinyama i niemalże od razu wykluczył się z udziału w meczach oraz treningach "na amen"). 

Zimową porą do drużyny dołączył tajemniczy chiński napastnik "z Manchesteru United" - Dong oraz znacznie mniej tajemniczy Felix Ogbuke (na początku twierdził, że jest bratem Chinedu Ogbuke z TSG 1899 Hoffenheim - ale potem... zmienił zdanie) i Michal Hubnik (niezwykle słaby napastnik z Czech, który grał w piłkę dobrze tylko jesienią 2010). I kiedy ci piłkarze z przypadku próbowali się zgrywać (testowani byli też: afrykański pomocnik o nazwisku Fall, Maicon z Wołynia Łuck i zagadkowy Japończyko-Albańczyk(?)), młody Bruno Mezenga po raz pierwszy w życiu... zobaczył śnieg.

Co działo się dalej z Klubem i Mezengą? Legia szczęśliwie zdobyła Puchar Polski, ale w lidze zajęła trzecie miejsce. Bruno Mezenga strzelił wiosną 6 bramek w Młodej Ekstraklasie i pożegnał się z Polską. Dong, Kneżevic, Antolovic i Ogbuke również uciekli w siną dal  odeszli (Maciej Iwański powiedział "goodbye" jeszcze wcześniej i czmychnął do Turcji), a Hubnik leczył kontuzję (potem już nic ciekawego nie pokazał, ale jego dwukrotne wypożyczenie kosztowało około 800 tysięcy Euro).

A jak Aklimatyzacja. Jeżeli kupuje się jakiegokolwiek piłkarza z innego kontynentu, powinno mu się dać czas na aklimatyzację. Mezenga stanął przed wyzwaniem, przed którym nie stanął nawet Carlos Tevez (kolega "Cabrito" z reprezentacji) - miał z marszu zostać gwiazdą zespołu i najlepszym strzelcem. I nie miał w drużynie nikogo, z kim by się mógł dogadać w ojczystym języku. A w dodatku mróz, śnieg. Najgorzej! 

Dlaczego historii Bruno Mezengi poświęcony został ten artykuł? Bo od dawna Legia poszukuje napastnika- egzekutora i "nie może takiego zawodnika znaleźć" (Był przez chwilę Marek Saganowski, ale zapomniano go przebadać i w najlepszym wypadku na boisku zobaczymy go w okolicach Świąt Wielkanocnych). A jeszcze niedawno miała takiego pod ręką i z jego usług nie skorzystała. Po sezonie 2011/12 zmienił się szkoleniowiec i zastąpił defensywną grę umiarkowanym atakiem z wykorzystaniem środkowego napastnika (lub dwóch), ale ciągle nie ma egzekutora (Ljuboja jest super skuteczny, ale to gracz z natury cofający się po piłkę, rozgrywający i szukający gry). 

Bruno Mezenga nie był wcale piłkarzem beznadziejnym. Po prostu nie dostawał podań (a później także czasu) i nie zdążył się spokojnie wprowadzić do drużyny w nowym i dziwnym kraju. Wiadomo jednak, że potrafił strzelać bramki. 14 meczów i 3 gole w lidze (wielokrotnie wchodził z ławki na ostatnią minutę) oraz 6 bramek w ME są potwierdzeniem mojej teorii. Miał potencjał i mógł zostać graczem kluczowym.

Stąd nasz apel do działaczy Legii i wszystkich innych klubów - Jeśli sprowadzacie jakiegoś zawodnika, to róbcie to z głową. Niech to będą decyzje przemyślane. A jeśli takiego piłkarza już kupicie - dajcie mu szansę, wsparcie i czas na aklimatyzację.


Co teraz robi Bohater naszego tekstu? Gra w beniaminku ligi tureckiej, Akhisar Belediyesporze (wypożyczenie z Ordusporu). Liga Turecka? Jest silniejsza od T-Mobile Ekstraklasy. Tutaj napastnik ma naprzeciwko siebie Emila Nolla albo Kewa Jaliensa. W Turcji staje oko w oko na przykład z Emmanuelem Eboue. Odchodząc z Legii, Mezenga... zaliczył więc sportowy awans. I tylko żal nam Jana Urbana. Od kilku miesięcy prosi o klasycznego egzekutora. Czy kiedykolwiek się doczeka?

Bruno Mezenga był przez pewien czas piłkarzem Crvenej Zvezdy Belgrad. Ligi Serbskiej z różnych powodów nie podbił, ale... zobaczcie sami tego gola!

Bruno Mezenga w nowych barwach klubowych.

W Brazylii "pogoda nie dopisuje do grania w piłkę". W Polsce Bruno Mezenga po raz pierwszy zetknął się ze śniegiem. Miało to na pewno wpływ na jego formę. 



Bia Sondre M. Rosa w Brazylii grała w siatkówkę plażową. W Polsce występowała na poziomie profesjonalnym, w zespole AZS Politechnika Warszawska i całkiem nieźle sobie radziła.

Maciej Skorża nie poradził sobie z zadaniem stworzenia ofensywnie grającej i skutecznej Legii, ale aktualnie jest najlepiej zarabiającym polskim szkoleniowcem.




1 komentarze:

Ostatni raz Brazylijczyka z brazylijskiej serie a do mojej drużyny kupilem w 1979.
Jak tylko wylądował, to wyebalem. Miał jakieś dziwne spojrzenie.

pozdrawiam,
Józef, Wasz Czytelnik numer 1

Prześlij komentarz

Wszystkich czytelników komentujących Nasze artykuły, prosimy o podpisywanie się pod swoimi wypowiedziami, nie używania wulgaryzmów i o brak spamowania. Zastrzegamy sobie prawo do usunięcia wybranego - niestosownego - komentarza.

Redakcja.