21 kwietnia 2013

Alfredo Di Stefano, czyli bohater i zdrajca w jednym

Kiedy pada pytanie o najlepszego piłkarza w historii futbolu, zawsze pierwsza myśl to wybór pomiędzy Pele i Maradoną. Teraz wydaje się, że Messi pogodził dwóch wspaniałych piłkarzy sprzed lat, rozwiązał jeden z największych sporów w historii piłki nożnej. Dziwię się, dlaczego ludzie zapominają o wielkich nazwiskach z lat 50-60 XX wieku. Dlaczego ludzie zapominają o Masopuscie (554 bramki dla Dukli Praga), Puskasie (w sumie 504 bramki dla Kispestu, Honvedu i Realu Madryt). Znawca piłki powinien znać również historię futbolu. Postanowiłem, że przyjrzę się karierze jednego z najlepszych piłkarzy w historii.


Alfredo Di Stefano miał pseudonim "blond strzała". Grał on najpierw w River Plate (1943-1949), a potem w kolumbijskim Milionariosie Bogota. Czasy były takie, że w Europie trwał wyścig zbrojeń, jeśli chodzi o futbol. Wiele drużyn chciało zbudować potęgę, która zdominuje resztę drużyn. Coraz jaśniej klarowała się kwestia powstania rozgrywek, które zrzeszyłyby cały kontynent. Były to również czasy bez jakichś szerokich mediów. Teraz wielkie kluby europejskie monitorują nawet najniższe ligi w Ameryce Południowej, aby dostrzec ten wielki talent. W latach 40 i 50 XX wieku oczywiście wyglądało to inaczej. Latynosi uznawani byli za wspaniałych piłkarzy. - długonodzy, ciemnoskórzy ludzie, którzy z piłką robią cuda - takie słowa zawarte są we wszelkich piłkarskich kronikach. Problem polegał na tym, że ciężko było namówić takiego kogoś do przenosin do obcego kontynentu, obcego kraju.

Di Stefano w Kolumbii strzelał gole seryjnie. Wspaniała technika połączona z umiejętnością oddania wręcz atomowego strzału. W Europie rozpoczął się wyścig po wspaniałego napastnika. Na czele wyścigu była FC Barcelona i Real Madryt. Mówiono też o Benfice Lizbona, ale Portugalczycy jeszcze wtedy nie mieli możliwości, żeby mieć kogoś takiego. Argentyńczyk zdecydował się na FC Barcelonę. Katalończycy umowę podpisali z River Plate, umowę uprawomocniła także FIFA. Barcelona przelała na konto argentyńskiego klubu dwa miliony peset. Real nie mógł się z tym pogodzić. Legendarna postać Królewskich - Santiago Bernabeu postanowił udać się do Kolumbii, aby przekonać się, że jeszcze nie wszystko stracone. Milionariosowi zaproponował trzy miliony peset. Di Stefano oczarował Bernabeu, kiedy Milionarios przyjechał na mecz pokazowy do Hiszpanii. Pomiędzy River Plate i Milionarios wybuchł spór. Kwestia prawa do zawodnika praktycznie nie została rozstrzygnięta do dzisiaj. W Europie konflikt powstał pomiędzy Realem i Barceloną. Klubami, które i tak już wtedy się nienawidziły. Gra Di Stefano dla jednego, bądź drugiego klubu stała się punktem honoru obu klubów.

Piłkarz do Europy dotarł 13 maja 1953 roku. Z dwóch miast wybrał Madryt. Sprawa trafiła do siedziby hiszpańskiej federacji, która zarządziła, że Di Stefano będzie grał dwa lata w Realu Madryt, a potem dwa lata w FC Barcelonie. Kataloński klub od razu zgłosił protest wobec decyzji federacji, tymczasem Di Stefano zadebiutował w ekipie z Madrytu.

W pierwszych meczach grał wprost beznadziejnie. Hiszpańska "Marca" określiła go mianem partacza ( z hiszpańskiego chapucero). Dziwiono się, dlaczego dwa wielkie kluby kłóciły się o tak marnego piłkarza. Barcelona zaczęła wycofywać się z transferu, sądząc, że oddała najgorszemu wrogowi zgniłe jajko. Do sprawy włączył się fan Realu Madryt - generał Franco, który naciskał na federację, żeby zarządziła o przynależności Di Stefano do Realu Madryt. Barcelona nie miała ochoty walczyć z wiatrakami i oddała piłkarza bez większego żalu.

Dwa dni później Real grał z Barceloną i wygrał 5:0. Di Stefano nagle przypomniał sobie, jak się kopie piłkę. Strzelił w tym meczu trzy bramki. Blancos pękali z dumy, a Katalończycy czerwienili się z upokorzenia.

W klubowym muzeum w Madrycie znajduje się woskowa rzeźba, która upamiętnia podpisanie kontraktu z Argentyńczykiem. Bernabeu jakby zamyślony, skupiony, a obok stoi Di Stefano. Młodzieniec wydaje się podzielać myśli prezesa. W muzeum znajduje się również kontrakt podpisany przez zawodnika, w którym zawarte są zapisy o godnym reprezentowaniu klubu, utrzymywaniu najwyższej formy. Słabość w pierwszych meczach była pewnie efektem przyzwolenia Bernabeu. Zarobki są zamazane. Pewnie konkretne liczby zna garstka osób związana z klubem. 

Di Stefano w latach 1956-1964 wystąpił w siedmiu finałach Pucharu Europy, w których strzelił łącznie siedem bramek. Dla Królewskich wywalczył pięć Pucharów Europy. Wygrywał plebiscyt "France Football" na najlepszego piłkarza Europy w 1957 i 1959 roku. 

Kwestia gry w reprezentacji budzi wielkie kontrowersje, otóż Di Stefano reprezentował w swojej karierze trzy kraje - Argentynę (6/6) , Kolumbię (4/0 i Hiszpanię (31/23). Podczas gry w River Plate reprezentował Argentynę, po przenosinach do Bogoty reprezentował Kolumbię. Tamtejsza federacja była zawieszona przez FIFA, więc czterech meczów rozegranych w kolumbijskich barwach nie uznaje się za oficjalne. Pewnie Di Stefano uznał, że nie zdradzi ojczyzny, skoro mecze i tak będą nieoficjalne. Po przenosinach do Hiszpanii zaczął grać w tamtejszej reprezentacji, co już chyba można nazwać zdradą. To tylko podkreśla wielobarwność znakomitego piłkarza. "Farbowany lis" - jak to niektórzy mówią. 

Piłkarz rodem z Argentyny stał się żywą legendą największego klubu XX wieku. Nawet będąc już na piłkarskiej emeryturze nie przestał otrzymywać nagród. "France Football" uznał go najlepszym piłkarzem w historii, FIFA wybrała go do "jedenastki" wszech czasów. Zbierał pochwały od całego środowiska piłkarskiego - piłkarzy, trenerów, kibiców. - Powiem wam, co zdominowało jego życie, zwykła chęć bycia najlepszym - powiedział swego czasu Ferenc Puskas - równie wielka legenda piłki.  

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Wszystkich czytelników komentujących Nasze artykuły, prosimy o podpisywanie się pod swoimi wypowiedziami, nie używania wulgaryzmów i o brak spamowania. Zastrzegamy sobie prawo do usunięcia wybranego - niestosownego - komentarza.

Redakcja.