27 kwietnia 2013

Podbramkowo EXTRA: Wyspy Owcze, czyli futbol na końcu świata


Kilkanaście skalistych wysp na Atlantyku. Porywiste wiatry i zacinający poziomo deszcz. To nie są najlepsze warunki do gry w piłkę, a jednak na Wyspach Owczych piłka nożna to sport numer jeden, oprócz...wyścigów łodzi wiosłowych. Na archipelagu leżącym w połowie drogi pomiędzy Norwegią i Islandią mieszka nieco ponad 48 tysięcy ludzi. W krajowym związku piłki nożnej zrzeszony jest co szósty mieszkaniec Wysp Owczych!

Ludzie tam często dyskutują o futbolu. Największym zainteresowaniem cieszy się angielska Premier League. Większość kibicuje Manchesterowi United, ale tutejsi piłkarze marzą, aby dostać się do Brondby albo FC Kopenhaga. Krajowa reprezentacja jest uwielbiana, mimo serii wielu porażek i dopiero 161 miejsca w rankingu FIFA. Celem reprezentacji jest jak najlepsza postawa w meczach z potentatami. Zwycięstwo z dużo większą Estonią, remis z Irlandią Północną, gole strzelane zespołom pokroju Szwecji to coś, co pamięta się tu bardzo długo. Strzelec takiej bramki staje się automatycznie bohaterem narodowym.

Fantastyczni przyjaźni ludzie, piękne pejzaże i szaleństwo na punkcie piłki nożnej. Na Wyspach Owczych istnieją 23 kluby piłkarskie, a ich stadiony są efektem ingerencji w przyrodę. Często żeby wybudować stadion, trzeba kuć skały i niwelować teren. Niektóre z 18 wysp są tak małe, że gra w piłkę na nich jest szaleństwem. Problemem na wyspie jest brak naturalnej trawy na stadionach. Tylko trzy zespoły mają ten luksus, że swoje mecze mogą rozgrywać na naturalnej nawierzchni. Reprezentacja i kluby, które występują w europejskich pucharach podejmują swoich rywali na sześciotysięcznym obiekcie Tórsvøllur w stołecznym Tórshavn i Svangaskarđ w Toftir. Istnieje projekt budowy nowego stadionu w Tórshavn, ale raczej nic z tego nie wyjdzie. Trzecie trawiaste boisko znajduje się w miejscowości Hvalba na wyspie Suđuroy, które stoi odłogiem. Kilku piłkarzy lokalnej drużyny wyjechało na studia do Danii, inni wypłynęli w morze - nie ma więc komu grać. W skalisty krajobraz wysp wtopionych jest jeszcze 40 mini-boisk, wybudowanych w ramach akcji UEFA HatTrick. Otoczone wysoką, drewnianą bandą, wyłożone pluszowym, zielonym dywanem. Są ulubionym miejscem zabaw dzieci i młodzieży.


Osada Streymnes na wyspie Streymoy. Niewielki, skryty za masywną górą stadionik, gdzie walczą jedenastki EB/Streymur i B36 Tórshavn. Na trybunach panuje bardzo przyjazna atmosfera. Na zadaszonej, drewnianej trybunie siedzą starzy, młodzi, czy matki z dziećmi. Nie ma tam policji, bo po prostu nie mają okazji do interwencji na meczach piłkarskich. Każdy kibic ubrany jest w grubą i nieprzemakalną kurtkę, pod ręką ma termos z jakimś ciepłym napojem. No i oczywiście szalik swojej ukochanej drużyny przepasany na szyi. W przypadku, kiedy piłka mija słupek bramki, z trybun słychać charakterystyczne "Ojjj!". Kibice krzyczą - "Koyr à Stryemi!" (naprzód Stryemi!). Słychać też klaksony za bramką, kibiców oglądających mecz, niczym w samochodowym kinie.

Podczas gry w piłkę, największy problem sprawia porywisty wiatr i nieznośna aura pogodowa, jednak miejscowi już dawno do tego przywykli. Polski bramkarz HB Tórshavn - Marcin Dawid opowiada, jak podczas meczu z powodu mgły nie widział, co się dzieje pod bramką rywala. Zorientowałem się dopiero po reakcji kibiców, że padł dla nas gol - wspomina. Trener Piotr Krakowski, który jest trenerem farerskich drużyn od 23 lat, opowiada, że często doradzał bramkarzom, aby wybijali piłkę w kierunku linii bocznej, bo wiatr po prostu zwiewał piłkę z placu gry. Kolejny polski piłkarz na archipelagu - Marek Wierzbicki, powiedział, że najlepiej ominąć problem wiatru, umieszczając piłkę w dołku, na wzór piłki plażowej.

Tamtejsi piłkarze podkreślają, że niekiedy czują się jak na Księżycu. Kameralny stadion w Leirvik rzeczywiście wygląda jak z innej planety. Położony na wzgórzu, z trzech stron otoczony posępnymi skałami. W dole widnieją pudełkowate domy, kościół i port. Tego typu krajobrazy to nic nowego w tej malowniczej, odciętej od świata krainie.

Futbol nie jest tam zbyt profesjonalny. Andrzej Stretowicz - napastnik, który kilka lat spędził na Wyspach Owczych, opowiada, jak miejscowy lekarz proponował leczenie złamanej kości za pomocą medycyny naturalnej - konkretnie okładami z ziół. Wyspę charakteryzuje określeniem - sanatorium dla zawałowców. Niekwestionowaną gwiazdą ligi farerskiej jest Polak - Łukasz Cieślewicz. W lecie oblał testy w Ruchu Chorzów, co pokazuje, że poziom pomiędzy najlepszymi na Wyspach Owczych różni się od bardzo przeciętnego poziomu europejskiego. Polski napastnik jest piłkarzem B36 Tórshavn.


Liga farerska zainaugurowała rozgrywki w 1942 roku. Pierwszym mistrzem Wysp Owczych została drużyna KÍ Klaksvik. Najbardziej utytułowana drużyna to HB Tórshavn - 21 krotny mistrz Wysp Owczych. Najstarszym klubem jest TB Tvøryori założony - uwaga - w 1892 roku. Farerski Związek Piłki Nożnej (Fótbóltssamband Førya) utworzono w 1979 roku. Pierwsze oficjalne spotkanie pod egidą FIFA, reprezentacja Wysp Owczych rozegrała w sierpniu 1988 roku, ulegając na wyjeździe Islandii 0:1. Drużyna przeważnie przegrywa, ale jak na 48 tysięczną autonomię, radzi sobie bardzo dobrze. Funkcję pierwszego trenera od 2011 roku pełni duński trener - Lars Olsen. Największy sukces reprezentacji to zwycięstwo 1:0 z Austrią w eliminacjach EURO 1992. Austria w składzie miała takie gwiazdy jak Toni Polster i Andreas Herzog. Data 12 września 1990 przeszła do historii, jak nasze Wembley '73. Strzelec bramki - Torkil Nielsen do tej pory jest w kraju traktowany w szczególny sposób.

Niejednokrotnie zdarza się, że frekwencja na meczach wyjazdowych reprezentacji Wysp Owczych w eliminacjach mistrzostw świata czy Europy przewyższa liczbę mieszkańców wyspy!

Po raz pierwszy tamtejsze kluby wystartowały w europejskich pucharach w sezonie 1992/1993. Rundę eliminacyjną dwukrotnie udało się przebrnąć piłkarzom B36 Tórshavn, którzy wyeliminowali islandzki ÍBV Vestmannaeyja (2005/2006 i maltańską Birkirkarę FC (2006/2007).

Księżycowy krajobraz wabi pięknem, ale nie każdemu się podoba. Ludziom, którzy wyjeżdżają na wakacje do Egiptu, Wyspy Owcze najprawdopodobniej nie przypadną do gustu. Farerzy uwielbiają biesiady - często spotykają się w grupie, chwytają się za ramiona i śpiewają, bawią się do samego rana. Wyspy Owcze można pokochać albo znienawidzić.
- Chyba znalazłem tutaj swoją nibylandię, zawsze będę wracał tu z przyjemnością, wyznaje Stretowicz.


Jestem zdania, że futbol łączy ludzi. Gdybyśmy zapytali samych siebie, co łączy mieszkańców azjatyckich stepów, afrykańskich pustyń czy skalistych wysp skandynawskich - mielibyśmy problem z odpowiedzią. Tymczasem odpowiedź brzmi - futbol. Dlatego jestem przeciwny izolowaniu takich Wysp Owczych od walki z najlepszymi w Europie, w ramach eliminacji wielkich imprez. Czasami powinno zapomnieć się o marketingu i wrócić do korzeni...

2 komentarze:

może warto byłoby wybrać się tam na testy :)

Prześlij komentarz

Wszystkich czytelników komentujących Nasze artykuły, prosimy o podpisywanie się pod swoimi wypowiedziami, nie używania wulgaryzmów i o brak spamowania. Zastrzegamy sobie prawo do usunięcia wybranego - niestosownego - komentarza.

Redakcja.