12 maja 2013

Futbol na wyspach... japońskich


W ostatnich sezonach na europejskich boiskach nie trudno nie zauważyć wzrastającej liczby piłkarzy sprowadzonych z Kraju Kwitnącej Wiśni. Japończycy robią furorę w, między innymi, lidze niemieckiej, belgijskiej, włoskiej, rosyjskiej, no i oczywiście angielskiej. W tej ostatniej, głównie za sprawą Shinjiego Kagawy. To właśnie Kagawa stał się pierwszym piłkarzem pochodzącym z kontynentu azjatyckiego, który w Premier League zanotował hat-trika. Europejskie kluby prześcigają się w sprowadzaniu młodych talentów z Azji... No właśnie, skąd ten fenomen?


Na początek trochę historii

Nie będzie kłamstwem jeśli powiem, że liga japońska w porównaniu do lig europejskich dopiero raczkuje. JLeague, a raczej JRiigu, bo tak by to powiedział Japończyk, powstała zaledwie w 1992 roku. Oficjalnie, rozgrywki w profesjonalnej już wtedy JLeague rozpoczęły w 1993 roku. Do rozgrywek przystąpiło 9 klubów. Początkowo, jak nietrudno to sobie wyobrazić, frekwencja na stadionach nie była zbyt wysoka. W Japonii, do tej pory, za sport narodowy, zaraz obok tradycyjnego sumo, uważa się... baseball. Ten niedoceniony w Polsce, ba, w Europie sport, jest w Kraju Kwitnącej Wiśni powszechnie uwielbiany.

W 2012 roku mistrzostwo zdobył klub Sanfrecce Hiroshima
Wracając do piłki nożnej. Przełom nastąpił w 1997 roku, kiedy to coraz więcej ludzi zainteresowało się meczami ligi japońskiej. Wówczas, frekwencja, w porównaniu z tą sprzed pierwszych kilku lat istnienia profesjonalnej ligi piłkarskiej, wzrosła blisko dwukrotnie. W tym czasie powstał też plan Stuletniej Wizji JLeague. Warto wspomnieć co nie co o jego założeniach, bo bez wątpienia, Japończycy podeszli do sprawy bardzo ambitnie. Otóż, w ciągu stu sezonów, czyli do 2092 roku, za główny cel postawiono sobie utworzenie 100 profesjonalnych klubów piłkarskich na terenie Japonii. Mniejsze kluby bazować mają na wsparciu lokalnych władz i firm oraz samych miast. W zamian za to, klub odwdzięczy się zdrową, sportową atmosferą, a także przyjaznymi dla najmłodszych miejscami do uprawiania sportu. Nie bez powodu, główny slogan towarzyszący planowi brzmi Making people Happier with Sport.

W 2005 roku struktura rozgrywek ligowych w Japonii przyjęła dobrze nam znany wygląd, wzorowany na europejskiej piłce nożnej. Zwrócono również uwagę na wielkie znaczenie rozwoju najmłodszych talentów piłkarskich. Dlatego też, dwa lata później, swoje miejsce w japońskiej piłce znalazły rozgrywki drużyn U-13, a niedługo po tym, również U-14.

Na szczególną uwagę zasługuje klub Kashima Antlers. Jest to drużyna z największymi, do tej pory, sukcesami w lidze japońskiej. Antlersi od początku założenia JLeague utrzymują się na bardzo wysokim poziomie. Siedmiokrotne zwycięstwo w lidze, czterokrotne w Pucharze Cesarza i pięciokrotne w Pucharze Ligi robią nie lada wrażenie. W latach 90. duży wkład w zwycięstwa Kashimy mieli, między innymi, Brazylijczycy Zico, a później Jorginho, którzy w Kashimie zanotowali kilka bardzo owocnych sezonów. Zico, uważany swego czasu w Japonii za bohatera, w 1994 roku zakończył karierę piłkarską i został doradcą technicznym japońskiego klubu. W 1999 wcielił się w rolę trenera. Praca w Japonii na tyle przypadła mu do gustu, że w 2002 objął na 4 lata posadę trenerską w reprezentacji Japonii. Jorginho również wrócił po latach do japońskiego klubu. W 2012 roku poprowadził drużynę z ławki trenerskiej.


Najlepsi w Azji

Co ciekawe, mimo niezbyt wielkiego doświadczenia, liga japońska jest najlepsza na kontynencie azjatyckim. Takie statystyki zostały przedstawione w 2012 roku przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Statystyków i Historyków Futbolu (IFFHS). W rankingu najlepszych lig w Azji, Japonia zajęła pierwsze miejsce wyprzedzając tym samym koreańską KLeague i ligę Arabii Saudyjskiej.


Stadiony

Stadion w Saitamie
Najbardziej pokaźnym stadionem w Japonii jest Nissan Stadium, który pomieścić może 72 327 widzów. Gospodarzem stadionu jest Yokohama F. Marinos. To właśnie na tym stadionie odbywają się najczęściej najważniejsze mecze reprezentacji narodowych.  Nie gorzej prezentuje się Saitama Stadium, na którym swoje spotkania rozgrywa klub Urawa Red Diamonds. Obiekt pomieścić może 63,700 osób. Takiego stadionu na pewno nie powstydziłby się niejeden europejski klub, nie wspominając o Azji. Saisuta, bo tak w skrócie jest nazywany stadion w Saitamie, jest obecnie największym stadionem w Azji, spośród tych, które wybudowane zostały specjalnie na potrzeby rozgrywek piłki nożnej.


A co z piłkarzami?

Są piękne stadiony, doskonała organizacja rozgrywek, plan na następne sto lat... Ale przecież ktoś musi te mecze rozgrywać. Cóż, mimo wszystko, liga japońska wciąż nie cieszy się takim zainteresowaniem jak nawet te bardziej przeciętne ligi europejskie, co też nie powinno dziwić, bo przecież i Rzymu nie zbudowano od razu. Kluby japońskie nie mogą sobie pozwolić na szalone transfery, dlatego też, oglądając rozgrywki, nawet czołowych drużyn JLeague, nie zobaczymy zbyt wielu piłkarzy zza granicy. Co prawda, kluby japońskie nie bazują też stuprocentowo na rodzimych piłkarzach. JLeague szczególnie upodobali sobie Brazylijczycy, i to właśnie oni najczęściej są tymi "big in Japan".  Co innego, jeśli chodzi o ławki trenerskie. Tu zazwyczaj kluby stawiają na szkoleniowców zza oceanu.


Polski akcent

W lidze japońskiej swego czasu można było zobaczyć również kilku piłkarzy z Polski. Pierwszym Polakiem, który zagościł na japońskich stadionach był Tomasz Frankowski, obecny zawodnik Jagiellonii Białystok. Tomasz Frankowski w 1996 roku zaliczył krótką przygodę w japońskim klubie Nagoya Grampus. Drużyna z Nagoi była ówcześnie prowadzona przez Arsena Wengera. Następnym polskim piłkarzem, który w poszukiwaniu doświadczenia wybrał się na Daleki Wschód był Piotr Świerczewski. W 1999 roku wystąpił w 12 meczach w barwach Gamby Osaka, dwukrotnie wpisując się na listę strzelców. Od 2000 roku kibice JLeague mogli śledzić poczynania Andrzeja Kubicy. Kubica w 1999 roku został wybrany królem strzelców ligi izraelskiej. Niedługo po tym, przeniósł się do Japonii, gdzie spędził dwa lata, grając w barwach klubu Urawa Red Diamonds, a następnie Oita Trinita. Swoją przygodę w JLeague Andrzej Kubica zakończył w sumie po 45 występach, z liczbą 17 goli na swoim koncie.


Kto następcą Beckhama?

Największą popularność w Japonii zdobywają japońscy piłkarze grający w klubach zagranicznych. Dla japońskich kibiców nie straszna jest daleka i męcząca podróż... A wszystko po to, by zobaczyć na żywo wyczyny swoich rodaków na zagranicznych boiskach. Japończycy bacznie obserwują poczynania piłkarzy na europejskich murawach, czego dowodem jest chmara Japońskich dziennikarzy usiłujących przeprowadzić chociaż krótki wywiad z bohaterem z Kraju Kwitnącej Wiśni, jak również niemała liczba fotografów z wycelowanymi obiektywami aparatów wprost na Japońskiego piłkarza. A jeszcze kilka lat temu, gdy zagraniczne kluby nie interesowały się tak bardzo piłkarzami z Dalekiego Wschodu, Japońscy kibice upatrzyli sobie inny obiekt podziwu i uwielbienia. Niedługo po Mistrzostwach Świata 2002, w Japonii nastąpił istny boom związany z postacią Davida Beckhama. Gwiazdę można było zobaczyć wszędzie, od czasopism, przez liczne programy telewizyjne, po reklamy... I nie muszę też chyba tłumaczyć, jaka była najpopularniejsza fryzura wśród mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni w tym czasie.

Mistrzowie Pucharu Azji w 2011 roku.
Obecnie, Japończycy kibice mają spory wybór wśród rodowitych gwiazd footballu. Co więcej, z sezonu na sezon liczba piłkarzy ściągniętych z Japonii zwiększa się. Japońska piłka nożna rozwija się w niesamowitym tempie. Dowodem tego może być też japońska drużyna narodowa. Niebiescy Samurajowie odnoszą coraz więcej sukcesów. Zac's Japan, bo tak, od nazwiska trenera, Alberto Zaccheroniego, nazywana jest powszechnie drużyna narodowa w Japonii, znajduje się na wysokim jak na Azjatycką drużynę, 29. miejscu w rankingu FIFA. Czyżby powoli wzrastał nam nowy gigant na kontynencie azjatyckim?

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Wszystkich czytelników komentujących Nasze artykuły, prosimy o podpisywanie się pod swoimi wypowiedziami, nie używania wulgaryzmów i o brak spamowania. Zastrzegamy sobie prawo do usunięcia wybranego - niestosownego - komentarza.

Redakcja.