29 maja 2013

Wielka bitwa o Azję



Sezon zakończony, fani Premier League płaczą - a tak naprawdę teraz kluby szykują się do kolejnego starcia. Starcia o miliony serc skośnookich fanów na Dalekim Wschodzie. Chociaż... Oni mają gdzieś ich serca. Liczy się bezwzględnie kasa, kasa i jeszcze raz kasa. Gdyby nie względy rynkowe, Manchester United, Chelsea czy FC Liverpool nawet nie popatrzyliby w tamtą stronę...

Kluby głównie Premier League rozkochują w sobie ludzi w dalekiej Azji. (w nawiasie liczba ludności: Chiny (1,34 mld), Bangladesz (152,5 mln), Indonezja (236,7 mln), Malezja (29,1 mln), Japonia (127,3 mln), Korea Południowa (50,9 mln), Filipiny (91 mln) Tajlandia (65 mln). To na tych azjatyckich krajach skupiają się głównie wielkie piłkarskie firmy w Europie. Ile to jest w sumie ludzi? Nie wiem, nie chce mi się liczyć, ale do zrozumienia tendencji wystarczy przyrównać te liczby do liczby ludności na kontynencie europejskim, którą szacuje się na około 720 mln. Największe kluby w Europie stały się tak wielką maszyną marketingową, że wąski rynek europejski stał się dla nich zbyt wąski.

Futbol w powyżej wymienionych krajach ustępuje miejsca innym dyscyplinom. Kluby ze Starego Kontynentu już dawno zaczęły popularyzować piłkę nożną w tamtym regionie świata, uczyć ich futbolu, ale za to spodziewają się sowitego wynagrodzenia. Właśnie teraz w okresie letnim rozpoczyna się walka o kibiców w tym regionie, którzy szybko polecą do sklepu i kupią koszulkę z nazwiskiem ukochanego idola albo zamówią worek innych gadżetów w internecie. Prekursorem wyjazdów w tamten rejon stali się piłkarze Manchesteru United, którzy na pierwsze azjatyckie tournee wybrali się w 1974 roku. Wtedy angielska prasa odebrała to jako pewien rodzaj dziwactwa. Dziś, każdy klub, który cieszy się nawet minimalną popularnością w tamtym rejonie, wynajmuje samolot i leci rozegrać kilka meczów np. z reprezentacją Malezji. Na stadiony, które wcześniej świeciły pustkami, przychodzą tłumy rozentuzjazmowanych kibiców. Nawet trener Arsene Wenger przed sezonem 2011/2012 niechętnie, ale zrezygnował z obozu w Austrii, aby drużyna Arsenalu Londyn mogła wyjechać w region azjatycki właśnie ze względów czysto marketingowych.

Kluby promują swoją ligę, a kasa z praw do transmisji jest proporcjonalna do ogromnego zainteresowania Premier League. Dekodery Sky'a rozchodzą się jak świeże bułeczki, a kluby tylko czekają na deszczyk pieniążków. Ponad 75% Azjatów przyznaje, że bardziej kibicuje swojej ukochanej drużynie z Premier League niż własnej reprezentacji. W Europie jest to nie do pomyślenia, tam jest codziennością. Obecnie obowiązujący kontrakt z tytułu praw telewizyjnych gwarantuje 1,4 mld funtów przy okresie trzech lat. Lwią część tej sumy to stacje azjatyckie. Najwięcej płaci się w Płd-Wsch Azji. Dla Chin przygotowano promocję jako nowego "klienta". Aż strach pomyśleć - co będzie, kiedy ten ogromny kraj na zabój zakocha się w futbolu. Na rynku w Państwie Środka liderem jest Manchester United i ogólnie Premier League. Ale kluby Serie A też idą w tym kierunku. Mecz o Superpuchar Włoch w latach 2009-2013 gości na Stadionie Olimpijskim w Pekinie.


Skoro już mamy opanowany rynek - ważne, żeby zatrudnić jakiegoś skośnookiego piłkarza. Gdyby jeszcze umiał grać w piłkę, w ogóle byłoby super. Trend na zatrudnianie piłkarzy z Azji rozpoczął się wraz z przyjściem Hidetoshiego Nakaty do włoskiej Perugii w 1998 roku. Japończyk przyszedł, bo szukano w nim wzmocnienia składu. Nagle na mecze Perugii zaczęło przychodzić po kilka tysięcy jego rodaków, a sam klub zaczął się cieszyć ogromnym zainteresowaniem w Japonii. Palmę pierwszeństwa postanowiła przejąć Roma, wykładając za Nakatę - uwaga - 29 mln dolarów. Niestety sam piłkarz zaczął być celebrytą i zakończył karierę już w wieku 29 lat. Z Japonii do Europy trafiają coraz to lepsi piłkarze, a to wręcz znakomita okazja do opanowania tamtejszego rynku. Na nim właśnie skupiła się Bundesliga, która posiada już oficjalną stronę w języku japońskim.

Ostatnio do Arsenalu Londyn trafił Park Chu-Young z Monaco. We Francji nie miał jakichś oszałamiających statystyk, ale mimo wszystko zdecydowano się. Arsenal stawał w tyle, jeśli chodzi o tamte regiony, więc postanowił nadrobić zaległości i znaleźć tam dla siebie jakieś miejsce. Cel - Korea Południowa.

Pionierem w ściąganiu azjatyckich piłkarzy jest Manchester United. Szukano jakiegoś Chińczyka, który posiadałby chociaż minimalne umiejętności gry w piłkę. W Dalian Shide wypłynął niejaki Dong Fangzhuo, który trafił na Old Trafford. Spędził tam cztery lata, stając się również bohaterem narodowym w swoim ogromnym kraju. Biedni Chińczycy myśleli pewnie, że ich rodak dotknął piłkarskiego nieba, bo jest tak dobry. Ostatecznie zaliczył tylko po malutkim epizodzie w Premier League i Lidze Mistrzów. Będąc brutalnym, muszę stwierdzić, że Dong Fangzhuo był tylko czymś w rodzaju maskotki, piłkarzem o bardzo wątpliwej klasie piłkarskiej. Nie poradził sobie nawet w Legii Warszawa. Dużo lepiej w Manchesterze United poradził sobie J.S. Park. Ściągnięty z PSV Eindhoven pomocnik zasłynął ze strzelania ważnych bramek. Nietuzinkowa szybkość, technika i strzał pozwalają okrzyknąć go najlepszym piłkarzem w historii Korei Południowej. Czerwone Diabły dostały w prezencie Jambo Jeta w klubowych barwach od koreańskich linii lotniczych. Koreańczyka w United zastąpił inny Azjata - dobrze nam znany Shinji Kagawa. Niestety, w barwach Czerwonych Diabłów jak na razie nie radzi sobie najlepiej.

Ogromnym problemem są strefy czasowe. Przesuwanie nawet hitowych meczów Primera Division czy Premier League na godzinę 12:45 jest kłopotliwe dla tubylców, ale szalenie wygodne dla kibiców ze Dalekiego Wschodu. Nie są to mecze bez znaczenia, a niekiedy nawet hity kolejki. W Anglii jeszcze nie jest to problem, ale we Włoszech czy w Hiszpanii w południe żar leje się z nieba. Podczas ostatniego mundialu mecze przeniesiono z godziny 18:00 na 16:00, bo zawsze lepiej w Chinach obejrzeć mecz o 22:00 niż o północy.

Czego ludzie nie zrobią dla pieniędzy? Ale nie powinniśmy grymasić, bo jest ich zdecydowanie więcej od nas - Europejczyków. Czy Europejczyk byłby w stanie wstać w środku tygodnia o godzinie 4:00, aby obejrzeć mecz Ligi Mistrzów?

Do Japonii powinna udać się drużyna Pogoni Szczecin. Mogłaby zagrać z kilkoma wioskami rybackimi... Albo lepiej nie, z uwagi na duże prawdopodobieństwo ośmieszenia.


                                                                                                               Kamil Rogólski


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Wszystkich czytelników komentujących Nasze artykuły, prosimy o podpisywanie się pod swoimi wypowiedziami, nie używania wulgaryzmów i o brak spamowania. Zastrzegamy sobie prawo do usunięcia wybranego - niestosownego - komentarza.

Redakcja.