08 marca 2013

Boenisch jak w rollercoastrze. Dziś pewny punkt Bayeru, a jeszcze niedawno wyśmiewany, "najgorszy w historii reprezentacji".


Trener Waldemar Fornalik nie ma łatwego losu. Co formacja, to problemy. I tak od początku jego pracy z reprezentacją. Najgorzej jest chyba z obroną. Na dwa tygodnie przed meczem z Ukrainą (22.03) wyłania się jednak jeden pozytyw w tym zakresie: boki defensywy. Łukasz Piszczek to klasa europejska, na niego możemy liczyć od dawna. Ale wreszcie do gry i formy wrócił też Sebastian Boenisch - do niedawna chyba najbardziej wyśmiewany reprezentant naszego kraju ostatnich lat.

Boenisch znalazł się w trudnej sytuacji. Długo wracał po kontuzji. Ponadto gdy był już zdrowy, ale nie wrócił jeszcze do optymalnej formy - niespodziewanie dostał powołanie na Euro 2012 od Franciszka Smudy. Kibice, dziennikarze, eksperci - wszyscy byli zaskoczeni tą decyzją. A chyba najbardziej sam zainteresowany. Ale co zrobić, miał nie przyjąć powołania na taki turniej?

Zaskoczenie z czasem było jeszcze większe, gdyż Boenisch grał na Euro w podstawowym składzie. Sebastian chyba sam czuł, że nie był wtedy w wielkiej formy. Ale miał powiedzieć: "Trenerze, może jednak nie ja? Może niech lepiej Wawrzyniak zagra?" To dość kłopotliwa sytuacja.

Jak go Franz wystawiał, to wypadało grać. Ale niestety narażał się tym samym Boenisch na ostrą krytykę. Zawiódł na Euro, jak większość. Może i walczył, ale dyspozycji nie dało się oszukać. A potem dopiero zaczęło się najgorsze - okienko transferowe. Długo szukał nowego klubu, po tym jak w maju 2012 odrzucił ofertę przedłużenia kontraktu z Werderem Brema. Może to była naiwna decyzja, ostatecznie jak widać nie. Ale ile się przy tym nacierpiał?


Nowy klub znalazł dopiero na początku listopada ubiegłego roku. Nic więc dziwnego, że drwin było co nie miara: że to ostatni piłkarz grający w podstawowej jedenastce na Euro, który nie ma klubu, że to kwintesencja postawy naszej kadry na mistrzostwach, że to dowodzi, jak źle wybrał Smuda itd itd.

Ale udało się, znalazł się wreszcie pracodawca dla Sebastiana. Co prawda, wydawało się, że Boesnich będzie typową "zapchajdziurą", tylko na moment potrzebną Bayerowi Leverkusen. Ale rzeczywistość okazała się odmienna. Zespół z Leverkusen musiał sięgnąć po Polaka z dwóch powodów. Po pierwsze, w tamtym czasie kontuzjowani byli dwaj obrońcy: Michal Kadlec i Daniel Schwaab. Branie gości z rezerw nie miało sensu na dłuższą metę. Po drugie, Boenisch był bezrobotny, więc mimo zamkniętego okienka transferowego, mógł dołączyć do drużyny.
Sebastiana obserwowaliśmy już od dłuższego czasu. Będzie na pewno znaczącym wzmocnieniem drużyny - przekonywał wówczas dyrektor sportowy B04 Rudi Voeller.
Na ile była to kurtuazja, dyplomatyczna zagrywka, a na ile prawdziwe słowa? Chyba sam Voeller nie mógł się spodziewać, że jego wypowiedź znajdzie swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Bo przecież Polak nie grał od miesięcy w piłkę na poważnie, musiał trenować na własny rachunek.

Jak jest dziś? Mamy marzec, a Boenisch stał się podstawowym zawodnikiem Bayeru Leverkusen, który bije się o czołowe lokaty w Bundeslidze. Jest pełnoprawnym graczem, od niego trener Sami Hyypia często rozpoczyna ustawianie składu. Mimo, że obaj wspomniani wcześniej piłkarze (Kadlec i Schwaab) są już zdrowi. Wyjątkowo w ostatni weekend Boesnich cały mecz przesiedział na ławce rezerwowych. Nasz reprezentant jest wychwalany przed tamtejszych kibiców za pewność w destrukcji i świetne rajdy, niezwykle wzbogacające ataki Bayeru. Nic więc dziwnego, że niedawno Sebastian przedłużył kontrakt z klubem do 30 czerwca 2016. A miał być tylko tymczasowym rozwiązaniem.

Historia Boesnicha przypomina trochę casus Łukasza Piszczka. Niewielu może pamięta, ale gdy przechodził on latem 2010 roku z Herthy Berlin do Dortmundu, praktycznie nikt wówczas nie dawał mu szansę na regularną grę w Borussii. Miał być zmiennikiem dla Patricka Owomoyeli, który posiadał pewną pozycję w zespole od dwóch lat. Jednak na początku sezonu doznał on kontuzji i automatycznie Piszczek musiał wskoczyć za niego do składu. Jurgen Klopp nie miał nawet wyboru.

Kontuzja niemieckiego piłkarza o nigeryjskich korzeniach przedłużała się i przedłużała, a Piszczek grał tylko lepiej i lepiej. I tak oto Łukasz wyrósł na doskonałego bocznego obrońcę i nawet zdrowy Owomoyela nie był już w stanie wygryźć ze składu Polaka.

Wracając do Boenischa, jego sytuacja w Bayerze i forma mogą tylko cieszyć Waldemara Fornalika. Boki defensywy mamy całkiem mocne, bo Piszczek to uznana marka, choć w kadrze nie gra aż tak olśniewająco jak w Borussii. Co jednak nie znaczy, że źle. Ponadto dzięki zwycięstwu mistrza Niemiec nad Szachtarem, nasz obrońca nie podda się jeszcze operacji i stąd będzie mógł zagrać w najbliższych meczach eliminacyjnych. Mając na lewej Piszczak, na prawej Boenischa, możemy liczyć na względny spokój w tych rejonach boiska oraz ciekawe akcje ofensywne z udziałem tych zawodników.

 skrót meczu Polska - Australia i już na początku asysta Boenischa

Pamiętamy bowiem początki Sebastiana w naszej reprezentacji. Zadebiutował we wrześniu 2010 w spotkaniu z Ukrainą, a kilka dni później zagrał bardzo dobre spotkanie przeciwko Australii. Zaliczył świetną asystę przy bramce Lewandowskiego i wszyscy pełni nadziei ogłosili: "Mamy wreszcie klasowego lewego obrońcę". Niestety niedługo potem doznał kontuzji, z którą męczył się przez dłuższy czas. Dziś znów jest w formie, znów zasłużenie znalazł się w drużynie narodowej.

- Myślałem, że jestem twardy i potrafię wytrzymać długą przerwę od piłki, ale bywało tak, że nie byłe już w stanie tego znieść. Jestem młodym zawodnikiem, mam mnóstwo energii, ciągnęło mnie na boisko. I musiałem sobie powtarzać, że nie mogę. Koszmarne uczucie - nie móc robić czegoś, co daje ci radość - wspominał piłkarz w 2011 roku w wywiadzie dla sport.pl

Ostatnie miesiące nie należały do najłatwiejszych, ale dziś Sebastian znów zachwyca. Może trener Tomasz Hajto odwoła nawet swoje słowa o tym, że to jego zdaniem Sebastian Boenisch to najgorszy obrońca w historii reprezentacji Polski.


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Wszystkich czytelników komentujących Nasze artykuły, prosimy o podpisywanie się pod swoimi wypowiedziami, nie używania wulgaryzmów i o brak spamowania. Zastrzegamy sobie prawo do usunięcia wybranego - niestosownego - komentarza.

Redakcja.