13 marca 2013

Dani Quintana – drugi Arruabarrena, czy może Leo Messi zstąpił nad Wisłę?


Gdy pod koniec stycznia podpisywał roczny kontrakt z Jagiellonią, białostoccy kibice lamentowali wniebogłosy. 26-letni pomocnik z trzeciej ligi hiszpańskiej, ma być zbawcą pogrążonego w kryzysie zespołu? Przecież to śmiech na sali. Czyżby Tomasz Hajto doszczętnie oszalał? Wystarczyły jednak trzy mecze, by Dani Quintana przekonał do siebie białostocką publiczność. Efektowne rajdy, podania, strzały i – co najważniejsze – cztery strzelone gole , szybko zamknęły usta krytykom. Jeśli Hiszpan utrzyma formę, może wkrótce wyrosnąć na nową gwiazdę ligi.

Mikel Arruabarrena, „Tito”, Inaki Descarga i „Balbino” – któż nie pamięta słynnej hiszpańskiej kolonii z Legii Warszawa? W 2008 roku ówczesny dyrektor sportowy stołecznej ekipy Mirosław Trzeciak naściągał na potęgę do klubu iberyjskiego szrotu. W zamian, w odstawkę poszła zdolna polska młodzież. Słowa Trzeciaka: „po co nam Robert Lewandowski? Przecież mamy Arruabarrenę” przeszły do legendy. Tak więc z usług strzelającego gola za golem w Zniczu Pruszków „Lewego” zrezygnowano, a postawiono na byłego piłkarza rezerw Athletic Bilbao. Efekt? Lewandowski odszedł do Lecha Poznań, skąd szybko wybił się do Borussii Dortmund, a tymczasem „Arru” na dobre zaprzyjaźnił się z ławką rezerwowych Legii, po czym wrócił do ojczyzny (pociągając za sobą równie słabych rodaków).
Jeden udany transfer na pięć prób (Inaki Astiz został objawieniem ligi) skutecznie zniechęcił działaczy Legii do zakupów na Półwyspie Iberyjskim. W jej ślady poszła cała ekstraklasa, a z Hiszpanów, którzy od tego czasu pojawili się nad Wisłą, jako tako poradził sobie tylko Andreu. Może to właśnie teraz przyszedł czas na kolejnego piłkarza z południa Europy?

Mikel Arruabarrena - symbol piłkarskiego nieudacznictwa.
- W sparingach przed rundą wiosenną, Dani pokazał się ze znakomitej strony – chwalił nowego zawodnika Hajto. – Jest szybki, dynamiczny i świetnie wyszkolony technicznie, dlatego zdecydowaliśmy się go zatrudnić – dodał wyraźnie zadowolony „Gianni”. Jego zachwytu nie podzielali kibice. Ich sceptycyzm wobec nowego piłkarza potęgowały jego warunki fizyczne. 173 cm wzrostu i 65 kg wagi to idealne wymiary dla ofensywnego pomocnika (patrz – Leo Messi, Andres Iniesta), tyle że w Hiszpanii. Tam, żeby grać w piłkę, trzeba być zwinnym i szybkim. Siła schodzi na dalszy plan. Powszechnie jednak wiadomo, że polski futbol, a szczególnie ten preferowany przez Hajtę, jest zdecydowanie bardziej siłowy. W piłkę grać próbują jedynie Legia i Lech. Z pozostałymi drużynami bywa bardzo różnie (najlepszym przykładem jest Przemysław Kaźmierczak, który ośmieszył dwóch piłkarzy Ruchu i atomowym strzałem prawie zerwał siatkę w bramce Peskovicia. W następnej akcji potknął się o własne nogi). Klubowy partner Quintany - Nika Dzalamidze, przy identycznym wzroście waży 7 kilogramów więcej. Mikrego Hiszpana skazywano więc na pożarcie przez drwali z Kielc, Łodzi, czy Bielska-Białej. 

Tomasz Hajto wierzy, że Quintana może być gwiazdą.
- To fakt, od strony fizycznej chłopak wygląda bardzo kiepsko, ale proszę mi wierzyć, że w defensywie jest równie dobry co w ataku – nie dawał za wygraną trener Jagi. – Dla mnie to jest hit transferowy. Za pół roku to może być bardzo solidny piłkarz, wszystko zależy od tego, jak poradzi sobie w lidze.

Quintana strzelił Górnikowi swoją pierwszą bramkę w Polsce.

Wygląda na to, że poradzi sobie i to bardzo dobrze, bo zmagania w ekstraklasie, Hiszpan zaczął z przytupem. W trzech ostatnich spotkaniach Quintana strzelił cztery gole. Po jednym przeciwko Górnikowi i Zagłębiu w lidze i dwa w meczu z Wisłą w Pucharze Polski. W każdym z tych meczów był najlepszym piłkarzem Jagiellonii. Oprócz fantastycznej skuteczności, Hiszpan zachwyca perfekcyjnymi podaniami i doskonałym przeglądem pola. Zdążył także szybko wkomponować się w zespół, a z partnerami rozumie się, jakby grał z nimi od dziecka. Po zwycięskim meczu w Zabrzu, koledzy z drużyny porządnie go wyściskali. Oglądając jego popisy, trudno nie zauważyć, że to piłkarz z innej planety. Reszta zespołu zwyczajnie od niego odstaje.

Dani "zbija piątkę" z Tomaszem Frankowskim.
Takich zawodników mieliśmy już jednak bez liku. Wystarczy wspomnieć Maora Meliksona, czy Gergo Lovrencsicsa – początek mieli wyśmienity, gorzej było z późniejszym potwierdzeniem wysokiego poziomu. Nawet Roger Guerreiro pod koniec swojej przygody z Legią przestał zachwycać. Jeśli Quintana chce w Polsce coś osiągnąć, powinien jak najszybciej pomyśleć o zmianie klubu. Na razie kibice mogą się cieszyć, bo... wreszcie mają powód do oglądania spotkań Jagiellonii.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Wszystkich czytelników komentujących Nasze artykuły, prosimy o podpisywanie się pod swoimi wypowiedziami, nie używania wulgaryzmów i o brak spamowania. Zastrzegamy sobie prawo do usunięcia wybranego - niestosownego - komentarza.

Redakcja.