01 kwietnia 2013

Zmiana warty. Socjonauci to nowa "czwarta władza"


Eryk Mistewicz, ojciec chrzestny polskiego Twittera, stworzył nowe pojęcie. Pojęcie socjonauty. Cóż to znaczy, pomyślicie. Otóż socjonauta to człowiek, który nie potrafi oglądać serialu, debaty, meczy, lub przejrzeć porannej prasy bez dzielenia się swoimi przemyśleniami na Twitterze, czy Facebooku.
Sam używam Twittera już prawie rok i nie wyobrażam sobie Champions League, a nawet kolejnej kopaniny w naszej Ekstraklasie bez uruchomionego „Ćwierkacza” w telefonie, czy laptopie. Obserwując dziennikarzy, ekspertów, trenerów i piłkarzy mogę zobaczyć mecz od innej strony. Zobaczyć rzeczy, na które normalnie nie zwracam uwagi i czuć się tak, jakbym oglądał go w barze razem z tymi wszystkimi osobami.

Nowe media mają ogromną siłę rażenia. Najlepszym na to przykładem były ostatnie wybory nowych władz PZPN. Dzięki „ćwierkającym” dziennikarzom, siedząc wygodnie w fotelu przed ekranem komputera, smartfona, czy tabletu wiedzieliśmy, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami hotelu „Sheraton” wcześniej niż przekazała to telewizja, nie mówiąc już o gazecie… Mogliśmy poczuć się tak, jakbyśmy byli na miejscu i siedzieli obok Bońka, Koseckiego, czy Potoka.

Jednak wcale nie musisz być dziennikarzem, ekspertem telewizyjnym, czy inną znaną osobowością, by przekazywać swoje odczucia innym i być medialnym autorytetem. Możesz to wszystko osiągnąć siedząc w domu. Nieważne kim jesteś. Biedny, czy bogaty. Mądry, czy głupi. Możesz mieszkać w starej kamienicy, lub w nowo wybudowanym domu. Wystarczy, że innym spodoba się to co piszesz.
Serwisy społecznościowe to idealny wzór demokracji. Nikt, nic Ci nie narzuca. Wybierasz tylko to co jest Ci naprawdę potrzebne, bez zbędnych kliknięć.

Gdyby nie było socjonautów, nie byłoby także tradycyjnych mediów, a politycy i gwiazdy, byliby znacząco mniej popularni niż obecnie.
Każdy marzy by socjonauci go zauważyli. Jeśli tak się stanie to Twoje słupki popularności lawinowo pójdą w górę.

Internauci produkują każdego dnia około 3 miliardów (!) „polubień” na Facebooku i ponad 200 milionów „ćwierknięć” na Twitterze.
Dobre wykorzystanie tych danych i skłonienie internauty do pisania o danym programie telewizyjnym, czy artykule w gazecie, to w tych czasach podstawa działania każdego medium. Łatwiej jednak powiedzieć niż zrobić. Pomiędzy pokochaniem, a znienawidzeniem istnieje cienka granica, którą można w banalny sposób przerwać, a wtedy prosta droga do upadku.

Dzięki nowym mediom nie muszę już przekopywać sieci w poszukiwaniu interesujących mnie informacji. Wystarczą dwie rzeczy. Twitter i rozsądnie uwity RSS. Celne komentarze, ciekawe zdjęcia, czy śmieszne video. Wszystko w jednym miejscu.

Tylko tyle i aż tyle.

Coraz częściej widzimy, że gazety, czy telewizje cytują internetowych ekspertów. Tak będzie coraz częściej, aż dojdziemy do chwili, w której, nie pogodynka, a człowiek z sieci będzie bardziej popularny.
Wtedy, to socjonauci staną się „czwartą władzą”, zastępując na tym stanowisku tradycyjne media, które będą służyć już tylko przekazywaniu informacji, a nie jej tworzeniu.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Wszystkich czytelników komentujących Nasze artykuły, prosimy o podpisywanie się pod swoimi wypowiedziami, nie używania wulgaryzmów i o brak spamowania. Zastrzegamy sobie prawo do usunięcia wybranego - niestosownego - komentarza.

Redakcja.