Franciszek Smuda zadebiutował dzisiaj na stanowisku trenera SSV Jahn Regensburg i chyba powoli musi zacząć rozglądać się nad nową, bezpieczną posadą. Zgrupowanie w "znanym i przez Polaków lubianym" tureckim Belek zdecydowanie nie przyniosło oczekiwanych rezulatów i jak zawsze okazało się początkiem piłkarskiej kaszany.
Można zacytować klasyka i powiedzieć, że warunki atmosferyczne nie nadawały się do gry w piłkę (sobota, w dodatku godzina "13:30"), ale przecież miało to (oczywiście czysto teoretycznie) taki sam wpływ na grę obu drużyn. Spragnieni piłkarskich emocji mieszkańcy pięknego miasta jakim bez wątpienia jest Ratyzbona, całkiem tłumnie przyszli na pierwszy wiosenny mecz swojego ukochanego zespołu (w liczbie 10 212 osób) i na pewno zaspokoili pragnienie oglądania futbolu na poziomie (2) Bundesligowym. Jeśli mieli jakąkolwiek wiarę w umiejętności drużyny Franciszka Smudy oraz magiczny wpływ Polaka na drużynę, to na pewno już zweryfikowali swoje poglądy i mogą bookować wyjazdy narciarskie w terminach następnych meczów SSV Jahn.
Zespół z Ratyzbony dostał największy (i zarazem bardzo efektowny) oklep od drużyny z Berlina (wicelidera rozgrywek), a w świat poszło coś więcej niż tylko suchy wynik. Nieszczęście klubu Franciszka Smudy polega na tym, że spotkanie z Herthą zostało pokazane na antenie Eurosportu i można było je zobaczyć w wielu krajach świata. A oglądanie meczu w telewizji różni się od obserwowania spotkania na znanym i lubianym przez nas livescore tym, że widać boiskowe poczynania zawodników i styl gry obu zespołów oraz ich klasę/jej brak.
Zespół Franciszka Smudy nadaje się na Bundesligę, ale raczej na tą trzecią (i to też nie na czołowe miejsca w tabeli). Dużyna z Ratyzbony stosuje ulubione ustawienie byłego selekcjonera reprezentacji Polski (4-2-3-1) i z założenia ma wyprowadzać wywalać piłkę z tylnych sektorów boiska do przodu, do jedynego napastnika jakim jest raczej anonimowy Francky Sembolo (20 meczów i 7 bramek w tym sezonie 2 Bundesligi) mierzącego 177 centymetrów wzrostu.
W rolę Błaszczykowskiego wcielił się 21-letni Ramon Machado - brazylijski futbolista, dla którego jest to pierwszy sezon w życiu w seniorskim futbolu (jak na anonimowego Brazyliczyka jest to całkiem niezły debiutancki okres, Machado ma na koncie 2 bramki w 15 meczach). Obok Franciszek Smuda postawił na kolejnego tak zwanego "cofniętego" (albo "defensywnego") napastnika - 20-letniego Marco Djuricina z Austrii (9 meczów w tym sezonie dla SSV Jahn i oczywiście zero goli) oraz urodzonego w 1994 roku Carlinhosa (podobno jest... obrońcą, spotkanie z Herthą było dla tego wypożyczonego z Bayeru Leverkusen Brazylijczyka debiutem w Ratyzbonie).
W roli zawodnika defensywnego tworzącego sytuacje bramkowe wcielił się kanadyjski odpowiednik i zarazem rówieśnik Rafała Murawskiego - sprowadzony kilka dni temu Julian De Guzman (grał kiedyś w Hannoverze i hiszpańskim Deportivo, ale od roku 2009 kopał w Toronto FC i FC Dallas). Obok De Guzmana biegał raczej anonimowy Oliver Hein - 22-letni nominalny obrońca (wychowanek SSV Jahn, gość bez jakiegoś specjalnego doświadczenia w walce o utrzymanie w 2 Bundeslidze).
Obrona drużyny Smudy była prześmieszna i momentami przypominała defensywę Southamptonu (o której nasz tekst możecie przeczytać TUTAJ ). Stanowili ją: 21-letni Koray Altinay (wychowanek Bayernu Monachium, nominalny... napastnik), 29-letni Andre Laurito, 22-letni Wilson Kamavuaka (wypożyczony z Nurembergii nominalny... pomocnik) oraz prawie 34-letni były reprezentant Niemiec (5 występów w latach 2002-2005) Christian Rahn. Na pozycji bramkarza wystąpił całkiem doświadczony Timo Ochs. Chaos? Gwarantowany!
Początek meczu nie zapowiadał tragedii. Hertha sondowała możliwości zestawionej personalnie chyba metodą losowania drużynie z Ratyzbony (złożoną z raczej zagadkowych sportowców) i... nie zdołała przez 45 minut strzelić ani jednego gola. Drużyna prowadzona przez Polaka na akcje gości odpowiadała ostrą grą i kopaniem frywolnej futbolówki "na chaos". Po pierwszej połowie spotkania kibice gospodarzy mieli jeszcze nadzieje na zdobycie jednego punktu, ale wszystko popsuło się w przerwie (Hertha już wiedziała, z kim ma do czynienia). W drugiej połowie wszystko wychodziło wiceliderowi 2. Bundesligi, zaś SSV Jahn... mogło tylko obserwować poczynania rywala i liczyć na jak najniższy wynik.
Tuż po pierwszym gwizdku sędziego drużyna polskiego trenera dostała pierwszy cios - od razu w nos. Pach! i w 52 minucie gola strzelił Adrian Ramos. Nadzieje gospodarzy na cenny punkt prysły cztery minuty później, kiedy to strzałem z rzutu karnego wynik podwyższył Ronny. W 68 minucie trzecią bramkę dla Herthy strzelił sprowadzony za Bena Sahara... Wagner. I chociaż na trafienie piłkarza ze stolicy momentalnie odpowiedział wprowadzony przez Franciszka Smudę w 69 minucie Weidlich, to pięć minut przed końcem spotkania po raz drugi w tym meczu Timo Ochsa pokonał niezastąpiony Ronny. I kiedy zgromadzeni na stadionie kibice SSV Jahn zaczęli już opuszczać stadion załamani tragiczną postawą swoich ulubionych piłkarzy, to... jeszcze jednego gola strzelili goście. Tym razem na listę strzelców wpisał się kolejny rezerwowy Herthy, Knoll.
Stare polskie powiedzenie brzmi "pierwsze koty za płoty", ale tym razem płoty okazały się być za wysokie - przypominające berliński mur. Franciszek Smuda ma kilka miesięcy na odmienienie oblicza zespołu z Ratyzbony (chyba, że wcześniej zostanie zwolniony lub zrezygnuje). Do miejsca gwarantującego udział w barażach o utrzymanie drużynie SSV Jahn traci 4 punkty (16. pozycję zajmuje Dynamo Dresden), a do bezpiecznej piętnastej pozycji brakuje ośmiu "oczek". Problem jest jednak jeden - każdemu klubowi z dołu tabeli zależy na utrzymaniu i nikt nie podda się przed finiszem (to nie nasza ekstraklasa).
Wszystko jest możliwe, ale... czy SSV Jahn jest w stanie utrzymać się w lidze? Chyba... nie. Drużyna z Ratyzbony jest ekipą złożoną z piłkarzy przede wszystkim młodych i niedoświadczonych. Pochodzących z różnych krain i będących w różnej formie fizycznej. Bo chociaż drużyna Franciszka Smudy była na długim zgrupowaniu w Belek, to... nowych zawodników pozyskano dopiero pod koniec okienka transferowego ( aż trzech sprowadzono ostatniego dnia). Co prawda Sergio "Koke" w barwach SSV Jahn jeszcze nie zadebiutował (Hiszpan jeszcze niedawno był bliski gry w Legii Warszawa, a ostatnio reprezentował barwy FC Baku i prezentował się tam beznadziejnie), ale już De Guzman został rzucony od razu na głęboką wodę.
Dziwią również eksperymenty taktyczne Franciszka Smudy, który na obronie wystawił pomocnika i napastnika, w linii pomocy postawił na dwóch nominalnych obrońców oraz wystawił taką samą liczbę piłkarzy podających się za napastników. Dzisiaj wyglądało to tragicznie, ale... z oceną tych pomysłów należy się wstrzymać. W końcu Bartosz Salamon też kiedyś zagrał po raz pierwszy na stoperze (poprzednio był pomocnikiem), a Łukasz Piszczek kiedyś został przestawiony z ofensywy na defensywę i początki miał bardzo trudne. Celem byłego selekcjonera reprezentacji Polski jest utrzymanie drużyny z Ratyzbony w lidze i właśnie z realizacji tego zadania (a nie z decyzji personalnych) będzie on rozliczany. Bądźmy realistami - SSV Jahn to bardzo słaby zespół, który nie pasuje do drugiej ligi niemieckiej. Czy w końcu będzie pasował? Tego dowiemy się za kilka miesięcy...
M.W.
2 komentarze:
Smuda ma niezwykle ciężko, ale pewnie zawsze znajdzie pracę w jakimś polskim klubie z Ekstraklasy.
wspaniały tekst, pozdrawiam!
tomaszek67
Prześlij komentarz
Wszystkich czytelników komentujących Nasze artykuły, prosimy o podpisywanie się pod swoimi wypowiedziami, nie używania wulgaryzmów i o brak spamowania. Zastrzegamy sobie prawo do usunięcia wybranego - niestosownego - komentarza.
Redakcja.