Tę historię wszyscy już znamy. Dzisiejsza gwiazda Canarinhos, o którą biło się pół Europy, grała kiedyś w Polsce. Były ligowiec przeszedł właśnie z Corinthians do Tottenhamu za kwotę 20 mln euro, czyli jakieś pięć razy więcej niż ówczesny budżet ŁKS-u. 99,7 % kibiców dowiedziało się o krótkim pobycie Paulinho w Polsce, dopiero po debiucie w reprezentacji Brazylii, we wrześniu 2011 roku. Nowy nabytek Tottenhamu Hotspur do dzisiaj spędza sen z powiek działaczy i kibiców. Nie mieści się w głowie, że piłkarz o statusie światowej gwiazdy, błyszczący dzisiaj u boku Neymara, jeszcze nie dawno strzelił bramkę Startowi Otwock na polskim klepisku, grając m.in. z Arkadiuszem Mysoną.
Tutaj nie chodzi o to, że wypuściliśmy z Polski piłkarza, który dałby naszej lidze nie wiadomo ile. Jeśli już, pewnie trafiłby za 200 tysięcy euro do Legii, teraz grałby gdzieś w Krasnodarze - to bardzo prawdopodobny scenariusz. Bardziej zadziwia mnie fakt, że mając w Polsce talent czystej wody, pozwolono mu odejść ot tak. Nie trafia do mnie argumentacja polskich dziennikarzy, którzy znajdują usprawiedliwienie dla ówczesnego sztabu szkoleniowego. Bo kiedy Paulinho wyjeżdżał z powrotem do ojczyzny, inne polskie kluby pozwoliły mu odejść, bo kibice go nie zatrzymali. Kibice? To ŁKS miał go u siebie, trenerzy widzieli go na co dzień. Skoro już mamy pretensje do całego środowiska, uderzmy w Tottenham i trenerów Ramosa i Redknappa, bo mogli sobie wziąć piłkarza z Łodzi za free, a tak Koguty muszą dzisiaj zapłacić 20 mln euro. Czyż nie? Brazylijczyka w ŁKS-ie trenował m.in. Marek Chojnacki - dzisiaj trener Zawiszy Rzgów. Dla niewtajemniczonych: Rzgów - zadupie miejscowość w województwie łódzkim o liczbie mieszkańców niespełna 3,500 tysiąca.
Należy postawić kluczowe pytanie: dlaczego w polskim klubie nie poznano się na talencie przyszłego znakomitego piłkarza? Proste pytanie, prosta odpowiedź... Bo to Brazylijczyk, a przede wszystkim obcokrajowiec, których szczególnie w tamtym okresie u nas nie brakowało. Trudno było odróżnić kogoś rodem z zaciągu "truskawkowego" od dobrego zawodnika. Dużo bardziej od Paulinho zastanawia mnie sprawa Lewandowskiego. Bo Legia Warszawa uważana za najlepszy klub w Polsce, klub z najlepszym zapleczem nie poznała się na najlepszym polskim piłkarzu od czasów Zbigniewa Bońka, mimo tego że Lewandowski trenował nieopodal stadionu Legii, w Delcie. Ilu takich jak on gra teraz w niższych ligach kontynuując już tylko amatorsko zmarnowaną karierę?
Jose Paulo Bezzera Maciel Junior znany światu jako Paulinho, trafił do ŁKS-u z FC Wilno w lecie 2007 roku. Wcześniej grał w prowincjonalnym klubie Pao de Acucar, gdzie zaczynał przygodę z piłką. Jego transferem zajmowała się i zajmuje się do dzisiaj firma KGM Sports, która wręcz specjalizuje się w lokowaniu Brazylijczyków w różnych ligach europejskich, nawet na Litwie czy w Mołdawii. Pod egidą KGM znajdują się jeszcze m.in Sammir z Dynama Zagrzeb i Ewerton z Andży Machaczkała. Debiut w barwach ŁKS-u przypadł na dzień 15 września 2007 roku i mecz z Zagłębiem Sosnowiec. ŁKS wygrał 3:0 pod wodzą trenera Wojciecha Boreckiego - dzisiaj prezesa Podbeskidzia. Paulinho nie cieszył się zbytnim uznaniem. Wystąpił w siedemnastu meczach Ekstraklasy w sezonie 2007/2008, ale raczej były to końcówki spotkań. Zagrał jeszcze cztery mecze w Pucharze Ekstraklasy i jedno w Pucharze Polski, gdzie jak już wspominałem, strzelił bramkę Startowi Otwock. W dniu debiutu Paulinho miał dokładnie 19 lat i 52 dni.
Podejście do nowo pozyskanych piłkarzy w polskich klubach... Możemy się tylko domyślać, jakie było. Przyjechał wystraszony, cichy chłopak do obcego kraju, a tutaj kompletna amatorka. Pewnie miał potencjał już wtedy, ale nie mógł tego pokazać na łódzkim kartoflisku, wśród kolegów - amatorów, których, o zgrozo, nazywa się polskimi piłkarzami zawodowymi. Paulinho nie raz przeżywał chwile załamania w kompletnie obcym dla niego miejscu. W Otwocku ofiarą dzisiejszego kumpla Neymara padł niejaki Dawid Bułka, o którym nic nie wiem, przyznaję. Wiem tylko, że dalej gra w Otwocku. Było to największe osiągnięcie Paulinho w Polsce, bo ze składu łodzian wygryzł go pupilek miejscowego środowiska - Mladen Kascelan. Ten sam piłkarz, który dzisiaj kopie piłkę w drugoligowym Arsenalu Tuła z Rosji.
Mimo wszystko, w ŁKS-ie Łódź nie upatruję winy. Prawa do zawodnika posiadał niejaki Algimantas Breiskas, pomagający przy transferze do Europy. To po stronie litewskiej była większość praw do zawodnika. W Polsce Paulinho przebywał trochę na zasadzie wypożyczenia.
Do całej sprawy podchodzę na chłodno. Wielki piłkarz, który kiedyś grał w polskim klubie to tylko ciekawostka, którą można przytoczyć tak samo, jak osobę Rodrigo Moledo, który po odstrzeleniu przez Odrę Wodzisław znalazł angaż w Metaliście Charków. Pięć milionów euro zapłacone przez Ukraińców na wszystkich zrobiło wrażenie. W całej sprawie Paulinho i Łódzkiego Klubu Sportowego frapuje mnie jedna rzecz. W wywiadzie dla ESPN zawodnik wspomina Litwę i Polskę wręcz jako miejsce kaźni dla piłkarza. Bez infrastruktury, bez perspektyw, jak w kraju trzeciego świata. To nie jest dobra reklama dla naszej piłki, a przede wszystkim naszego kraju. Chciałbym, żeby każdy obcokrajowiec wyjeżdżający od nas z kraju nie wspominał o rasizmie i wszelakiej patologii. A o Paulinho musimy natychmiast zapomnieć, bo dzisiejsza ranga tego piłkarza to żadna nasza zasługa i medal nam się za to nie należy.