28 lutego 2013

Jonathan Legear - zabójcza broń Tereka


Niemalże każdy klub w Europie chce mieć swojego Hazarda, ale nie wszystkich na takiego piłkarza stać. Dodatkowym problemem jest ograniczona liczba Hazardów (jest ich dwóch) lub ich wysokiej klasy substytutów. W reprezentacji Belgii występuje wielu utalentowanych zawodników, ale nie da się nimi wzmocnić wszystkich możnych futbolowego świata. Kluby z całego świata ściągają więc tańsze odpowiedniki. Nie wszystkie są jednak bezpieczne.

Dlatego też każdy zainteresowany posiadaniem belgijskiej gwiazdy kupuje takiego "Hazarda", na jakiego go stać. Zenit sprowadził Axela Witsela, Everton ściągnął Kevina Mirallasa, Christian Benteke przeszedł do Aston Villi, a Jonathan Legear występuje w Tereku Grozny. Wszyscy obdarzeni są większym lub mniejszym talentem piłkarskim, ale ten ostatni... najbardziej znany jest ze swoich spektakularnych osiągnięć pozaboiskowych. Kim jest kolega z drużyny Macieja Rybusa i Marcina Komorowskiego?




Jonathan Legear urodził się w 1987 roku w Liege i rozpoczął swoją karierę w szkółce Standardu. Po pewnym czasie utalentowanego juniora podkupiła akademia Anderlechtu. W Brukseli wielokrotny reprezentant juniorskich reprezentacji Belgii zadebiutował w seniorskiej piłce. Piłkarzem pierwszej drużyny "Fiołków" został w wieku 17 lat. 

Legear stosunkowo szybko przebił się do pierwszego składu Anderlechtu. Postacią pierwszoplanową stał się rok po odejściu Michała Żewłakowa do Olympiacosu. Od sezonu 2007/8 młodziutki Legear regularnie brylował w pierwszej jedenastce i nieźle spisywał się w europejskich pucharach. Wraz z dobrą grą i sukcesami (mistrzostwo Belgii i Puchar 2006 oraz 2007, Puchar Belgii 2008), w życiu błyskotliwego skrzydłowego pojawiły się także gigantyczne pieniądze. Legear coraz więcej czasu zaczął poświęcać rozrywkom i nie wzniósł się na wyższy poziom sportowy. Na ligę belgijską to jednak wystarczało. Na brawurową jazdę samochodem - już nie.

Po raz pierwszy o Legearze-rajdowcu zrobiło się głośno w roku 2009. Ofensywny pomocnik interesował się samochodami oraz imprezami. Pewnego razu postanowił połączyć swoje pasje i wjechał swoim BMW w dom. Był pod wpływem alkoholu i został za swoje zachowanie ukarany karą... 50 godzin prac społecznych. 

Samochód Legeara po bliskim spotkaniu z pewnym domem.


Niedługo potem Anderlecht wygrał ligę belgijską (w 2010 roku), a ofensywnego zawodnika po raz pierwszy powołano do dorosłej reprezentacji Belgii. Skończyło się tylko na dwóch występach, ale były to  spotkania w meczach o punkty. 
Wkrótce popularne "Fiołki" zdecydowały się sprzedać swojego notorycznie imprezującego zawodnika po zakończeniu kolejnego sezonu. Wiadomo było, że skrzydłowy lepszy już prawdopodobnie nie będzie. Sprawiającego problemy 23-letniego zawodnika można było się pozbyć i przy okazji zarobić sporo pieniędzy.

Legear świętuje mistrzostwo Belgii.


W sierpniu 2011 roku Terek Grozny zapłacił za Legeara 4,5 miliona euro. Belg związał się z czeczeńską ekipą kontraktem ważnym do czerwca 2014. W Barwach Anderlechtu wystąpił łącznie w 122 spotkaniach, w których zdobył 19 goli.

Legear nie podbił ligi rosyjskiej i z marszu został tylko piłkarzem szerokiego składu. Jeśli bowiem zawodnik Tereka nie prezentuje odpowiedniej formy sportowej, to nie ma dla niego miejsca w pierwszym składzie. Belg demonem pracy nigdy nie był, a do Rosji przyciągnęły go najprawdopodobniej tylko wysokie zarobki... Sam talent jednak czasami nie jest wystarczający...

Latem 2012 Legear po raz kolejny dał poznać się jako raczej słaby rajdowiec. Swoim samochodem Porsche Panamera piłkarz Tereka wjechał o godzinie piątej rano do środka stacji benzynowej firmy Esso położonej w Tongeren (Belgia). Podobno pomylił gaz z hamulcem.



Poziom alkoholu w organiźmie sportowca podobno tylko nieznacznie przekraczał dozwolone granice. Legearowi odebrano prawo jazdy na... dwa tygodnie. Straty zdemolowanej stacji benzynowej oszacowano na około 300 tysięcy euro. Na szczęście w budynku przebywało mało ludzi (była to sobota) i tylko jedna osoba została ranna. Legear przeprosił wszystkich poszkodowanych i momentalnie uciekł do Rosji. Niedługo potem doznał jakiejś drobnej kontuzji, do gry powrócił w połowie września.

W sezonie 2012/13 25-letni Legear nie jest kluczowym piłkarzem drużyny z Czeczenii. Terek odnosi sukcesy, ale belgijski skrzydłowy na murawie pojawił się tylko ośmiokrotnie. W ciągu 318 minut zdobył gola i zaliczył jedną asystę. Często był zmieniany. Były piłkarz Anderlechtu stopniowo coraz bardziej zawodzi, a jego wartość transferowa szacowana jest obecnie na dwa miliony euro (ale pewnie nikt go by za tyle nie kupił). Być może jeszcze w tym okienku transferowym Belg zostanie zmuszony do zmiany zespołu.

Czy Jonathan Legear zamieni piłkę nożną na rajdy samochodowe?

Raczej nie, ale kolejnym krokiem w karierze dwukrotnego byłego reprezentanta Belgii może być w bardziej lub mniej odległej przyszłości transfer do któregoś z zespołów polskiej ekstraklasy. Nie tacy atleci występują już w naszej ekstraklasie...


Rok 2009. BMW X5 22-letniego wówczas Jonathana Legeara po liftingu.


Lato 2012. Legear wpada do stacji benzynowej na drobne zakupy.

27 lutego 2013

Świeżo po Gran Derbi - redakcja Podbramkowo odpowiada na 4 najważniejsze pytania.


Jesteśmy tuż po wtorkowym 'Gran Derbi', w którym Real Madryt z ogromnym spokojem wygrał z FC Barceloną 3:1. Mało kto zakładał taki scenariusz wydarzeń, a tym bardziej to, że z taką łatwością piłkarze z Katalonii oddadzą zwycięstwo największemu rywalowi. Wiele osób od razu zaczęło analizować przyczyny takiego, a nie innego wyniku. Zaczęli zadawać pytania i pozostawiać je bez odpowiedzi. My - redakcja Podbramkowo - postanowiliśmy zadać cztery najciekawsze wg. nas pytania i obiektywnie udzieliliśmy na nie odpowiedzi. Zapraszamy do lektury


1. Czy FC Barcelona - odwołując się do Michała Pola - jednak nie jest "samograjem" i czy Tito Villanova lub jego tymczasowy zastępca - Jordi Roura - są w stanie utrzymać klub na takim znakomitym poziomie, z jakiego słynął klub z Camp Nou za czasów Guardioli?




Jędrek: FC Barcelona być może była drużyną ponadczasową i niezwykłą - ale musimy pamiętać, że mówimy tu o zespole trenera Pepa Guardioli. Kiedy Tito Villanova przejął schedę po utalentowanym trenerze, większość wróżyło mu świetlaną przyszłość - bo w końcu kto nie potrafiłby sterować najlepszymi zawodnikami świata? Okazuje się, że jednak można. 'Blaugrana' bez przywódcy na ławce rezerwowych, niezwykłych wyników osiągać nie będzie. Owszem, tercet Messi - Iniesta - Xavi nadal będą z wielką łatwością rozklepywać Granadę i Zaragozę, ale już mecz z Milanem i Realem pokazał, że z klubami z wyższej półki Argentyńczyk i spółka mogą mieć problem.

Mikołaj: Obecna FC Barcelona jest produktem lekko przeterminowanym. Drużyna z Katalonii w tym roku zdobędzie prawdopodobnie mistrzostwo Hiszpanii, ale po sezonie musi dojść w niej do sporych przemeblowań. Nic nie trwa wiecznie: był czas Barcelony Rijkaarda, potem przyszła kolej na Barcę Guardioli. Teraz drużynę według swojej autorskiej koncepcji musi stworzyć Tito Villanova. Albo jakiś inny szkoleniowiec. Sam Messi tego wózka nie pociągnie, a reszta zespołu coraz bardziej rdzewieje (cieniem samego siebie z dawnych lat jest Daniel Alves).

Dominik: Ciężko się z tezą Pola nie zgodzić. Co prawda piłkarze Barcelony należą do jednych z najlepszych na świecie na swoich pozycjach, ale nawet oni potrzebują kogoś, to czasem w przerwie szepnie im coś mądrego do ucha w szatni. Który ich ustawi, a na takie szczególne mecze jak Gran Derbi, wymyśli "coś ekstra". Na Valladolid czy Osasunę może wystarczy rzucić im piłkę i niech grają. Ale widzimy, że z Milanem i Realem to za mało. A Roura doświadczenie ma nikłe,z rezerw i ligi japońskiej. Do tego jego wybory nie imają się logice - czemu nie wpuścił Villi od początku, czemu wszedł Tello, a nie Sanchez? Chaos, a do tego w najgorszym dla Barcy momencie w trakcie sezonu (od lat) - czyli na przełomie lutego/marca.


2. Czy Real jest w stanie długo wytrzymać bez klasowego napastnika?

J: Tak - jeśli Real w najbliższym czasie nie zamierza toczyć bojów o Ligę Mistrzów. Nie - jeśli Real marzy o dominacji Europy. Benzema i Higuain to napastnicy z bardzo dobrego sortu, którzy w wielu klubach europejskich strzelaliby jak na zawołanie. Ale "Królewscy" potrzebują z przodu kogoś magicznego, a nie tylko zawodników, którzy wykorzystują co drugą sytuację - lub czasem zdarzy im się nie trafić do pustej bramki. Media spekulują, że na Santiago Bernabeu miałby trafić Falcao lub Wayne Rooney. W te plotki jednak nie wierzę, gdyż na lato 2014 szykowany już jest transfer za grube pieniądze, porównywalne do transferu Cristiano Ronaldo. Piłkarzem "Królewskich" ma zostać Gareth Bale i trzeba zadać pytanie, czy na pewno Real będzie stać jeszcze na transfer klasowego napastnika?

M: W Madrycie nadal liczą na dwóch napastników z paszportami francuskimi - Benzemę i Higuaina (występującego w kadrze Argentyny). Nie są to przysłowiowe piłkarskie "ogórki" i być może któryś się wreszcie odblokuje. Na coś takiego się jednak nie zanosi i w lecie do Realu będzie musiał zostać sprowadzony klasyczny snajper. Przez najbliższą rundę dużo bramek dla Królewskich będą musieli zdobywać ofensywni pomocnicy. Wszyscy mówią tylko o Ronaldo, ale przecież nie tylko on potrafi dla drużyny z Madrytu strzelać gole. Jest jeszcze Di Maria, być może do wielkiej formy powróci Kaka.

D: Właściwie to zależy od sił C. Ronaldo. Bo z Barceloną harował niesamowicie, właściwie grał jako skrzydłowy i napastnik jednocześnie. On wreszcie przełamał się w GD i błyszczy w nich nawet bardziej niż w innych meczach. Ale na dłuższą metę taka marna forma Benzemy i Higuaina może się zemścić. Bo Moratą chyba ciężko straszyć Manchester United?

3. Dla której drużyny - Realu czy Barcelony - triumf w Lidze Mistrzów będzie cięższy?

J: FC Barcelona. Zespół po przegranej w Gran Derbi na pewno nie tryska pewnością, a AC Milan jest bardzo zdeterminowany, by być sprawcą niezwykłej sensacji. Przebudzić musi się w końcu Leo Messi, który od kilku spotkań wygląda jak zagubione dziecko we mgle. Z kolei Real Madryt jedzie na Old Trafford pewny swoich umiejętności. Na boisku na pewno zadecydują indywidualne umiejętności Cristiano Ronaldo, Robina Van Persiego, czy zmysły taktyczne Fergusona i Mourinho. W tym meczu może zdarzyć się wszystko, ale na pewno "Królewscy" nie stoją na przegranej pozycji.

M: Obie drużyny staną przed trudnym wyzwaniem, ale w gorszej sytuacji znajduje się FC Barcelona. Drużynie z Katalonii aktualnie nic nie wychodzi, a zawodnicy Milanu potrafią świetnie wyłączyć z gry wszystkich piłkarzy Barcy i znają się na grze z kontry. Największą wadą Drużyny Leo Messiego jest brak stałego trenera - brak stabilizacji. To wszystko jest opcją tymczasowa, której nie można nazwać autopilotem. Real Madryt prowadzony jest od dawna przez Jose Mourinho, który doskonale zna się na futbolowych czarach. Wychodził już w życiu z wielu opresji, być może niedługo stanie się bohaterem Madrytu po raz kolejny.

D: Po tym, co zobaczyliśmy w starciu na Camp Nou, wydaje się, że dla Barcelony. I choć gra niby u siebie z Milanem. Ale Włosi mają zaliczkę przyzwoitą (2:0). A przede wszystkim "Duma Katalonii" przestała grać swój futbol, akcje się nie kleją. Będzie bardzo ciężko będzie odrobić straty choć jeśli gdzieś odnajdą swoją normalną dyspozycję - nic nie jest niemożliwe. Tylko czy są w stanie wrzucić swój normalny bieg? Co do Realu - zespół Mourinho, więc skierowany na zadania. Zmobilizowany wtedy zwłaszcza, gdy największe wyzwania. W weekend wyjdą pewnie rezerwy w Realu na kolejne Gran Derbi, by dać odpocząć gwiazdorom. Myślę, "Królewscy" są w stanie wyeliminować United. Tylko muszą być bardziej skuteczni, bo o sytuacje nie będzie w rewanżu tak łatwo, jak w pierwszym spotkaniu.

4. Kogo powinna sprowadzić w lecie FC Barcelona? Na co stać jej wychowanków?

J: Na pewno sztab szkoleniowy jak i działacze staną przed niezwykle trudnym zadaniem, przed sezonem 2013/2014. Jeśli drużyna z Katalonii marzy o powrocie do dominacji w Europie, musi na dobrą sprawę rozpocząć budowanie zespołu od nowa. Koszulkę z numerem 1 założy pewnie ktoś z trójki: Reina, Lloris czy Courtois, czyli ktoś z światowej czołówki. Wzmocnić należy również defensywę - bo choć Puyol nadal jest klasowym zawodnikiem - coraz częściej popełnia błędy. Ratunkiem mógłby być Adil Rami z Valencii, bądź Matts Hummels z BVB. Ofensywę FC Barcelona będzie budować na zawodnikach o podobnych warunkach i umiejętnościach obecnych piłkarzy. Na pewno w kręgu zainteresowań klubu są Neymar, David Silva, czy Mario Gotze. W drużynie przydałby się także następca Davida Villi, który powoli pakuje walizki. W takim przypadku muszę wywołać "Lewego" do tablicy i zapytać słowami słynnego dziennikarza "A może Barcelona?" [edit: niektórzy chyba nie czują żartu. Nie - Lewandowski nie nadaje się do Barcelony] Wychowankowie to z kolei rzecz, na którą w kolejnych sezonach Barca musi znowu postawić. Produkcja nowego Xaviego, Messiego i Iniesty może potrwać jeszcze kilka lat, ale klubowi z Katalonii na dłuższą metę na pewno może się to znowu opłacić.

M: O jej najmłodszych wychowankach wiemy niewiele. Gerard Deulofeu i Dongou schowani są w drugiej drużynie, Tello nie zachwyca (przede wszystkim - musi ustabilizować formę). Barcelona musi sprowadzić wreszcie skutecznego napastnika, który zastąpi Davida Villę i Sancheza (Chilijczyk nadaje się tylko do gry z kontry). Falcao? Neymar? El Shaarawy? Katalończycy powinni również sprowadzić kogoś na skrzydło. Piłkarza, który odciąży Pedro i Iniestę. Isco? Iker Muniain? Dumie Katalonii bardzo by się przydał także dodatkowy stoper. Sakho? a może De Rossi, który kapitalnie spisywał się na pozycji środkowego obrońcy w kadrze Włoch? Do Barcelony muszą przyjść prawdziwe gwiazdy. Piłkarze kompletni i przygotowani do odnoszenia sukcesów. Tacy, którzy zmienią styl gry tej drużyny. I odciążą Leo Messiego, który nie jest maszyną. Wbrew pozorom!

D: Wychowanków stać na wiele, ale niekoniecznie tych, którzy bywają posyłani do boju. Montoya jest taki sobie, Tello tym bardziej. Deulofue to chyba wciąż melodia przeszłości. O reszcie mało wiemy wciąż. A trzeba tak naprawdę zawodników gotowych "na już". Szkoda, że Barca nikogo nie ściągnęła zimą, to może się odbić. A latem? Za Valdesa pewnie Reina, może Courtois lub Caballero. Ale przede wszystkim trzeba wzmocnić obronę i atak. Pedro za mało daje, Villa pewnie odejdzie. Cavani, Suarez - może ktoś z nich? Konieczne są też nowe siły w obronie, bo Puyol nie jest wieczny, a Alves nieomylny.



Jędrek Ostrowski, Mikołaj Wojciechowski, Dominik Senkowski.

23 lutego 2013

Podbramkowo Extra: Milan skreślony za wcześnie.


Kiedy w sezonie 2011/12 AC Milan nie obronił mistrzostwa Włoch, w drużynie Silvio Berlusconiego doszło do sporych przemeblowań. Nastąpiły one szybko i... niemalże bezdźwięcznie. Za współpracę podziękowano wiekowym zawodnikom, a największe gwiazdy odstrzeliły się same (powędrowały do Paryża).

Kto odszedł? Gianluca Zambrotta, Filippo Inzaghi i Massimo Oddo zakończyli kariery. Mark Van Bommel powrócił do ojczyzny i podpisał kontrakt z PSV. Legendarny Clarence Seedorf wybrał radosną emeryturę w... brazylijskim Botafogo (z Kraju Kawy pochodzi jego żona), a Alessandro Nesta wyemigrował do Kanady. Szwajcarskie atrakcje wybrał z kolei 35-letni Gennaro Gattuso, który trafił do FC Sion (a mógł przejść do Legii Warszawa). Do Monaco powrócił doświadczony Flavio Roma.

Pożegnalna oprawa dla wyjątkowych piłkarzy Milanu.


Do francuskiego PSG przeszli Zlatan Ibrahimović i Thiago Silva. Wkrótce po odejściu Ibracadabry, na zarząd klubu obraził się Antonio Cassano. Reprezentant Włoch wymusił transfer do Internazionale i został wymieniony na Pazziniego.

Nie wykupiono dotychczasowo wypożyczonych: Maxi Lopeza (Catania) oraz Alberto Aquilaniego (Liverpool). Do Dynama Kijów wypożyczony (z opcją pierwokupu) został Taye Taiwo. Do kijowskiego Arsenalu trafił niespełniony talent - Dominic Adiyiah.

Na zasadzie współwłasności do Genoi przeszli bardziej lub mniej ograni w Serie A: Alexander Merkel (teraz jest kolegą Wojciecha Pawłowskiego w Udinese), Mario Sampirisi, Nicola Pasini. W 50% własnością Torino został Matteo Darmian (w starszych wersjach Football Managera był całkiem niezłym zawodnikiem).

Wydawało się, że AC Milan zostanie zmieciony z powierzchni ziemi. Dokonano tylko kilku transferów oraz wypożyczeń (Zapata, Pazzini, Constant, Traore, Bojan Krkic, De Jong, Niang, Montolivo), ale żaden z nowych nabytków nie był w stanie zastąpić legendarnego Zlatana i bardzo solidnego Thiago Silvy. 


Bojan Krkic aktualnie szuka formy w AC Milan. Były piłkarz Barcelony jest wypożyczony z AS Romy.

Początki były trudne. Wspaniale do pierwszego zespołu wprowadził się Montolivo, ale De Jong bardzo szybko doznał poważnej kontuzji. Z dobrej strony co pewien czas pokazywał się Constant, ale już Zapata częściej miewał słabsze mecze i popełniał błędy. Bojan Krkic zawodził po całości, ale wcale nie był dużo gorszy od Robinho. Z różnymi problemami walczył Alexandre Pato i przyczyniło się to do wypromowania osoby El Shaarawego. Aktualnie pierwszego "Faraona" w Mediolanie. 

Milan ewidentnie zawodził (już w pierwszym meczu przegrał 0:1 z Sampdorią) i przez większość rundy jesiennej pełnił rolę klasycznej drużyny środka tabeli. Pogromcami ekipy trenera Allegrego byli: Sampdoria, Atalanta, Udinese, Inter (0:1), Lazio, Fiorentina i Roma. Włoski szkoleniowiec zmuszony był do eksperymentowania, ale jego decyzji nie akceptowali kibice.  A drużyna grała znacznie poniżej oczekiwań. Wszystko to z eleganckich lóż obserwowane było przez rodzinę Berlusconich - właścicieli klubu.

Kiedy wydawało się, że Rosso-Neri nie potrafią grać lepiej i skazani są na porażkę, stał się cud. Osiemnastego listopada AC Milan zremisował 2:2 w wyjazdowym spotkaniu przeciwko Napoli (po dwóch golach El Shaarawego), a tydzień później pokonał 1:0 Juventus (po bramce Robinho). Pod koniec jesieni "odpalił" Stephen El Shaarawy, który zapewnił Milanowi mnóstwo kluczowych punktów. 20-latek ma już na koncie 15 bramek oraz 5 asyst w 24 meczach Serie A (gola strzela średnio raz 129 minut) oraz 2 bramki i taką samą liczbę asyst w rozgrywkach Champions League. Faraon jesienią zadebiutował także w dorosłej reprezentacji Włoch.

To właśnie Stephan El Shaarawy przywrócił nadzieję kibicom AC Milan i zapewnił swojej drużynie miejsce premiowane udziałem w europejskich pucharach. Od czasu pamiętnego remisu z Napoli, AC Milan przegrał tylko raz (uległ 2:4 Romie). Rosso-Neri aż 9 razy wygrali i zaliczyli dwa remisy. Jak można to skomentować? Jest moc!


El Shaarawy, Prince i Robinho.

Kiedy Faraon zaczął podbijać rzucił na kolana Serie A, ostatecznie od składu odstawiono Alexandre Pato. To właśnie filigranowy Brazylijczyk jako pierwszy w zimie opuścił San Siro (trzeciego stycznia przeniósł się do brazylijskiego Sao Paulo za 15 milionów euro). Pozbyto się także zbędnego Djamela Mesbaha, Ferdinando Coppoli oraz Francesco Acerbiego. Cały Mediolan zaczął dyskutować o możliwych wzmocnieniach.

Myślano nad ściągnięciem Didiera Drogby, pracowano nad kupnem doskonale znanego Ricardo Kaki. Andrea Galliani jeździł po świecie i próbował za niską cenę pozyskać prawdziwą gwiazdę. Kogoś, kto mógłby pomóc w odmianie Rosso-Nerich. Czas naglił (a Milan pozyskał tylko Cristiana Zaccardo), więc w ostatniej chwili zdecydował się na telefon do przyjaciela i wykręcił kierunkowy numer do... Holandii. 

Galliani (prawa ręka Berlusconiego) dodzwonił się do Mino Raioli. Starego przyjaciela, który dawno temu pomógł mu sprowadzić do Mediolanu między innymi Van Bommela i Zlatana Ibrahimovicia. Tym razem Raiola miał wyrządzić Milanowi jeszcze większą przysługę. Kiedy cała Europa emocjonowała się kontraktowaniem Brooklyna Beckhama przez Chelsea i Davida Beckhama przez PSG, samolot należący do Silvio Berlusconiego wyleciał do Manchesteru. Po wybawiciela posiadającego Bentleya w kolorze moro. Równocześnie nawiązano kontakt z władzami Brescii. Klub, który kiedyś wychował Pirlo, miał w swoich szeregach podobno równie utalentowanego zawodnika. 

Dnia 31.01.2013 z AC Milan długoterminowymi kontraktami związało się dwóch piłkarzy. Za 21,5 miliona euro z Manchesteru City kupiony został Mario Balotelli. Do Rosso-Nerich dołączył także Bartosz Salamon z Brescii.

Transfer Mario Balotellego wywołał w Mediolanie prawdziwe zamieszki. Przed restauracją, w której "Balo" jadł kolację, rozgoniona została prawdziwa kibicowska manifestacja. Hucznie świętowano wzmocnienie. I chociaż napastnik w Manchesterze City nie zachwycał, to spodziewano się po jego boiskowej postawie prawdziwych fajerwerków. 

Zespół zareagował pozytywnie. Natychmiast na głowach wielu Milanistów pojawiły się irokezy. Morale drużyny z Super Mario podskoczyło trzykrotnie, a El Shaarawy i Prince dostali partnera do kosmicznego futbolu oraz wesołych imprez (oby nie odpalali fajerwerków w łazience).

Mario Balotelli od samego początku został kluczowym graczem swojego ukochanego klubu. Strzelać zaczął na potęgę już w debiucie i po trzech meczach w Serie A ten 22-letni napastnik na koncie ma już cztery gole i asystę (jesienią w Premier League zdobył jednego gola w 14 spotkaniach). Były piłkarz Manchesteru City i Interu dominuje. Jest prawdziwym sercem Milanu, a kompanów ma wyśmienitych!




AC Milan w lidze od dłuższego czasu radzi sobie znakomicie i aktualnie zajmuje trzecie miejsce. Chociaż łatwo z niego można spaść, to... wszyscy w klubie patrzą na Napoli oraz Juventus. Do liderujących  Bianco-Nerich drużyna Silvio Berlusconiego traci aż 11 punktów. Czy można ich dogonić? Raczej nie, ale... z Super Mario wszystko jest możliwe! 

Do pojedynku AC Milan z FC Barceloną w 1/16 LM większość fanów włoskiej piłki nożnej podchodziło pesymistycznie. Klub z Mediolanu miał dostać kilka ciosów na wejściu i od razu pożegnać się z Pucharem Mistrzów. Szczególnie, że w tej edycji Champions League nie może już występować Mario Balotelli.

Rzeczywistość zweryfikowała jednak poglądy nawet najstarszych alpejskich górali. Milan stał się zabójczym kolektywem. Cała ta międzynarodowo-imprezowa paczka występująca w barwach Rosso-Nerich jest niesamowicie zgrana i gra z meczu na mecz coraz lepiej. Defensywą kieruje doświadczony Ambrosini, obok którego z poświęceniem biega Montolivo. Przed nimi piłką operuje nieprzewidywalny Kevin Prince Boateng. Z przodu króluje zaś "Faraon". To lepszy Milan. Jakoś 46 razy lepszy od tego z początku sezonu 2012/13. 

Drużyna Milanu w pierwszym meczu przeciwko Barcelonie zaimponowała. Piłkarze "Balomilanu" pokazali, że są niezwykle ambitni i głodni sukcesów. Grają z poświęceniem, nie brakuje im umiejętności, szybkości, żelaznej dyscypliny taktycznej i... zwykłego szczęścia. W środowym spotkaniu Mediolańczycy potrafili całkowicie wyłączyć z gry Leo Messiego i zneutralizować zagrożenie ze strony Xaviego oraz Iniesty. Kiedy było trzeba, Milan nacierał. A kiedy tiki-takę rozpoczynali Katalończycy, to Ambrosini i spółka skutecznie przerywali ich podania. Szybko, sprawnie i skutecznie. W dodatku całkiem miło dla oka. I choć drużyna Berlusconiego nie oddała wielu strzałów na bramkę Valdesa, to jednak wynik jest zdecydowanie po jej stronie. 2:0 to spora zaliczka przed rewanżem. 

Można było też odnieść wrażenie, że... poza boiskiem rozgrywa się jakiś inny mecz.




Jak skończy się przygoda AC Milan z Champions League i Serie A? Zobaczymy (podejrzewam, że nieźle), ale zapowiada się sporo ciekawych pojedynków. Czerwono-czarna część Mediolanu rośnie w siłę i w najbliższym czasie jeszcze niejednokrotnie podopieczni trenera Allegrego mogą zaskoczyć nawet najstarszych alpejskich górali. Ale na tym polega futbol. Dlatego go kochamy, dlatego sami w piłkę gramy, dlatego mecze oglądamy i tłumnie przychodzimy na stadiony, dlatego o nim piszemy.










M.W.

22 lutego 2013

Wraca Ekstraklasa - przewidywania Podbramkowo

    Po długich dwumiesięcznych zgrupowaniach, wylanych potach na treningach, kilku transferach i oczekiwaniach - w końcu rusza T-Mobile Ekstraklasa. Podekscytowanie rośnie, kibice nie mogą się doczekać i piłkarze aż rwą się do gry. I choć rodzima liga poziomem nie zachwyca, a wręcz z roku na rok piłkarsko jest coraz słabsza - to nadal cieszy się ona dużym zainteresowaniem w naszym kraju i nie ma w tym nic dziwnego, bo Polacy nie gęsi, swoją ligę mają. Przed rundą wiosenną już jedna z drużyn została niemal oficjalnie ogłoszona mistrzem, a dwa inne kluby zostały wytypowane jako pewni spadkowicze. I choć szanse na powodzenie przewidywań piłkarskich ekspertów są duże, to nie można przekreślać innych scenariuszy. Zanim więc przystąpię do naszego wróżenia z fusów, oto krótka i prawdziwa anegdota.

   Sezon 1984/85. Beniaminek Ekstraklasy - Radomiak Radom po rundzie jesiennej zajmował 5 miejsce w tabeli, tracąc jedynie 7 punktów do lidera, którą była wtedy Legia. Wtedy to podczas przerwy zimowej, jeden z piłkarzy miał wygadać się o tym, że w Polsce bardzo rozwinięta jest korupcja, a sprzedawanie meczów jest na porządku dziennym. Wtedy to piłkarze innych klubów zbulwersowani tymi słowami, postanowili zemścić się na Radomiaku i spuścić ich z ligi. I tak się stało. Każda drużyna, która grała z Radomiakiem grała jak o tytuł Mistrza Świata i po rundzie wiosennej - beniaminek spadł z ligi. Jaki z tego morał? Wszystko się może zdarzyć i żadnemu klubowi nie można przypisywać pewnego mistrzostwa i pewnego spadku. Jakie jest Nasze zdanie? Oto analiza, jak przygotowane są kluby przed rundą wiosenną 2012/2013 (kolejność: tabela po rundzie jesiennej)

   Kandydaci na mistrza


  1. Legia Warszawa - Dziennikarski Mistrz Polski.
Najlepszy transfer "Wojskowych"? Bogusław Leśnodorski. Ewenement w Polskiej piłce w ostatnich latach. Nowy prezes Legii Warszawa zrobił dokładnie to, co robiła kiedyś Wisła Kraków za Henryka Kasperczaka. Do klubu przy Łazienkowskiej w końcu zaczęli trafiać zawodnicy, którzy w swoich klubach wiedli prym  i są to jedni z najlepszych piłkarzy w naszej Ekstraklasie. Majstersztykiem Leśnodorskiego było ściągnięcie do klubu Wladimera Dwaliszwilego i Tomasza Brzyskiego - za darmo. Do transferu Tomasza Jodłowca podchodzę bardzo sceptycznie, bo jest to moim zdaniem zawodnik bardzo przeceniany. Legia to w tej chwili murowany kandydat do Mistrzostwa Polski i faktycznie, jest duża szansa, że po upragniony tytuł sięgnie. Jednak jest kilka czynników, które w tym celu mogą przeszkodzić. Możliwe kłótnie w drużynie,  presja, rotacja, przerost pewności siebie... Mimo to Legia na papierze wygląda naprawdę dobrze i to jak skończy się dla nich sezon, zależy tylko od nich.

   2. Lech Poznań - Komfortowa sytuacja, drogą do niespodziewanego tytułu?
"Kolejorz" ma coś, czego Legia nie ma. Niezwykły komfort pracy i zero presji - bo o zespole z Wielkopolski media po prostu zapomniały. A ofensywa transferowa Lecha wcale nie była gorsza, od poczynań klubu z Łazienkowskiej. Drużynę Mariusza Rumaka wzmocnił przede wszystkim Łukasz Teodorczyk - snajper, który w rundzie jesiennej, a także w sparingach punktował niezwykłą skutecznością. Innym wzmocnieniem jest Kasper Hamalainen - mianowany następcą Semira Stilicia, który jednak ma strzelać zdecydowanie więcej bramek. Fin jest świeżo po kontuzji, ale w sparingach pokazywał wielką klasę. Lech w wielkim spokoju, może powoli kroczyć do pościgu Legii, którą wciąż widać na horyzoncie. Czy podopiecznym Rumaka uda się wyprzedzić zespół z Łazienkowskiej? Nie mówimy "nie".


   3. Śląsk Wrocław - Droga do Mistrzostwa, jak lot Ikara.
 Śląsk Wrocław to jedyny z trzech klubów, który póki co wygląda dosyć słabo. Na razie oprócz samych pozytywów, kibice z Dolnego Śląska mogli nasłuchać się w przerwie zimowej nieciekawych informacji. Zygmunt Solorz zapowiedział wycofanie swoich udziałów, brak wzmocnień, przeciętna forma, niezadowolenie gwiazdy Sebastiana Mili. Dodatkowo w klubie zrobiła się dziura w defensywie, pozbawionej Tomasza Jodłowca na rzecz Legii. Śląsk ma jednak pewną zaletę - jeśli innym klubom nie będzie się powodzić, Wrocławianie mogą znaleźć się w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu, by namieszać w górze tabeli. Na mistrzostwo Śląsk raczej nie ma co liczyć, ale osiągnięcie podium to dla nich zdecydowane plan minimum.


  Kandydaci do spadku

 1. Podbeskidzie Bielsko-Biała - Gorszej ekipy nie ma.
W Podbeskidziu jedna rzecz jest po prostu jasna - od przyszłego sezonu, klub będzie rozgrywał swoje mecze w I lidze. W poprzedniej rundzie klub posiadał przynajmniej straszaka Ireneusza Jelenia, choć był to jedynie snajper na papierze, bo w strzelaniu bramek Podbeskidziu nie pomógł. Klub z Bielska-Białej nie zatroszczył się również o Kamila Adamka - piłkarza ściągniętego z Okręgówki, który w żaden sposób nie ustępował swoim partnerom. Tymczasem z zawodnikiem zarząd się skłócił i na boiskach w Ekstraklasie możemy Adamka w tym sezonie nie zobaczyć. I choć w niektórych sparingach Podbeskidzie zaskakiwało - to nie uważam, że osobistość Dariusza Kubickiego temu klubowi w czymkolwiek pomoże. Pomoże on na pewno swojemu synowi, którego na siłę ciąga po wielu klubach Ekstraklasy. A Patryk grać w piłkę naprawdę nie potrafi...

  2. GKS Bełchatów - Utrzymać się przy stole.
No właśnie - to chyba jedyna szansa drużyny z Bełchatowa na utrzymanie w Ekstraklasie. Szansa, że któryś z obecnych klubów najwyższej klasy rozgrywkowej nie otrzyma licencji na grę w przyszłym sezonie, a GKS rzutem na taśmie "utrzyma się" w lidze. Wychodzi bowiem na to, że "Brunatni" zajmą 15 miejsce, tuż przed Podbeskidziem. Ciężko napisać coś o kadrze tego klubu i sile zespołu. Większość wartościowych piłkarzy została zesłana do Młodej Ekstraklasy, a I drużynę wzmocniło kilku młodych piłkarzy. Dodatkowo zespół poprowadzi trener Kamil Kiereś, który przecież kilka miesięcy temu z klubu został zwolniony... W tym klubie nic nie jest już tak jak powinno i chyba pierwszy raz od kilku sezonów - GKS zasługuje by spaść z Ekstraklasy.


   Czarny koń rozgrywek

   Zagłębie Lubin - Śladem Viktorii Pilzno
  To może być runda Pavla Hapala. To właśnie teraz czeski trener będzie mógł udowodnić swoją szkoleniową wartość. Zagłębie Lubin w zimowych sparingach nie przegrała ani jednego meczu (!), pomimo iż podejmowała naprawdę wartościowych rywali, m.in Torpedo Moskwa oraz CSKA Sofia. W meczach kontrolnych błyszczał przede wszystkim Kamil Wilczek - który jeśli podtrzyma formę ze zgrupowania w Turcji - może być odkryciem rundy wiosennej. Kadra Zagłębia wygląda naprawdę przyzwoicie, w końcu znajdują się w niej Szymon Pawłowski, Robert Jeż, wracający z Zawiszy Adrian Błąd czy Adam Banaś. Dodatkowo "Miedziowi" wzmocnili swoją linię defensywy takimi zawodnikami jak Boris Godal (AS Trencin, Słowacja) czy znanym już kibicom Ekstraklasy Dorde Cotrą (Polonia Warszawa). I najważniejsze - Zagłębie co roku udowadnia, że granie w jesiennych warunkach niekoniecznie im służy, za to wiosenny powiew dodaje im niesamowitych sił. "Rycerze Wiosny" najprawdopodobniej i w roku 2013 udowodnią, że pomimo słabych wyników w I części sezonu są dobrą drużyną, która w T-Mobile Ekstraklasie może jeszcze dużo namieszać. By sięgnąć po mistrza czy nawet po puchary jest już chyba za późno, bo strata do drużyn z czołówki jest zbyt duża. "Miedziowi" będą więc walczyć o pieniądze z Canal + i jak najwyższą lokatę. Stawiamy, że może być to 5 miejsce.

J.O

21 lutego 2013

Kofi Nti-Boakye w drodze do Europy.


Asante Kotoko (ekipa zajmująca aktualnie trzecie miejsce w Ghana Premier League) próbuje ratować swój budżet i w tym celu zamierza sprzedać Kofiego Nti-Boake. 25-letni mierzący 168 centymetrów wzrostu napastnik jest absolutnym ulubieńcem kibiców z Kumasi. Ich ukochana drużyna z powodzeniem walczy na trzech frontach, ale jej losy może pokrzyżować... nagła wyprzedaż składu (skąd my to znamy...). Klub musi się jakoś utrzymać, a pieniądze na jego dalsze sprawne funkcjonowanie mają pochodzić właśnie z transferów "z klubu". Wszystko wskazuje na to, że odejście Nti-Boake (od czasu do casu znajduje się w szerokim składzie reprezentacji Ghany) będzie kolejnym poważnym osłabieniem składu. Nie tylko w Polsce często totalnie rozsprzedaje się piłkarzy dobrze prezentującego się zespołu.

Z Asante Kotoko do TP Mazembe odeszli ostatnio: Daniel Adjei oraz Yaw Frimpong. Wypożyczony do Asante Kotoko, stoper Rashid Sumaila (z Ebusua Dwarfs), trafił do ligi RPA i będzie występował w całkiem mocnym Mamelodi Sundowns.

Mimo zamknięcia okienka transferowego w Europie Zachodniej, pracownicy Asante Kotoko nie próżnują, tylko nadal prężnie działają i próbują umieścić swoich zawodników w klubach wschodniej części "Starego Kontynentu". W zeszłym roku udało im się w ostatniej chwili wypożyczyć Alberta Bruce do Legii Warszawa, a w 2013 roku działacze klubu wypożyczyli 21-letniego Gideona Baaha* do bliżej anonimowej fińskiej drużyny.

Podobno Kofi Nti-Boakye (były członek Drużyny Gwiazd Ghana Premier League 2007) szykuje się właśnie do takiego transferu zagranicznego i niewykluczone, że trafi do Europy. Tak donoszą przynajmniej lokalne media, które na każdym kroku śledzą wszystkie futbolowe gwiazdy Ghany. Czy Kofi trafi do Polski? Raczej nie, prawdopodobnie przejdzie do klubu z jakiegoś kraju skandynawskiego. Do drużyn T-mobile ekstraklasy nie ściąga się ostatnio piłkarzy z Ghany. A szkoda, bo akurat takiego zawodnika fajnie by było sprawdzić w naszej lidze. Prawdopodobnie jest to skuteczniejszy piłkarz od Daniela Sikorskiego. I dużo tańszy w utrzymaniu.


*Gideon Baah wygrał w 2007 roku futbolowym reality show organizowany przez MTN Soccer Academy i został nagrodzony biletami na MŚ2010, pieniędzmi oraz samochodem. Michael Essien załatwił mu również dwutygodniowe testy w Chelsea i podobno nawet namawiał włodarzy "The Blues" do podpisania kontraktu z tym zawodnikiem. Ale skończyło się tylko na namowach i powrocie młodego sportowca do Ghany. Teraz Baah będzie mógł podbić ligę fińską.

Gideon Baah (po prawej) i Michael Essien.

Mediolan znów nieszczęśliwy dla Barcelony. Milan kopiuje Inter.


Tym razem nie było żadnego wybuchu wulkanu. Piłkarze Barcelony przyjechali do Włoch wypoczęci, nawet można powiedzieć "wyluzowani". W lidze idzie im świetnie, forma ma być niedługo jeszcze lepsza. I do tego na boisko piłkarze drużyny z Katalonii wyszli praktycznie w optymalnym składzie. A na przeciw nich odmłodzony Milan, bez największej gwiazdy - Mario Balotellego, który w barwach Rossoneri zagrać tym sezonie w LM nie może. Większość ekspertów, obserwatorów, dziennikarzy, kibiców i wszystkich innych nie dawała gospodarzom cienia szans. I za to lubimy piłkę, że nie zawsze górą są faworyci.

Pytany niedawno przeze mnie redaktor Piotr Olejnik z Blaugrana.pl, przewidywał:

- Nie wyobrażam sobie innego scenariusza niż gładki rozstrzelanie w 1/8 finału przeciętnej drużyny, jaką w tej chwili jest AC Milan - tak mówił w wywiadzie dla Podbramkowo.

Jasne, że wspomniany redaktor jest fanem "Dumy Katalonii" i inaczej powiedzieć nie mógł. Serce by nie pozwoliło. Ale także obiektywni miłośnicy futbolu mieli wrażenie tego wieczora, że ciekawego spektaklu to nie zobaczymy. I psioczyli na TVP, że "znów ta Barca, która kolejnego rywala zmiażdży".

A jak było? Zacznijmy od tego, że mecz rozgrywany na San Siro nie był jakimś spektaklem niezwykle wysokich lotów. W pierwszej połowie wiało trochę nudą, a najciekawsze były wpadki niezawodnego Szpakowskiego. "Jordi Albiego, Botęk, el Szałari" - kogo to dzisiaj nie było na murawie. Pierwsze 45 minut trochę rozczarowało, jak na fazę 1/8 Champions League. W drugiej połowie nie było może aż tak dużo lepiej, ale padły bramki. I to - uwaga - nie w tę stronę, w którą można było się spodziewać.

Mario Balotelli szalał ze szczęścia gdy jego koledzy trafiali. Konkretnie Boateng i Muntari. Reprezentant Włoch radował się po każdym ciosie gospodarzy, czego kamery telewizyjne nie mogły nie dostrzec.
Milan zwyciężył 2:0. Gdyby przekazać komuś ten suchy wynik, pewnie każdy zrobiłby wielkie oczy. A gdyby jeszcze powiedzieć, że zwycięska ekipa wcale nie zaprezentowala "futbolu z innej planety" by zatrzymać Barcelonę, to już w ogóle niebywałe. Ale tak było. To nie był w wykonaniu gospodarzy, jak mawia Mateusz Borek, "zupełnie inny poziom". Ale na grającą dziś wyjątkowo ospale i niedokładnie "Dumę Katalonii" starczyło. A znów błąd popełnił Dani Alves, gdyż w kontrataku nie zdążył pokryć przeciwnika (zobaczcie sobie bramkę Costy w meczu Valencia - Barcelona, też Brazylijczyk krył "na radar").

Gracze Milanu mieli sporo szczęścia w akcjach ofensywnych (przy pierwszej bramce spore zamieszanie i bramka trochę przypadkowa). Ale głównie mądrze się bronili całym zespołem, nawet El Shaarawy wracał na swoją obronę, by odebrać piłkę. Grał tak ofiarnie w defensywie, jak niegdyś Samuel Eto. Też przeciwko Barcelonie, tylko na jej boisku w pamiętnym spotkaniu, po którym to Inter wyeliminował Blaugranę z Ligi Mistrzów w sezonie 2009/2010.

Czy piłkarze Milanu są w stanie pójść w ślady Nerazzurri i wyrzucić wielkiego rywala z Champions League? Zobaczymy. Faktem jest, że uzyskali dziś wynik nawet lepszy, niż wtedy Inter w pierwszym meczu. Wówczas podopieczni Jose Mourinho wygrali 3:1. Milan dziś 2:0, a nie stracić ani jednej bramki, to ważna rzecz w kontekście rewanżu. Co musi się stać, by drużyna Massimiliano Allegriego zdołała przejść do ćwierćfinału Ligi Mistrzów? Wydaje się, że jeszcze sporo, bo czy Barcelona może zagrać w europejskich pucharach dwa tak słabe mecze z rzędu?


Dziś nie była sobą. Zupełnie nie szło jej konstruowanie akcji. Zbyt czytelne, zbyt wolne, za bardzo środkiem się pchała. Murawa była nie ta? Za zimno? Milan grał konsekwentnie w obronie, to trzeba przyznać. Ale też goście rzadko kiedy wrzucali wyższy bieg, nawet nie wypróbowali do końca, jak mocna była dziś defensywa gospodarzy. Bramkarz ekipy Allegriego nie miał mało pracy. "Duma Katalonii" grał tak, jakby czekała, że rywale się położą. Jasne, że Milan zrobił wiele, by dziś wygrać. Choćby zagęszczał środek pola w sposób heroiczny, uniemożliwiał rywalowi grę taką, jaką on kocha, słynną tiki-takę. Ale Barca mogła też na wiele innych sposobów spróbować ograć Milan, choćby skrzydłami, choćby strzałami z daleka - jednak tego nie próbowała. Myślała może, że przeciwnicy przestaną w końcu biegać, albo zaczną panikować na widok Messiego i spółki. Argentyńczyk też był mało widoczny. On miewa takie mecze, ostatnio np z Valencią w lidze, ale rzadko na takim poziomie, w takiej fazie, jak 1/8 LM. A może goście zlekceważyli Milan?

Paradoks polega na tym, że faworytem w rewanżu jest chyba wciąż drużyna wczoraj przegrana. Choć powiedziałbym, że takowego nie ma - szanse są po 50%. Barcelona u siebie potrafi każdego zdemolować. Ale tym razem będzie musiała się wyjątkowo napocić, bo jednak wyciągnąć z 0:2, to nie będzie bułka z masłem. Włoskiej drużynie wystarczy jedna bramka, a wtedy do szczęścia będzie już bardzo blisko. Dlatego tak ważny będzie początek meczu - czy ekipa z Mediolanu zatrzyma huraganowe ataki Hiszpanów, czy też rozpocznie się szybkie odrabianie strat. Ale to dopiero 12 marca, gdy odbędzie się rewanż na Camp Nou.

Dziś chwile szczęścia przeżywają kibice Rossonerich. Chyba sami się nie spodziewali, że ten wieczór może być dla nich tak piękny.

20 lutego 2013

Milan Baros w podbramkowej sytuacji.


Kiedy był jeszcze nastoletnim piłkarzem, błyszczał w lidze czeskiej. W wieku 21 lat podpisał atrakcyjny kontrakt z Liverpool'em, gdzie w ataku pomagał niewiele starszemu Michaelowi Owenowi. W latach 2002-2005 w barwach klubu z miasta Beatlesów strzelił 19 bramek (w 68 spotkaniach). Dzięki nim, "The Reds" wygrali w 2003 roku Puchar Ligi, a dwa lata później zwyciężyli w Champions League. Mimo zajęcia z reprezentacją Czech trzeciego miejsca na EURO 2004 i zdobycia Złotego Buta na tym turnieju, piłkarz ten musiał zmienić otoczenie. Liverpool potrzebował kogoś skuteczniejszego i mniej gwiazdorzącego. 

Trafił do Aston Villi, w której dużo zarabiał i mało strzelał (42 mecze, 9 goli). Po dwóch latach udało się go opchnąć do Lyonu, gdzie nie stał się wielką gwiazdą (ale wygrał Ligue 1). Zabawił tam tylko sezon, w którym bramkarzy rywali pokonał zaledwie siedmiokrotnie i został wypożyczony do Portsmouth. W lidze Angielskiej miał ponownie się odrodzić, ale znowu zawiódł po całości (12 występów, 0 bramek). 

I kiedy wydawało się, że jego piłkarska gwiazda zgasła na wieki wieków, to... dano mu kolejną szansę. Trafił to Galatasaray i ponownie nauczył się strzelać gole (w ataku wspierał go Harry Kewell). Kosztował tylko 4,7 mln euro, ale okazał się być niezwykle trafioną inwestycją. W swoim pierwszym sezonie zdobył 26 bramek w 43 meczach (we wszystkich rozgrywkach) i został królem strzelców ligi tureckiej. Rok później zdobył tylko 16 goli i męczył się z kontuzjami (Emre Belozoglu z Fenerbahce złamał mu nogę w dwóch miejscach). W następnej batalii na murawie pojawił się tylko 16 razy, ale 11-krotnie pokonywał bramkarzy rywali. Po raz kolejny jego wysoka skuteczność nie dała klubowi ze Stambułu żadnego trofeum.

Dwie piłkarskie legendy: Milan Baros (w koszulce Galatasaray), i Rustu (w barwach Beskitasu)


Przełom nastąpił w sezonie 2010-11. Bohater naszego tekstu po raz pierwszy od dawna nie męczył się z problemami zdrowotnymi, ale... zatracił gdzieś skuteczność i stał się aktorem drugoplanowym. W 29 występach zdobył osiem bramek. Galatasaray została najlepszą drużyną w Turcji (zdobyła też superpuchar). Był rok 2012.

I w końcu nadeszła wielka sportowa impreza rozgrywana na boiskach Polski i Ukrainy. Były król strzelców EURO 2004 zawiódł na niej po raz kolejny (poprzednio prezentował się fatalnie na Mundialu 2006, Euro 2008 i MŚ 2010) Tym razem jednak miarka się przebrała; Czechy wyszły z grupy, ale ich legendarny napastnik (i kapitan drużyny) seryjnie pudłował i nie imponował szybkością. Nie spotkało się to z akceptacją fanów i środowiska piłkarskiego. Zawodnik zdenerwował się i w wieku 30 lat zakończył karierę reprezentacyjną. Bilans w seniorskiej drużynie narodowej? Imponujący, 93 występy i 41 bramek.

Doświadczony snajper powrócił więc do Turcji, w której zastał nowe porządki. Poprzednio preferujący ustawienie 4-4-2 trener Galatasaray (Fatih Terim) ustawiał go w parze razem z Johanem Elmanderem, ale latem 2012 doszło do pewnych zmian personalnych. Sprowadzeni zostali znakomici Burak Yilmaz i Umut Bulut. To właśnie oni mieli rywalizować o miejsce na szpicy z Elmanderem (znaczenie słabszą wersją Ibrahimovicia). Dla czeskiego napastnika zabrakło miejsca w składzie (ale i tak nie prezentował on wysokiej formy). Jesienią 2012/13 Czech tylko obserwował boiskowe poczynania swoich kolegów, którzy aktualnie są liderem ligi tureckiej mają aż 6 punktów przewagi nad Fenerbahce oraz nadal występują w rozgrywkach Champions League.

"Galata" nie potrzebowała nieskutecznego czeskiego napastnika, bowiem szukała kogoś bardziej medialnego i piłkarsko lepszego od króla strzelców ME 2004 i mistrza LM 2005. Drużyna trenera Fatiha Terima pozyskała piłkarskiego giganta - Didiera Drogbę. Dla piłkarza o trzy lata... młodszego od Iworyjskiego gwiazdora zabrakło miejsca w kadrze. Czech stał się zbędny i rozwiązał kontrakt. A Stambuł ma nowego króla



Milan Baros ma obecnie 31 lat i właśnie znalazł nowy klub. Jest piłkarską legendą, ale czarował tylko w pierwszej połowie poprzedniej dekady. W drugiej zdecydowanie zawodził (poza dwoma sezonami w Turcji) i stał się piłkarzem trzecioplanowym. Kiedyś szanowała go cała Europa, teraz próbuje odzyskać  reputację w Gambrinus Lidze. Były gwiazdor Liverpool'u związał się właśnie półroczną umową z dwunastym zespołem czeskiej ekstraklasy. Z drużyną, która broni się przed spadkiem (ma 2 punkty przewagi nad drużyną znajdującą się na miejscu spadkowym).  Z drużyną, której trenerem jest były dyrektor sportowy (a potem szkoleniowiec) Odry Wodzisław... Martin Pulpit.

Milan Baros w barwach Banika Ostrava.

Jeśli Milan Baros piłkarsko odrodzi się w Baniku, to ma jeszcze szansę na powrót do wielkiego futbolu. Może jeszcze trafi do jakiejś Malagi, może weźmie go biedna Valencia albo oszczędna Marsylia. Być może podpisze z nim kontrakt jakiś słabszy klub angielski lub niemiecki średniak typu  Hoffenheim. W przypadku dalszej nieskuteczności, byłą gwiazdę ligi Tureckiej spotka jednak przedwczesna emerytura. Albo możliwość występów w T-mobile ekstraklasie. Cóż, "we will say, what time will tell"...

19 lutego 2013

"Pod katalońską bramką." Odcinek III: Młody kameruński wojownik. Następca "Czarnej Perły".


W poprzednim felietonie zabrałem Was na długą wycieczkę śladami Brazylijczyka Thiago Alcantary – prawdopodobnie przyszłego generała FC Barcelony. Wszyscy wiemy, że La Masia to nie tylko Barcelona B. W tym nieskończonym oceanie młodych talentów możemy się wprost zanurzyć na kilka kilometrów i zwiedzić katalońską szkółkę po same głębiny. Dzisiaj tak właśnie zrobimy i poznamy kolejny nieoszlifowany diament najsłynniejszej katalońskiej szkółki.

Afryka. Kamerun. Duala. Trzy słowa a tak wiele znaczą. Kontynent. Państwo. Największe miasto Kamerunu.

Po lewo - Duala na mapie Kamerunu. Po prawo - jeden z rynków miasta.


Dualę aktualnie zamieszkuje ponad 2 miliony ludzi. To największe miasto stanowi główny ośrodek komunikacyjny i handlowy Kamerunu. Jest jego ekonomicznych sercem. Dostawcą ponad 25 procent rocznego PKB. Najsłynniejszą drogą w Duali jest droga nr. 3. Właśnie przy tej drodze były znakomity snajper i lis pola karnego Barcelony – Samuel Eto’o – założył swoją fundację. Fundację, która kreuje prawdziwe czarne diamenty dla piłkarskiego świata. Jednym z takich diamentów jest Jean Marie Dongou Tsafack.

Jean Marie Dongou na tle starej szkółki La Masia. Rok 2009

Urodzony 22.04.1995 roku napastnik trafił do Barcelony z fundacji Samuela Eto'o dokładnie w 2007 roku. Swoją katalońską karierę rozpoczął w Infantil A. Dzisiaj gra już drugiej drużynie FC Barcelony – sekcji „B”. Jean niesamowicie wkomponował się w rytm Barcelony. Sezon 2007/2008 był w jego wykonaniu wprost genialny. Dongou strzelił 22 bramki w 16 meczach. W 2008 roku do 58 bramek w lidze dołożył 12 w meczach towarzyskich oraz młodzieżowej edycji Pucharu Katalonii. W kolejnym sezonie przeniesiono go do drużyny Cadete A, gdzie miał za zadanie rywalizować z zawodnikami o dwa lata starszymi od siebie. Trenerzy wyższych barcelońskich drużyn szybko poznali się na talencie Kameruńczyka i w ciągu jednego roku grał w TRZECH drużynach La Masii. Tylko jeden zawodnik kilka lat wcześniej dokonał podobnej sztuki. Lionel Messi.

Dongou (pierwszy) w dryżynie Cadete A. Sezon 2010/2011


Graham Hunter ze Sky Sports: „Messi w jego wieku był fenomenalny, ale to Dongou jest najlepszym szesnastoletnim piłkarzem jakiego kiedykolwiek widziałem.” Dongou, jak Messi pojawił się w La Masii w wieku 13 lat. Tak samo, jak Messi grał w trzech kategoriach wiekowych w ciągu sezonu. Sezon 2009/2010 zaczął jako zawodnik Cadete B, gdzie zdobył cztery bramki. Po kilku meczach trafił do Cadete A strzelając 17 goli, gdzie występował z zawodnikami starszymi od siebie o dwa lata. Sezon zakończył w Juvenil A trafiając na zawodników starszych od siebie nawet o cztery lata. Zdobył 10 bramek.

Kiko Femenia – skrzydłowy w Barcelonie B użył wyłącznie trzech słów, które oddają to kim jest Dongou – „Moc. Skała. Technika".

Dongou po zdobyciu bramki w spotkaniu z drużyną Villareal B. Sezon 2011/2012

W wywiadzie dla katalońskiego Sportu były trener Òscar Garcia stwierdził, że Jean "jest zawodnikiem mocnym fizycznie, o rewelacyjnej inteligencji na boisku oraz o zjawiskowej technice”. Dodał również, że Dongou „jest świetnym strzelecem, jednak jest bardzo młody i musimy otoczyć go opieką". Dongou gra na trzech pozycjach. Wystawiany jest jako środkowy napastnik, ale również dobrze radzi sobie jako prawy i lewy skrzydłowy. Atak jest dla niego stworzony. „Wszyscy staramy się by Jean grał na wszystkich trzech pozycjach w ataku. To pozwoli mu na większe wykorzystanie jego możliwości. Dzięki temu powinien mieć łatwiejszy start w pierwszej drużynie. Jego potencjał na pewno nie ma żadnych granic.” Jest wprost chory na punkcie futbolu. W szkółce bardzo często zostaje oglądać mecze i nie zasypia o odpowiedniej porze dnia, jak jego koledzy. Czasami nawet ogląda do rana mecze NBA. „Owszem, widzimy jaki posiada talent, ale nie chcemy żeby stał się pierwszym „Balotellim” Barcelony.” – zakończył Garcia.

Jean w barwach FC Barcelony B. Sezon 2011/2012

Jean Marie szybko nauczył się języka hiszpańskiego. Kameruńczyk mieszka niedaleko Camp Nou, tuż obok Gerarda Deulofeu – jego najlepszego przyjaciela. W szatni jest prawdziwą duszą towarzystwa, niczym Pique w pierwszej drużynie.
Jego piłkarskim idolem jest Samuel Eto'o. Stylem gry i poruszaniem się po boisku bardziej przypomina byłą gwiazdę Arsenalu - Thierry'ego Henry. Ma świetną technikę. Jest silny fizycznie, dzięki czemu świetnie zastawia się z piłką. Potrafi także doskonale obsłużyć partnera podaniem, niczym Iniesta. Świat zainteresował się Dongou po jego występach w NextGen's Series – „Małej Lidze Mistrzów”.
Dongou zakończył turniej z sześcioma golami na koncie - został królem strzelców.

Obecnie Kameruńczyk będzie niestety musiał poczekać aż dostanie szansę do gry w pierwszej drużynie. W drugiej drużynie Dongou jest najmłodszy i ciężko jest mu wywalczyć miejsce w wyjściowej jedenastce. Grają tam m. in. takie talenty, jak: Gerard Deulofeu, Luis Alberto czy Sergio Araujo (wypożyczony z opcją pierwokupu z Boca w 2012r.)
W sezonie 2012/13 zagrał w lidze w 16 meczach, jednak 10 razy jako zmiennik. Dongou strzelił do tej pory dwa gole. Przyszłość Dongou leży tylko i wyłącznie w jego rękach. Król strzelców NextGen Series z 2012 roku oraz piłkarz Reprezentacji Kamerunu U-20 będzie pełnoletni dopiero w kwietniu, więc ma jeszcze wiele czasu na udowodnienie swojego talentu.

Dongou w barwach FC Barcelony B. Sezon 2012/2013

"Zawszę chcę wygrać. Nie interesuje mnie to z kim gramy i jaki jest wynik meczu. Zawszę chcę się pokazać z jak najlepszej strony i wygrać"Jean Marie Dongou.

źródła: marca.es, sport.es, mundodeportivo.es, skysports.com, fcbarcelona.com

M.P.

18 lutego 2013

Pomysł z zatrudnieniem Guardioli wydaje się ryzykowny - wywiad z Jackiem Zachariaszem, redaktorem serwisu Bayern.Munchen.pl



W trwającym sezonie Bundesligi Bayern Monachium wysunął się zdecydowanie na prowadzenie. Nie chodzi tylko o przewagę punktową w tabeli, ale i o styl, w jakim Bayern ogrywa kolejnych rywali. Jest jak walec rozjeżdżający kolejne przeszkody (choćby jego bilans na wyjazdach to: 13-2-1). A niebawem bawarska machina może być jeszcze sprawniejsza. Wszak od lipca ma nią sterować Pep Guardiola - zdaniem wielu najwybitniejszy trener piłkarski ostatnich lat. M.in o tym, czy nowy hiszpański szkoleniowiec spróbuje zbudować w Monachium Barcelonę II i o ewentualnym transferze Roberta Lewandowskiego, rozmawialiśmy z Jackiem Zachariaszem, redaktorem serwisu Bayern.Munchen.pl.

Podbramkowo: W najbliższy wtorek Bayern zmierzy się w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów z Arsenalem Londyn. Kanonierzy z kolei odpadli niedawno z Pucharu Anglii, w lidze radzą sobie średnio. Zatem - rywal idealny?

Jacek Zachariasz: Dyspozycja drużyny Arsena Wengera to dla mnie duża zagadka. Ostatnio mieli słabszy okres, są trapieni kontuzjami ale mają w składzie utalentowanych i nieobliczalnych zawodników. Mam wrażenie, że mecz rozstrzygnie się na skrzydłach. Grający atakiem pozycyjnym Bayern będzie pewnie próbował rozgrywać ataki lewą flanką, przez Francka Ribery'ego, a tam The Gunners będą mieli dziurę. Z drugiej strony są Podolski i Walcott. Obaj dysponują nieprzeciętną szybkością i mogą przeprowadzić zabójcze kontry. Ale i tak faworytem tego dwumeczu jest ekipa z Bawarii.

Bawarczycy chyba ze spokojem mogą podchodzić do kolejnych europejskich bojów. Liga wydaje się praktycznie wygrana. Czy możemy się jeszcze spodziewać jakiś emocji pod tym względem?

Jestem kibicem Bayernu, ale będę starał się być obiektywny. Ludzie związani z klubem starają się studzić nastroje i takie są też ich wypowiedzi w tym temacie. Trudno jednak wyobrazić sobie, żeby którakolwiek z drużyn potrafiła nadrobić taką stratę. Ale jeżeli inne zespoły  z górnej części tabeli szybko pożegnają się z wiosennymi rozgrywkami w Europie, to możemy być jeszcze świadkami ciekawego finiszu.

Od lipca trenerem Bayernu będzie Pep Guardiola. Nie trzeba go przedstawiać. Ale warto zapytać - czy to dobry wybór działaczy z Monachium? A prywatnie byłeś zaskoczony tą decyzją?

Szczerze mówiąc spodziewałem się przedłużenia kontraktu z Heynckesem. Mimo całego szumu medialnego, podchodzę do tego na spokojnie. Wszyscy mamy chyba w pamięci Jurgena Klinsmanna, który miał być wielką postacią, a wyszło tak jak wyszło. Zobaczymy, czy przypadkiem Pep bez Vilanovy i la Masii nie jest warty tyle, co Klinsmann bez Jogiego Loewa. Problemem może też być jego współpraca z Ulim Hoenessem i Matthiasem Sammerem. Takie trio może okazać się drogą do sukcesu, ale też może skończyć się jak z Louisem van Gaalem. Sam pomysł jest trochę ryzykowny.

Czy przewidujesz w związku z tym "hiszpanizację" Bayernu? Kogo przewidujesz, że Pep będzie chciał ściągnąć?

Wierząc w doniesienia prasowe, w sztabie trenerskim pojawią się może dwie, trzy osoby związane dotychczas z Guardiolą. Asystentem może zostać ktoś zupełnie niespodziewany. Mówi się o Effenbergu i Christiansenie, ale nie sądzę, żeby któryś z nich otrzymał to stanowisko. Nie spodziewam się też wielkiej przebudowy drużyny. Kilku piłkarzy ma już najlepsze lata za sobą: van Buyten, Tymoszczuk, Pizarro. Niezadowolony może być Rafinha i Diego Contento. Z wypożyczenia wróci Mitchell Weiser, w miejsce Tymoszczuka jest Emre Can, a latem pojawi się Kirchhoff z FSV Mainz. Jeżeli chodzi o inne wzmocnienia, mogą to być Chico Flores ze Swansea i Sebastian Rode z Eintrachtu. Dużo szumu jest wokół Neymara i Lewandowskiego. W przypadku Brazylijczyka, transfer jest mało prawdopodobny.

Mario Mandzukić jest w Monachium bardzo skuteczny

A jak już wspomniałeś o Lewandowskim. Abstrahując od tego czy przejdzie do Monachium  czy tez nie - to czy Bayern potrzebuje takiego gracza? Taki Mandzukić wydaje się nie być gorszy od Polaka

Lewandowski jest kimś pomiędzy Gomezem, a Mandżukiciem. Jest silny fizycznie, ale w miarę zwrotny. Wszyscy mają jednak podobne cechy i ogólną charakterystykę. Moim zdaniem Bayern nie potrzebuje kolejnego silnego napastnika, a już na pewno nie za pieniądze, jakich chce BVB.

Mówi się też o możliwym odejściu Bastiana Schweinsteigera. To tylko plotki czy coś jest na rzeczy?

Na Schweinsteigera spłynęła ostra krytyka ze strony Olafa Thona i Guntera Netzera, ale klub stoi twardo za nim. W jego obronie stanęli Rummenigge, Kroos i Heynckes. Same zarzuty w jego kierunku były śmieszne. Zbyt dużo zależy od niego, żeby Bayern pozwolił mu odejść, a i on pewnie nigdzie się nie ma zamiaru wybierać.

Chciałem też zapytać, jak to się wszystko zaczęło w Twoim przypadku? Skąd miłość do monachijskiego zespołu i od jak dawna ona trwa?

Pierwszy Mundial jaki dobrze pamiętam i byłem nim żywo zainteresowany miał miejsce w 1998 roku. Po nim zaczęła się fascynacja piłką. Miałem kilku swoich faworytów i już wtedy śledziłem informacje związane z tą drużyną. Bardzo lubiłem Lothara Matthausa i Giovane Elbera. Kiedy miałem 11 lat, Bayern przegrał finał z Manchesterem i autentycznie się wtedy popłakałem. Od tamtej pory w moim sercu jest tylko Bayern. Nie bez znaczenia był też fakt, że także mój ojciec jest kibicem Bayernu.

Najpiękniejsze wspomnienie związane z drużyną? 

Kampania w Europie w 2001 roku, wygrana w karnych z Valencią i faza pucharowa: pokonanie Manchesteru United I Realu Madryt. Cieszyłem się też z bramki Ivicy Olića w ostatnich minutach w meczu z Manchesterem na Allianz Arenie dwa lata temu. Nie chcę jednak, żeby zabrzmiało to jakbym nienawidził United, bo nikogo nie nienawidzę. Mam duży szacunek do tego klubu.

                                                                 Trafienie Olicia w spotkaniu z United

A najgorsze? Było Ci kiedykolwiek wstyd z powodu gry, wyników zespołu?

Przez Bayern przewijały się różne duże osobowości, co skutkowało późniejszym praniem brudów. Przykro czytało się doniesieni o utarczkach pomiędzy klubem, a Louisem van Gaalem, który jednak dał sporo tej drużynie. Nieprzyjemnie czyta się też ostatnie utarczki słowne Matthausa i Hoenessa. Także kibice czasem przesadzali, choćby gwiżdżąc na Robbena czy atakując Manu Neuera. Nie podobał mi się też sposób pożegnania się z klubem Lucio i Demichelisa. Uważam, że swoją postawą zasłużyli na ładniejsze pożegnania.

Na koniec chciałem jeszcze zapytać o samą ligę niemiecką. Twoim zdaniem jej poziom stale się podnosi? Z drugiej strony, czy nie jest jednak tak jak twierdzą niektórzy, że jesteśmy w najbliższych latach skazani na swoisty duopol Borussia - Bayern w walce o mistrzostwo? 

Rzeczywiście, poziom idzie w górę. Wiosną w europejskich pucharach mamy wciąż siedem drużyn, co jest chyba wystarczającym dowodem. Bayern w przeciągu ostatnich kilku lat dwukrotnie grał w finale LM. W Europie udane kampanie notowały też takie drużyny jak Schalke 04, Bayer Leverkusen i HSV Hamburg. Dziecko Platiniego, regulacje Financial Fair Play, tylko wzmocnią ich pozycję. Jeżeli chodzi o konkurencyjność wewnątrz samej ligi, to dziwi mnie, kiedy dziennikarze powtarzają o supremacji Bayernu i BVB. W ostatnich latach, mistrzami były takie drużyny jak VfL Wolfsburg, Stuttgart, Werder Brema. Także Schalke i Bayer mają papiery na zwycięstwo. Uśpionym gigantem jest według mnie drużyna z Hamburga. Przyjemnie patrzy się też jak budowane są drużyny Hannoveru 96 i Borussii M'Gladbach. Podział pieniędzy z transmisji telewizyjnych jest nieporównywalnie bardziej wyrównany niż w Hiszpanii i we Włoszech. Dlatego różnice będą się bardziej niwelować niż pogłębiać.

Jodłowiec w Legii, która zdaniem wielu "skazana" na mistrzostwo



Dawno przy Łazienkowskiej nie obserwowaliśmy tak ciekawego okienka transferowego. Tym bardziej zimowego. Warszawska Legia pozyskała już trzech piłkarzy - Bartosza Bereszyńskiego, Tomasza Brzyskiego i Wladimer Dwaliszwiliego. Zdaniem sport.pl i Weszlo.com jutro (lub w najbliższych dniach) ma zostać ogłoszone jeszcze jedno wzmocnienie zespołu - dość zaskakujące - Tomasz Jodłowiec. A do tego doszło kilka pobocznych zmian.

Legia tym samym osłabia swoich najgroźniejszych rywali w walce o mistrzostwo Polski. Sama staje się jeszcze większym faworytem do zdobycia tego tytułu ( już dziś jest liderem, nad Lechem ma dla przypomnienia 4 pkt przewagi, nad Polonią 5). Niektórzy dziennikarze żartują nawet na Twitterze, że prezes Leśniodorski myśli już o tym, jak latem osłabić przeciwników w Lidze Mistrzów. Czy Legia jest skazana na sukces?

Zobaczymy. Niektórzy próbują tonować nastroje, jak np Czesław Michniewicz:
Nie najlepsi piłkarze, a najlepiej dobrano zdobywają trofea. Hiszpania dopiero bez Raula pokazała swoją wielkość. Czasami i tak bywa. 
Nie przesadzałbym też aż tak bardzo z tym osłabieniami rywali. Jodłowiec co prawda sporo znaczy dla Śląska, ale tam "mózgiem drużyny" jest Sebastian Mila. Jakby jego Legia kupiła - ok, to byłoby pozamiatane. A tak obrona wrocławian trochę w rozsypce, ale może jakoś Levy to ułoży.

Bereszyński dla Lecha to porażka wizerunkowa, ale obejdą się bez niego. Faktycznie najgorzej ma Polonia. Bo już nawet nie chodzi o Dwaliszwiliego czy Brzyskiego. Na Konwiktorskiej wciąż nie wiadomo, kim trener Stokowiec będzie mógł grać wiosną, bo część piłkarzy chce podobno rozwiązać kontrakty. Ale z drugiej strony, latem w Polonii też była atmosfera wybitnie nie służąca wszelkim przygotowaniom i dobrym wynikom, a zespół jesienią grał bardzo przyzwoicie. Tylko czy historia się powtórzy?

We wrześniu 2012 Gruzin trafił w derbach dla Polonii.

Przy słabej Wiśle, osłabionym Górniku (Zahorski i Bonin przy Miliku to słaby żart), takim sobie Lechu i Śląsku, Legia wydaje się najmocniejsza. Ale na papierze, dlatego poczekajmy. Co warte zauważenia, może to trend jedno-okienkowy, ale dawno żaden polski klub, tym bardziej Legia, nie ściągał tak hurtowo zawodników z innych najsilniejszych polskich drużyn. U nas ostatnio panowała raczej moda: "idź gdzie chcesz, nawet do Kataru, byle nie do największego przeciwnika, wrr".

Dziś można powiedzieć jedno - jak "niewiele" trzeba było, by w klubie z Łazienkowskiej nastały czasy normalności. Dawni prezesi nieznający się zupełnie na sporcie (przeniesieni nagle z biznesu do futbolu), którzy przez lata zasiadali na stołkach, często powodowali wśród kibiców swoimi decyzjami irytację w stopniu wysokim lub wyższym. Przyszedł Bogusław Leśniodorski i jak ręką odjął - problemy "nierozwiązywalne" - zaczęły się rozwiązywać. Oczywiście nie same.

I nagle mamy zgodę z kibicami. Porządne transfery, a nie jakieś anonimy z Bałkan, Ameryki Południowej czy inne darmozjady piłkarskie -  oczywiście bezgotówkowe -  made in Marek Jóźwiak. Jego już nie ma, tak jak Knezevicia, może uda się końcu pozbyć Sulera (wreszcie dostrzeżono w ogóle problem, że Słoweniec nie nadaje się na ławkę nawet). Wolskiego sprzedano w miarę rozsądnie. Jak na jedną przerwę zimową, to sporo się dzieje na Ł3. Nowy prezes robi wiele, by do po 7 latach na Łazienkowską wrócił tytuł mistrzowski. Teraz wszystko w rękach Jana Urbana i w nogach piłkarzy. A może głównie w głowach tych drugich, bo chyba największym przeciwnikiem legionistów w rundzie wiosennej może być presja sukcesu. 

14 lutego 2013

Marcin Wasilewski w Legii Warszawa? Potencjał na hit, ale też sporo niepewności.


Ekstraklasa wraca w przyszłym tygodniu. Polskie kluby kończą właśnie szlifować formę lub dopinać kadry na rundę wiosenną. "Przegląd Sportowy" informuje dziś na pierwszej stronie: "Wasilewski blisko Legii". Jako Podbramkowo postanowiliśmy wziąć pod lupę ten ewentualny transfer reprezentanta Polski do stołecznych. Co widzimy? Jest sporo plusów dla klubu, ale są także pewne minusy.

Zacznijmy od pozytywów.

Nie ulega wątpliwości  że wiek (9. czerwca skończy 33 lata) jak i staż w lidze belgijskiej (w Anderlechcie występuje od 6 lat) czynią Wasilewskiego jednym z najbardziej doświadczonych piłkarzy, którzy obecnie występują w reprezentacji naszego kraju. W Legii nie byłoby inaczej, a liczne występy  arenie międzynarodowej z pewnością uczyniłyby "Wasyla", jakoby z automatu - jednym z liderów drużyny z Łazienkowskiej.

Tym bardziej, że w zespole Jana Urbana aż roi się od młodzieży, zawodników, którzy dopiero stawiają swoje pierwsze kroki, czy to w ekstraklasowej, czy to tym bardziej europejskiej piłce. Jeśli Legia marzy o zdobyciu mistrzostwa Polski, a potem o sukcesach w pucharach, to Wasilewski może zagwarantować jej słynny "spokój w tyłach". A młodzi będą mieli się od kogo uczyć. Włodarze klubu z pewnością nie chcą dopuścić do tego,  by ich zespół znów frajersko przegrał mistrzostwo kraju. Stąd pomysł, by ściągnąć Brzyskiego, a do niego może dojść kolejny "wiekowy" zawodnik - Wasilewski.

Nasz reprezentacyjny obrońca nie sprawiłby nagle, że kadra warszawskiej ekipy znacznie by się postarzała - zająłby w jakimś sensie miejsce Tomka Kiełbowicza, który postanowił już zakończyć karierę. Z resztą jego transfer wpisywałby się w filozofię budowy drużyny z Łazienkowskiej - czyli otoczenia zdolnej młodzieży kilkoma zawodnikami z większym stażem, jak Żewłakow, Ljuboja czy Saganowski. W Legii model ten jest budowany dość przemyślanie od dłuższego czasu ( w porównaniu np do Wisły Kraków, do której trafiają różni przypadkowi gracze, a że często starsi - to inna sprawa). Ale też w Warszawie nikt nie marzy i nie porównuje się do AC Milan, po prostu robią tam swoje.

                                                                           Wasilewski dobrze gra głową

Wasilewski mógłby w Legii grać tak na środku obrony, jak i na jej boku. Jego uniwersalność jest bardzo ważna, gdyż warszawianie mają kilku stoperów, ale różnie to bywa z ich formą. Inaki Astiz jest raczej pewny, ale i jemu zdarzają się babole. Michał Żewłakow? On jest jeszcze starszy od "Wasyla" (w kwietniu skończy 37 lat) i trzeba powoli się liczyć, że zakończy po sezonie karierę. Dickson Choto również młody nie jest (skończy w tym roku 32 lata), ale w jego przypadku największym problemem są częste kłopoty zdrowotne. Artur Jędrzejczyk jest ze wszystkich najmłodszy (25 lat ), grywa czasem na środku obrony. 30 lat skończy w tym roku Słoweniec Marko Suler, ale tego zawodnika działacze Legii chcieliby się chyba pozbyć jak najszybciej. Gra w pierwszym składzie tylko, gdy inni są kontuzjowani, a paradoksalnie zarabia nie miało (100 tyś. złotych miesięcznie!). Gwarantuje niepewność w obronie i kilka kiksów na mecz.

Czasami z konieczności na środku defensywy grywa Ivica Vrdoljak ( i radzi sobie przyzwoicie), ale to nie jest rozwiązanie na stałe. Wasilewski z powodzeniem mógłby grać jako stoper, obok Astiza czy Jędrzejczyka, tym bardziej, że co jakiś czas pojawiają się plotki, jakoby Hiszpan był już zmęczony występami w polskiej lidze. "Wasyl" może również biegać na boku obrony, a to istotne w kontekście urazu Jakuba Rzeźniczaka i zakończenia kariery przez Kiełbowicza.

Jeśli Legia chce grać w przyszłym sezonie w Lidze Mistrzów, to tacy gracze jak Wasilewski, mogą być  dla niej bezcenni. On zna hymn tych rozgrywek na pamięć, obyty jest z wielką piłką i w trudnych chwilach na pewno nie zadrży mu noga. To obrońca, ale również ważne ogniwo ofensywne swojej drużyny. Dobrze gra głową, a to tym lepiej, gdyż ściągnięto do Legii niedawno Brzyskiego, który świetnie wykonuje stałe fragmenty gry. Zatem jego transfer to nie tylko wzmocnienie defensywny, ale i  forma urozmaicenia akcji ofensywnych legionistów.

Transfer "Wasyla" odbiłby się również z korzyścią dla samej Ekstraklasy. To reprezentant kraju, bardzo rozpoznawany, a dla takich zawodników ludzie chcą przychodzić na trybuny. Co by nie mówić, Marcin Wasilewski to wciąż uznana marka w polskiej piłce nożnej. A w dodatku to bardzo ambitny piłkarz, który zawsze gra z pełnym zaangażowanie. Można mu czasem zarzucić jakiś błąd, ale nigdy brak woli walki. Choć los nigdy nie był dla niego łaskawy, a ze swoją kontuzją zmagał się przez wiele miesięcy.

Jednak z ewentualnym przejściem Wasilewskiego do Legii nie wiążą się same korzyści. Choć w teorii wzmocniłby on konkurencję w obronie warszawian, to jednak rzeczywistość pod tym względem pozostaje niepewna. 32-letni gracz od dłuższego czasu nie występuje regularnie w Anderlechcie, nie łapie się czasem nawet do meczowej 18-stki. Obniżka formy? Z pewnością w Brukseli mają od niego lepszych i młodszych piłkarzy, ale także i w reprezentacji Polski nie postawił na niego ostatnio Waldemar Fornalik.

                                              Wasilewski to wojownik, ale także żartowniś

W spotkaniu z Irlandią na środku obrony wybiegli Glik i Perquis, a na bokach Boenisch i Wawrzyniak. Wasilewski wszedł dopiero w drugiej połowie i miał swój udział przy drugiej bramce zdobytej przez gospodarzy. Wieku nie da się oszukać. Z jednej strony piłkarz ten ma spore doświadczenie, ale z drugiej strony to już nie ta sama szybkość, sprawność, co kiedyś. Ciężko mu się ściągać z dynamicznymi zawodnikami, choć wydaje się, że w polskiej lidze wciąż mógłby sobie poradzić. Skoro taki Żewłakow może?

Ponadto Wasilewski chciałby zarabiać w Warszawie nie miało. Podobno i tak zgodził się już trochę obniżyć swoje wymagania, ale raczej jego pensja będzie przypominała tą, którą ma Ljuboja, aniżeli Furman czy Łukasik. To spory wydatek dla klubu, a także średni biznes, bo "Wasyla" ciężko będzie w przyszłości jeszcze sprzedać. Trudno zakładać, że w stolicy przeżyje drugą młodość do tego stopnia, że zainteresuje się nim Chelsea czy Juventus. Ale co ważne, działacze z Belgii podkreślają, że mógłby odejść do Polski nawet za darmo, więc zobaczymy.

Niezbyt korzystne jest również to, iż choć o transferze Wasilewskiego do Legii mówi się od dawna, jego finalizacja jest prawdopodobnie możliwa ( o ile w ogóle) dopiero w przyszłym tygodniu. Czyli na moment przed startem ligi. To doświadczony zawodnik i pewnie mógłby wejść do drużyny za marszu, ale pewnie i Jan Urban i sam Wasilewski woleliby, by mógł on trochę dłużej pobyć z drużyną. Kilka treningów w spokoju by nie zaszkodziło. Ale tak już jest w polskiej piłce, że często transfery robione są na ostatnią chwilę, więc kibicie nad Wisłą mogli się już do tego przyzwyczaić. Czy widzimy jeszcze jakieś minusy? Z pewnością Wasilewski musiałby sprostać w Polsce sporym oczekiwaniom. Wszak, to reprezentant kraju, jeden z najbardziej znanych i lubianych polskich piłkarzy. Ale akurat z presją to on sobie potrafi radzić.

Co warto dodać, Wasilewski jest w takim wieku, że pewnie nie ma ochoty bawić w żadne wypożyczenia, transfery na pół roku etc. Ma rodzinę, chciałby zapewne osiąść gdzieś na dłużej. Zatem jeśli Legia zaproponuje mu korzystne warunki finansowe i kontrakt np na 1,5 roku, to obie strony dojdą do porozumienia. Ewentualny transfer do lidera Ekstraklasy mógłby pomóc zawodnikowi w odbudowaniu formy, z czego ucieszyłby się również selekcjoner reprezentacji Polski. A przy okazji Fornalik zaoszczędziłby na biletach, bo loty z Warszawy do Brukseli tanie nie są ( a i samo miasto niezbyt urodziwe).