30 grudnia 2012
29 grudnia 2012
Progres Roku 2012
Już niedługo sylwestrowe szaleństwa, a po nich leczenie kaca lub... gra w piłkę nożną (za bardzo poszaleć 31-szego grudnia z wiadomego powodu nie będą mogli piłkarze Cracovii Kraków).
Zaczynamy Wielkie Podsumowanie Roku 2012 i przedstawiamy osoby ze świata Polskiego Futbolu, które zaliczyły w ciągu ostatnich 2012 największy progres. Pod uwagę przy ustalaniu rankingu braliśmy wyłącznie wszystkich polskich piłkarzy i działaczy.
Miłej lektury!
28 grudnia 2012
Transferowa karuzela, z Lewandowskim, co niedziela...
Tytuł jest parafrazą piosenki Marii Koterbskiej o słynnej karuzeli na Bielanach i moim zdaniem doskonale oddaje obecną transferową sytuację Roberta Lewandowskiego. Media sprzedają go do dużego zachodniego klubu średnio raz na tydzień. Prędzej czy później ten dzień nadejdzie, Borussia wystawi fakturę, Robert pożegna się z Westfallenstadion Signal Iduna Park i powędruje strzelać gole gdzie indziej. Zróbmy mały przegląd lig i zespołów, które mogą być dla naszego snajpera najlepsze i najciekawsze. Kija w mrowisko nie włożę, ale chciałbym rozpocząć temat do dyskusji.
Kontynuujmy na zachód - Ligue 1. Tutaj znów widzę jeden klub brzmiący atrakcyjnie - Paris Saint Germain. Wschodząca europejska potęga, z wielkimi pieniędzmi i jeszcze większymi planami. Są w stanie zapłacić Borussi te "drobne" za naszego napastnika. Są w stanie zagwarantować bardzo wysoką pensję. Nawet słyszeliśmy pogłoski o sprzedaży Kevina Gameiro do Borussi. To mogłaby być wymiana. Ale tutaj pojawia się nazwisko Zlatana Ibrahimovicia. Czy na pewno chcielibyśmy, żeby Robert był tylko zmiennikiem wielkiego, w przenośni i dosłownie, Szweda? Ja bym nie chciał i wolał poczekać, aż Ibra stamtąd odejdzie. Drugą kwestią jest to, czy Ligue 1 stawia większe wyzwania od Bundesligi - odpowiedź jest prosta - nie.
Zacznijmy od Bundesligi, w której obecnie gra Robert. Jedynym klubem, do którego mógłby odejść, jest Bayern Monachium. Sportowo jest to pomysł niezły - Bayern jest murowanym kandydatem do Mistrzostwa Niemiec każdego roku, gra w Lidze Mistrzów co roku. Są w stanie zagwarantować pensję, którą zaakceptuje Cezary Kucharski. Wszystko brzmi dobrze, ale czy na pewno? Czy Bayern będzie zmianą na lepsze? Niekoniecznie na lepsze. Po pierwsze, drugie i trzecie: Mario Gomez, Mario Mandżukić, Thomas Mueller. Bayern nie potrzebuje Roberta. No dobrze, załóżmy, że sprzedadzą (w co bardzo wątpię) któregoś z wyżej wymienionych - zaczyna wyglądać to lepiej. Ale dla mnie nadal nie jest to zmiana na lepsze w stosunku do Dortmundu.
Kontynuujmy na zachód - Ligue 1. Tutaj znów widzę jeden klub brzmiący atrakcyjnie - Paris Saint Germain. Wschodząca europejska potęga, z wielkimi pieniędzmi i jeszcze większymi planami. Są w stanie zapłacić Borussi te "drobne" za naszego napastnika. Są w stanie zagwarantować bardzo wysoką pensję. Nawet słyszeliśmy pogłoski o sprzedaży Kevina Gameiro do Borussi. To mogłaby być wymiana. Ale tutaj pojawia się nazwisko Zlatana Ibrahimovicia. Czy na pewno chcielibyśmy, żeby Robert był tylko zmiennikiem wielkiego, w przenośni i dosłownie, Szweda? Ja bym nie chciał i wolał poczekać, aż Ibra stamtąd odejdzie. Drugą kwestią jest to, czy Ligue 1 stawia większe wyzwania od Bundesligi - odpowiedź jest prosta - nie.
I znów na zachód - hiszpańska Primera Division. Zacznijmy od Barcelony, bo tutaj kwestia jest prosta, krótka i klarowna - po prostu nie. To nie jest klub dla Roberta.
Z Realem Madryt w moim odczuciu ma się inaczej. I im dłużej o tym myślę, to takie rozwiązanie wydaje się mniej szalone, a bardziej ciekawe. Spójrzmy na sytuację Królewskich z przodu - Cristiano Ronaldo, który jest bardziej skrzydłowym, Karim Benzema oraz Gonzalo Higuain. Moim zdaniem Robert ma papiery na to, żeby wygrać rywalizację z argentyńczykiem i wcale nie jest bez szans z gwiazdorem reprezentacji Francji. Mógłby być dobrą opcją w ataku zespołu z Santiago Bernabeu - przetrzymanie piłki i podanie w uliczkę do Ronaldo. Ja sobie to wyobraziłem i nie wygląda to tak nieprawdopodobnie. I myślę, że pod skrzydłami "The Special One" mógłby się tylko rozwinąć. Choć gdybanie o pozostaniu Mou dłużej na stanowisku trenera jest równie ryzykowne, co wyobrażenia o Lewandowskim w białym trykocie Realu.
A co powiecie na taki scenariusz - Falcao odchodzi z Atletico, a na jego miejsce przychodzi nasz napastnik? Możliwe? Moim zdaniem tak. Ciekawe? Myślę, że tak. Raz, że Falcao raczej opuści klub z Madrytu, a dwa, że Robert mógłby być jego godnym następcą. Trzy - gra w Atletico mogłaby być dobrym przystankiem na sprawdzenie się w innej lidze i trampoliną do miejsca w ataku europejskiej potęgi.
Pozostańmy na kontynencie i przyjrzyjmy się klubom na Półwyspie Apenińskim. Zacznę od opcji według mnie najlepszej i najciekawszej - Juventus Turyn. Drużyna, która po powrocie z banicji w Serie B, została zbudowana na nowo i stała się pierwszą siłą w Serie A. Brakuje tam solidnego, środkowego napastnika, który kończyłby akcje, albo odegrał do wbiegających skrzydłowych. Grzegorz Rasiak Niclas Bendtner? Zdecydowanie przereklamowany, do tej pory nie strzelił w lidze włoskiej ani jednej bramki. Chłopak ma 24 lata, a najlepsze czasy chyba za sobą. Allessandro Matri? Kolejny zawodnik, który chyba szczyt osiągnął wcześniej. I nie zmienią tego dwa gole w ostatnim meczu roku. Quagiarella i Giovinco grają jako cofnięci napastnicy / skrzydłowi, a Mirko Vucinić za napastnikiem. Puste miejsce dla Roberta? Moim zdaniem tak!
W Mediolanie są dwa kluby, dla których Lewandowski mógłby być wzmocnieniem. AC Milan jest mi bliższy sentymentalnie, więc od niego zacznę. Milan z roku na rok traci siłę ognia i chyba nadal cierpi po odejściu Szewczenki Zlatana do PSG. Za chwilę z klubu mają odejść Pato i Robinho.W ataku Milanu jest miejsce dla takiego zawodnika, jak Robert. Pytanie tylko, czy w kieszeni Silvio Berlusconiego znajdą się pieniądze na takiego zawodnika, jak Robert.
Inter w zeszłym roku przeżył małą zapaść, w tym odbudowuje powoli swoją siłę (rękami młodego trenera Andrei Stramaccioniego). I tutaj znalazłoby się miejsce dla Lewandowskiego - teoretycznie na pozycji środkowego napastnika gra w Interze Diego Milito, który odcina już chyba tylko kupony od dobrych sezonów sprzed paru lat.
Na deser zostawiłem sobie Ligę Angielską, mimo że to właśnie o tym kierunku ostatnimi czasy jest najgłośniej. Manchester United, bo to o nim najczęściej mowa, jest w mojej opinii kierunkiem bardzo złym (w tym momencie). Dlaczego? Niech przemówią tylko nazwiska - Robin Van Persie, Wayne Rooney, Danny Welbeck, Javier Hernandez "Chicharito". Od Meksykanina, czy Welbecka Robert gorszy nie jest. Ale czy w takim towarzystwie, pod taką presją, będzie miał czas na aklimatyzację?
U sąsiada United, City, też nie ma miejsca dla kolejnego snajpera.
Inną ciekawszą opcją wydaje mi się Londyn. Rozważania zacznę od Chelsea - gdzie Fernando Torres od dawna cierpi na poważny uraz skuteczności i ostatnio częściej sabotuje niż pomaga drużynie. Poza Torresem, w ataku gra Daniel Sturridge. Kto? No właśnie. W Chelsea są pieniądze i przede wszystkim - Liga Angielska.
Jeśli nie Chelsea, to Arsenal, któremu też brakuje takiego zawodnika jak Robert. Chyba od czasów Henry'ego. Zdecydowanie Lewandowski jest lepszym napastnikiem niż Oliver Giroud. A paczka u Kanonierów wcale w tym sezonie niezgorsza. A i Wojtek Szczęsny i Lukas Podolski na pewno pomogliby w aklimatyzacji. Pytanie tylko, czy nieskory do sypania groszem Arsene Wenger będzie chciał wydać około 25 mln Euro na polskiego napastnika.
Podsumujmy moje rozważania - jestem na tak, jeśli chodzi o kierunek włoski, madrycki i londyński. Jeśli chodzi o Włochy, miejmy nadzieję, że klątwa RadoMatu już odeszła (razem z jego piłkarską karierą). A jeśli chodzi o Londyn, oby Romanowi Abramowiczowi nie znudziła się zabawka Chelsea i w kolejnych sezonach będzie walczyć o najwyższe laury w Europie. I czemu nie z Polskim napastnikiem?
Pozostanie w Dortmundzie wcale Robertowi na złe nie wyjdzie. Ma tu status gwiazdy, drużyna gra pod niego i moim zdaniem jeszcze może się tutaj trochę nauczyć i rozwinąć tak, aby w końcu stał się Lewandowskim zarówno z Borussii, jak i Kadry Narodowej.
Tak jak zapowiedziałem na wstępie, zachęcam do własnych analiz i komentarzy, bo temat jest długi i szeroki jak Wołga, nad którą, mam nadzieję, Robert się nie zechce wybrać.
26 grudnia 2012
PODBRAMKOWO EXTRA: Adebayor - togijska wersja Danijela Ljuboji. Kiedy piłka idzie w parze z kłótniami i wysoką pensją.
Puchar Narodów Afryki 2013 nadciąga wielkimi susami, czas więc na jakieś teksty poświęcone tym rozgrywkom. Zapraszamy do lektury artykułu o Emmanuelu Adebayorze i jego licznych kłótniach na kilku kontynentach. O togijskiej wersji Danijela Ljuboji najgłośniej jest ostatnio w Afryce, ponieważ napastnik Tottenhamu grozi rezygnacją z występów w barwach narodowych.
24 grudnia 2012
Wesołych Świąt!
I dotrwaliśmy w końcu do tego dnia. Jest 24 grudnia i zaraz wszyscy będziemy siadać do wigilijnych stołów. Czas niezwykle sympatyczny, radosny, rodzinny... niestety bez piłki nożnej. Ale chyba ten jeden dzień można wytrzymać :). Ponieważ My ubraliśmy już choinkę, pomogliśmy w robieniu świątecznych potraw i powiedzmy - że zrobiliśmy porządek w swoich domach (no niekoniecznie ale ciiiii...), w tym szczególnym poście chcielibyśmy złożyć Wam jedyne takie, piłkarskie życzenia z okazji świąt Bożego Narodzenia oraz Nowego Roku!
Życzymy Wam (i sobie), by nadchodzące święta przebiegały w spokojnej, rodzinnej i ciepłej atmosferze. Zapewne, przy Wigilijnym stole nie zabraknie rozmów o Futbolu, a więc życzymy Wam, żeby jak najrzadziej dochodziło między Wami do rękoczynów i przyśpiewek niekoniecznie miłych dla kibiców drugiego klubu :) (szczególnie, jeśli będziecie upojeni różnymi rodzajami alkoholu). Znakomitych potraw wigilijnych, smacznego karpia, gorącego barszczyku i tego, by Santa Claus nie pominął nikogo, nawet największego kibola! A oprócz tego życzymy by:
- Zbigniew Boniek podzielił Ekstraklasę, a nie środowisko piłkarskie w Polsce.
- Lato minęło bezpowrotnie - oczywiście nie to kalendarzowe.
- Piotr Ćwielong odnalazł w końcu idealną pogodę, godzinę i dzień do grania w piłkę, a później zaczął coś grać!
- Wojciech Pawłowski nauczył się w końcu języka angielskiego.
- Mario Balotelli nie przestawał Nas zaskakiwać.
- Jakub Rzeźniczak nie dostał więcej w "mordkę" od Piotra S.
- Piłkarze Polonii Warszawa w końcu otrzymali zaległe pensje.
- Daniel Sikorski jako najlepszy napastnik Polski, trafił do FC Barcelony i by zastąpił samego Leo Messiego. Sami jeszcze nie wiemy w czym.
- Stanislav Levy przestał tak dużo pić!
- Bartosz Ślusarski znany jako "BŚ18", kiedyś trafił do pustej bramki! I żeby został królem strzelców Ekstraklasy a potem Królem całego świata. Zasługujesz chłopie!
- GKS Bełchatów w końcu spadł z ligi. Serio.
- David Beckham wrócił do ligi angielskiej, brakowało nam już tego dobrego grajka w tej lidze.
- Jose Mourinho nie utraci pracy w Realu Madryt, ale żeby też dokonał należytych wzmocnień, bo z frajerami La Ligi się nie ugra.
- Szejkom arabskim życzymy umiaru, chłodu na głowę, żeby nie psuli nam widowiska jakim jest piłka nożna.
- Liverpool FC przestał przegrywać, bo ile można
- Zdzisław Kręcina już nigdy się w polskiej piłce nie pokazywał. NIGDY!!!
Można by tu wymyślać i wymyślać, ale czasu już nie ma, trzeba jeszcze zaliczyć wigilijne granie w Fifę 13. Także życzymy Wam tego co napisaliśmy powyżej i wszystkiego co sobie dopowiecie. Niech Wasze drużyny zostaną mistrzami mistrzów, a Wasi ulubieni zawodnicy najlepszymi zawodnikami wśród zawodników.
WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
Życzy Redakcja Podbramkowo:
Jędrzej Ostrowski,
Mikołaj Wojciechowski,
Dominik Senkowski,
Maciej Szafrański.
23 grudnia 2012
Pleased to Michu - hiszpański golleador z Walii.
Jeśli wzięlibyśmy cztery najlepsze zespoły z Premier League i spośród tych drużyn, wybrali po jednym kandydacie na króla strzelców tej ligi, mielibyśmy zapewne wielki ból głowy. I nie jest to przypadek. Liga angielska to wielka fabryka najlepszych napastników świata. W przedsezonowych analizach bukmacherzy stawiali sprawę jasno: o tytuł króla strzelców Premier League walczyć będą Aguero, Suarez i Van Persie. Tymczasem po 18 kolejce najlepszym strzelcem jest "czarny koń" tego wyścigu - Michu - który dzisiaj dołożył kolejną, 13 bramkę w tym sezonie. A jego licznik zapewne będzie jeszcze wzrastać.
Kim w ogóle jest Michu? Jego pełne imię i nazwisko to Miguel Perez Cuesta. Urodził się on 21 marca 1986 roku w Oviedo. Pasją do futbolu zaraził go ojciec, który od zawsze wierzył, że jego syn będzie nadawał się na profesjonalnego piłkarza. Stąd w wieku 6 lat, Michu trafił do szkółki piłkarskiej Realu Oviedo, gdzie uczył się piłkarskiego fachu wraz z Santi Cazorlą i Juanem Matą. W pierwszej drużynie zadebiutował dopiero w 2003 roku, gdy drużyna rozgrywała swoje mecze w Segunda Division. Klub jednak borykał się z olbrzymimi problemami finansowymi, przez co wszystko zaczęło się sypać. Większość zawodników rozwiązała kontrakty, a klub zdegradowano do trzeciej ligi. Michu pragnąc zabezpieczyć swoją przyszłość, poszedł na studia, na kierunek 'administracja i zarządzanie' na Uniwersytecie w Oviedo - Zdążyłem zaliczyć tylko pierwszy rok czteroletnich studiów, ale poszło mi bardzo dobrze. Na pewno kiedyś tam wrócę i dokończę naukę, kiedy skończę z piłką. Póki co, skupiam się na futbolu.
Michu pokazuje swoją standardową cieszynkę |
W 2007 roku przeniósł się do Celty Vigo, choć pierwszy sezon grywał w rezerwach. Ten hiszpański klub również nie słynął ze stabilności i dobrej organizacji, jednak na pewno Michu mógł liczyć na lepszy rozwój kariery, niż w przypadku swojego poprzedniego klubu - Grałem tam cztery lata, a my mieliśmy w tym czasie aż ośmiu trenerów. Żaden nigdy we mnie nie wierzył - jeśli raz dostałem szansę w pierwszym składzie, to potem odsyłano mnie na ławkę na trzy tygodnie. Tak nie można funkcjonować, piłkarz musi czuć, że trener w niego wierzy - wspomina Hiszpan swoją przygodę w Celcie.
W końcu oczekiwana 'wiara' nadeszła, w postaci Jose Ramona Sandovala - trenera Rayo Vallecano. Klub wywalczył wtedy promocję do La Liga i poszukiwał kreatywnego piłkarza, który miał pełnić w zespole rolę klasycznej 10-tki. Latem 2011 roku, Hiszpan przyjął ofertę beniaminka i w niedługim czasie, otrzymał szansę debiutu w najwyższej klasie rozgrywkowej. Na nieszczęście Michu, Rayo było kolejnym klubem, gdzie mnożyły się problemy finansowe. W sezonie 2011/2012 piłkarze na łamach gazet, nieraz krytykowali zarząd za brak stabilności w kwestii wypłat, jednak 26-latek mając doświadczenie z poprzednich klubów, nie narzekał na taką sytuację. Jak sam powiedział: 'Pieniądze nie są dla mnie ważne. Ważne są zwycięstwa i strzelanie goli'. Pomimo wszystko zawodnik starał się grać jak tylko potrafi, z meczu na mecz zaliczając coraz lepsze występy.
Sezon zakończył z 15 bramkami na koncie, dzięki czemu był najbardziej bramkostrzelnym pomocnikiem w La Liga. W przerwie pomiędzy sezonami, Rayo Vallecano bardzo potrzebowało pieniędzy, toteż nie ukrywało, że każdy zawodnik z klubu jest na sprzedaż. Dobra gra Michu nie umknęła działaczom z Walii i za niespełna 2 miliony funtów, Hiszpan stał się zawodnikiem Swansea City - Być zawodnikiem takiego klubu, od zawsze było moim marzeniem - powiedział Michu, na swojej pierwszej konferencji prasowej na Wyspach.
Swoją klasę udowodnił już w swoim debiucie w Premier League. W meczu z QPR zawodnik ten dwa razy trafił do siatki rywali i raz asystował - dzięki czemu został okrzyknięty zawodnikiem meczu. Później trafił do bramki West Hamu i Sunderlandu, co dawało mu fantastyczny wynik czterech goli, w trzech debiutanckich meczach w PL! Od razu eksperci na Wyspach zaczęli się interesować tym 26-latkiem, zaznaczając jednak, że nie można popadać w skrajność i wychwalać piłkarza, który zaraz może się zablokować, a napompowany balonik może zaraz pęc. Michu jednak udowodnił, że nie wie co to znaczy presja i po 18 kolejkach ma on już na koncie 13 bramek. Skąd bierze się fenomen tego piłkarza? Michu po prostu perfekcyjnie pasuje do stylu klubu z Liberty Stadium. Najlepiej czuje się za napastnikiem - grając jako typowa 10-tka - skąd potrafi doskonale zagrywać i asystować. Niejednokrotnie udowodnił też, że potrafi niezwykle precyzyjnie huknąć z dystansu. Jest również niezwykle groźny w polu karnym, gdzie zbiera większość główek po dośrodkowaniach (Michu ma 191 centrymetrów wzrostu). Przede wszystkim jednak jest to piłkarz "myślący", który wie gdzie i w którym momencie ma znaleźć się na boisku.
Póki co kariera Michu rozwija się w niezwykle szybkim tempie. Trzy dni temu na konferencji prasowej sam Vicente del Bosque zapowiedział, że przy takiej formie strzeleckiej, zawodnik zostanie powołany na najbliższy mecz reprezentacji Hiszpanii. Po fenomenalnej rundzie, na tego zawodnika ogromną chrapkę ma z pewnością wiele zespołów, jednak działacze Swansea City oraz trener zespołu Michael Laudrup odstraszają wszystkie kluby zaporową ceną. Jeśli ktoś chce mieć tego piłkarza, musi wyłożyć na niego... 30 milionów funtów! Wątpliwe jest, by ktokolwiek zgodził się na taką propozycję właścicieli "Łabędzi" i właśnie o to im chodzi - Swansea ma się tylko wzmacniać, a nie sprzedawać swoich najlepszych graczy. Sam Michu również doskonale czuje się w klubie i nie zamierza się nigdzie przenosić - W Walii jestem bardzo szczęśliwy. Obecnie jest to dla mnie najlepsze miejsce - zakończył napastnik.
Michu celebruje bramkę w meczu z Arsenalem Londyn. |
Jędrek Ostrowski.
PODBRAMKOWO EXTRA: Ciekawe przypadki Mario Balotelliego.
Mario Balotelli. Mistrz Anglii sezonu 2011/12 i bardzo utalentowany piłkarz. W wieku 22 lat osiągnął wiele i... teraz zajmuje się wieloma rzeczami. Kiedy codziennie bawi się w Świętego Mikołaja, to strzela raz na dziesięć spotkań. Ale kiedy sobie coś postanowi... to uuuu - "Nie ma zmiłuj". Mario Balotelli nie przestaje zaskakiwać i nadal jest jednym z najlepszych piłkarzy Świata. Przed Wami : solidna dawka Mario ! Super Mario ! To artykuł - prezent dla naszych czytelników.
21 grudnia 2012
"Jestem niemal pewien, że Mourinho wróci w czerwcu na Stamford Bridge" - wywiad z Wojtkiem Kanią, administratorem fanpage'a Chelsealive.PL
Za nami czwartkowe losowanie par 1/8 finału Ligi Mistrzów 2012/2013. Ku
zdziwieniu wielu, bez udziału Chelsea Londyn - obrońcy mistrzowskiego tytułu.
"The Blues" są w chwilowym kryzysie, mają nowego trenera - Rafę
Beniteza. M.in. o Hiszpanie, o niedawnych sukcesach i ostatnich niepowodzeniach
ekipy ze Stamford Bridge oraz ewentualnym powrocie Jose Mourinho do stolicy
Anglii rozmawialiśmy z Wojtkiem Kanią, kibicem Chelsea i osobą zaangażowaną w
polski serwis o tym londyńskim klubie - Chelsealive.PL
Podbramkowo: Zacznijmy może od kwestii elementarnej: dlaczego akurat
Chelsea? Jak narodziła się Twoja miłość do tego angielskiego klubu?
Wojtek Kania: Chelsea kibicuję od 2006 roku.
Oglądałem mecz z udziałem londyńczyków, był to chyba jakiś puchar, nie pamiętam
dokładnie. Szczerze mówiąc nie interesowałem się wtedy jeszcze tak bardzo
piłką, jednak coś mnie "zmusiło", żeby akurat ten konkretny mecz
obejrzeć. Od razu w oko wpadł mi jeden gracz - Frank Lampard. To, co ten
zawodnik wyprawiał z piłką, jak ciągnął drużynę do przodu i jak myślał na
boisku... Coś niesamowitego. Tak na dobrą sprawę przez tego właśnie piłkarza
powoli zacząłem kibicować Chelsea, oglądać coraz więcej meczu z udziałem „The
Blues”. I w końcu narodziła się miłość do klubu.
W takim razie jesteś pewnie zdania, iż Lampard
powinien pozostać w zespole? Bo Benitez, szczególnie na początku, trochę go
„odstawiał” od jedenastki, za co również był krytykowany.
Nikomu nie trzeba mówić, że gracz ten jest żywą
legendą klubu. Będzie budził wieczny szacunek nie tylko pod względem
piłkarskim, ale również jako zwykły facet. To, co osiągnął na przestrzeni lat,
indywidualnie jak i drużynowo jest niesamowite. To piłkarz kompletny, który
strzelił najwięcej bramek w Premier League, a jest przecież pomocnikiem. Sprawa
pozostania Franka w Chelsea jest dla mnie oczywista. On początek sezonu miał
naprawdę niezły, jednak kontuzja w meczu z Szachtarem i odejście Di Matteo na
pewno nie zadziałały dobrze na niego. Jednak gdy ostatnio wrócił, obserwowałem
każdy jego ruch na boisku. Takiego lidera środka pola jak Frankie brakowało w
Chelsea! Dyryguje grą, strzela z
dystansu, czego bardzo brakowało Chelsea i cały czas jest w ruchu, widać, że
forma rośnie. Ostatnio Benitez coraz śmielej stawia na Lampsa w pierwszym
składzie i oczywiście uważam, że powinien zostać w klubie i zakończyć karierę
na Stamford Bridge. Bo jak on
sam podkreślił – „może grać na wysokim poziomie jeszcze przez kilka lat”. Zarząd powinien dać mu ten 2-letni kontrakt, w
końcu chyba sobie na niego zasłużył?
Tak doświadczony i klasowy zawodnik jak Lampard
podoła też z pewnością zadaniu „wprowadzenia” młodych graczy, którzy w
przyszłości mieliby go zastępować w Chelsea.
Oczywiście Frank może grać i pełnić rolę takiego
„nauczyciela”. Ale nie tylko on, bo jest jeszcze Terry, Cole, Cech, był również
Drogba. Gra z takimi zawodnikami jest dla młodych zawodników wielkim przeżyciem
i ciągłą nauką.
Zakładam, że jako kibic Chelsea, największą radość
przeżywałeś po tegorocznym finale Ligi Mistrzów. A miałeś kiedykolwiek moment,
że myślałeś „mam dość tego klubu, co za wstyd, jak oni grają”?
Nigdy nie miałem takiego momentu, aby przestać
kibicować Chelsea! Z tym klubem zostanę już do końca życia, nawet jak by im
szło nie wiadomo jak. Oczywiście najbardziej dumny byłem po zwycięstwie „The
Blues” w LM. Duma była jeszcze o tyle większa, że każdy skreślał londyńczyków
już przed rewanżem z Napoli, później w meczu z Barceloną, a oni jednak cały
czas szli do przodu. W „10” zdołali wyeliminować najlepszą drużynę świata na ich
obiekcie, a ostatecznie triumfować w całych rozgrywkach.
A sukces Chelsea w „Champions League” to Twoim zdaniem
także sukces Di Mateo? Czy, jak mówią niektórzy, to zasługa w głównej mierze
największych gwiazd typu Lampard, Terry, Drogba i dlatego udało się sięgnąć
drużynie zdobyć wymarzony Puchar LM?
Chelsea odniosła sukces tak samo dzięki Di Matteo, jak
i weteranom i oczywiście całej drużynie. Pamiętajmy, że to czego dokonali, było
niesamowite. Andre Villas-Boas nie miał kontaktu z zawodnikami, chciał od razu
odsunąć starszych graczy od składu, co było ogromnym błędem. Portugalczyk
pożegnał się z posadą, a jego rolę przejął skromny Włoch. Zawodnicy sami
podkreślają, że to, jaki Roberto miał kontakt z zawodnikami, ta więź na linii
gracz-trener... To według wielu było kluczowe w zbudowaniu w tak krótkim czasie
drużyny, która zdoła odnieść historyczny sukces w Champions League
Wygrany finał LM przez Chelsea
Niektórzy jednak lekceważą włoskiego szkoleniowca,
jego zasługi. Roman Abramowicz chyba trochę też, gdy nie miał skrupułów,
pozbywając się Di Mateo. Czy może jednak Rosjanin dobrze zrobił, że zwolnił
Włocha i zastąpił go Benitezem?
Moim zdaniem głupotą Romana było zwolnienie Di Matteo.
Ale jest coś w tej tezie, że Abramowicz chciał się pozbyć na siłę Włocha i
tylko czekał na słabszy okres gry Chelsea, aby mieć pretekst do jego
zwolnienia. Ale jak wiadomo nasz niebieski oligarcha jest bardzo niecierpliwy i
musi mieć sukcesy od ręki. Gdyby dać Roberto czas do końca sezonu to myślę, że
stworzyłby zabójczą machinę. Ale cóż, widać pieniądze mają wielki wpływ na
człowieka. Czasu jednak już nie cofniemy i trzeba wspierać obecnego szkoleniowca.
"Trzeba wspierać obecnego szkoleniowca".
Myślisz ze kibice też to zrozumiej? Bo znasz historię z tymi gwizdami,
buczeniem, hasłami na transparentach. Ogólnie Benitez od początku nie ma tam
łatwo. Myślisz, że stosunki Hiszpan –
fani „The Blues” mogą się unormować?
Benitez nie jest lubiany w Chelsea, ale nie ma się
czemu dziwić. Przecież za czasów, gdy jeszcze trenował Liverpool, w jednym
wywiadów wypowiedział się w ten oto sposób: "Chelsea to wielki klub,
wielcy zawodnicy, jednak nigdy nie zostałbym ich trenerem". Jak wiadomo
kibice w Anglii są bardzo pamiętliwi i biorą wszystko do siebie, co teraz jest
doszczętnie wykorzystywane. Wielkiego wsparcia Hiszpan u większości fanów nie
będzie miał, jest tylko jedna recepta, aby to zmienić - sukcesy. Gdy przyjdą
wygrane i trofea, to automatycznie niektórzy sympatycy zapomną o konflikcie.
Drogby – symbolu sukcesu w „Champions League” już nie
ma. Twoim zdaniem, brak tego napastnika to jedna z przyczyn problemów Chelsea w
tym sezonie? Bo co by nie mówić, trzecie miejsce w grupie Ligi Mistrzów, to dla
takiej ekipy jak Chelsea, jest katastrofą. Drogba tyle znaczył, czy
może gdzie indziej trzeba szukać źródeł ostatnich niepowodzeń?
Oczywiście reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej jest
wielkim graczem i według mnie powinien zostać w klubie, jednak trzeba uszanować
jego decyzję o odejściu. Co do pytania, czy to przez niego Chelsea ma takie
problemy? Myślę, że nie. Przecież „The Blues” mieli kosmiczny start w lidze,
grali jak z nut, już wydawało się, że Torres złapał formę, jednak po
skandalicznej przegranej z Manchesterem United na Stamford Bridge coś zaczęło
się sypać. Później zwolniony został trener i niestety Chelsea już nie ma w
Lidze Mistrzów. Drogba na pewno by pomógł drużynie, jednak nie sądzę, że jego
odejście nie jest główną przyczyną obecnego kryzysu.
A co Twoim zdaniem zaważyło? I londyńczycy mogą wyjść z
tego „dołka” przy udziale Beniteza, czy Roman nie wytrzyma i w końcu go zwolni?
Tak czy siak Roman zwolni Beniteza, ponieważ jest on trenerem tymczasowym
do końca obecnego sezonu. Na kryzys zawsze się składa sporo czynników. Odkąd
pamiętam, w ostatnich latach Chelsea zawsze w tym okresie, czyli na jesień
łapała słabą formę. Kilka lat temu składało się na to zwolnienie Wilkinsa,
kontuzja Lamparda i sprzedanie wielu doświadczonych graczy. Rok temu za Boasa
było podobnie. Trener chciał odsunąć z miejsca weteranów co poskutkowało jego
zwolnieniem. W tym sezonie zaczęło się sypać tak jak wcześniej zaznaczyłem po
meczu z United w Londynie. Do tego doszła kontuzja Lamparda, zwolnienie Di
Matteo i niestety 4 trofea w tym sezonie poszły w piach, ale walczymy dalej!
"The Blues" nie dali rady rywalom w
niedawnym finale KMŚ
Czyli nie wierzysz w to, że Benitez może zostać w Chelsea
na dłużej, np na 2-3 lata, nawet jak zespół zacznie grac lepiej i regularniej?
Tak jak mówiłem, Rafa jest trenerem tymczasowym i
naprawdę musiałby zgarnąć przynajmniej Mistrzostwo Anglii, FA Cup lub Puchar
Ligi Europy, aby Roman dał mu szansę. Jednak myślę, że Hiszpan poleciałby ze
stołka przy pierwszym kryzysie sezonu, a taki zdarzy się na pewno.
A sukcesy Chelsea są możliwe w tym składzie? Czy może
powinni ściągnąć kogoś nowego? W kogo byś polecił zainwestować włodarzom klubu?
Oczywiście, że sukcesy są w tym sezonie możliwe z tym
składem. Mamy naprawdę mocną kadrę, jednak osobiście kupiłbym gracza na jedną
pozycję, chyba wszyscy się domyślacie na jaką. Trzeba zrobić konkurencję
Torresowi, albo spróbować nowego ustawienia i tutaj widzę tylko jednego gracza,
który jest w zasięgu i idealnie się do tego nadaje - Radamel Falcao.
Skoro twierdzisz, że dni Beniteza są policzone, to kto
może zająć jego miejsce?
Krótko i realnie? Jose Mourinho. Zna tę drużynę na
wylot, a jak wiadomo w Madrycie aż huczy o jego odejściu. Londyn to jego dom, a
on sam nie raz podkreślał, że kocha Chelsea. Jestem niemal pewien, że w czerwcu
będziemy świadkami wielkiego powrotu "The Special One" na Stamford
Bridge.
To byłby piękny powrót ukochanego
trenera do ukochanego zespołu.
Tak też uważam. On jest w stolicy Anglii uwielbiany.
A temat Guardioli to tylko wymysł prasy?
Myślę, że nie. Jak wiadomo, Abramowicz jest wielkim fanem Pepa. Jednak
jeśli do wzięcia będzie Mou lub Guardiola, to wybór jest dla mnie oczywisty.
Jednak wszystko ostatecznie zależy od decyzji Romana.
A co sądzisz na temat Torresa? Co jakiś czas można mieć wrażenie, że może
wróci do dawnej formy, a potem przychodzi taki mecz, jak w finale klubowych
Mistrzostw Świata.
Gracz ten kosztował 50 milionów, w Liverpoolu był
niesamowity, po transferze do Chelsea kibice pokładali w nim wielkie nadzieje.
Jednak kolejne mecze mijały, eksperci liczyli godziny - ile to już czasu El Nino nie strzelił bramki, a
Hiszpanowi coraz bardziej siadała psychika. W końcu nadszedł mecz, w którym w
końcu strzelił, było to spotkanie z WHU. Później znów przerwa i znów jakaś
bramka, wszyscy wierzyli, że Fernando się odblokował a tu rozczarowanie,
kolejny mało znaczący przebłysk i tak w kółko. Torres jest napastnikiem
kompletnym, jednak ma ogromne problemy z psychiką. Wszyscy mówili, że jest w
cieniu Drogby, że nie dostaje prostopadłych piłek od rozgrywających. I co?
Przyszedł Mata, sezon później odszedł Drogba, dołączył niesamowity Hazard,
Oscar, a poprawa niewielka. Bardzo cenię tego gracza, ale według mnie jeśli nie
złapie formy do końca sezonu, to trzeba będzie się z nim pożegnać, bo od
zawodnika za 50 milionów i takiej klasy oczekuje się przecież umieszczenia
piłki w siatce 3 metry od bramki?
A tak z ciekawośći, czy widzisz jakiegokolwiek Polaka w Chelsea?
Bramkarz albo ktoś inny. Taki Lewandowski mógłby w ogóle podołać takiemu
wyzwaniu?
Jeśli już bym widział któregoś z naszych, to tylko
Roberta. Zauważcie, że jest on praktycznie identycznym typem gracza, co Torres.
Ta sama sylwetka, te same ruchy i podobna technika. Ciekawą opcją byłoby
ściągnięcie Lewego na Stamford, jednak nie takiego napastnika potrzebujemy.
Jaki jest aktualnie dla cel numer jeden dla ekipy
Beniteza ? Chelsea zaangażuje siły w wygranie Ligi Europejskiej czy jednak
zamierza się jeszcze rzucić w pościg za Manchesterami?
Cel numer jeden to pogoń za United. Gdy ostatnio
zdobywaliśmy Mistrzostwo, traciliśmy na wiosnę do Manchesteru coś około 15
punktów, a i tak daliśmy radę wygrać ligę dosłownie w 2 ostatnich kolejkach.
Pierw wspaniałe zwycięstwo na Old Trafford, później demolka z Wigan na The
Bridge. Piłka jest nieprzewidywalna i sprawa tytułu w Premier League wciąż
jest otwarta.
19 grudnia 2012
Z bidonu Wojciechowskiego: Odpowiedzi na kilka pytań.
Zapraszamy do lektury kolejnych przemyśleń Mikołaja Wojciechowskiego. Publikujemy je nieregularnie w serii mini-felietonów "Z bidonu Wojciechowskiego". Tym razem współzałożyciel Podbramkowo odpowiedział na pytania, które ukazały się w ostatnim "Przeglądzie Blogów" na blogu Pod Pressingiem. Miłej lektury!
Henrik Ojamaa blisko Lecha. Czy to aby na pewno dobry ruch?
W ostatnich godzinach na pewnych portalach sportowych pojawiła się informacja: "Henrik Ojamaa podpisze kontrakt z Lechem Poznań, ten 21-letni napastnik z Estonii ma wzmocnić linię ataku "Kolejorza". Co sądzić o piłkarzu, który według doniesień mediów ma kosztować 200 tysięcy euro? Kim jest Henrik Ojamaa i co osiągnął? Postanowiliśmy się temu przyjrzeć!
18 grudnia 2012
Dobry wybór pana Macieja. Czasami pozory mylą.
Wielu pukało się w głowę, kiedy zimą zeszłego roku zaprezentowano Macieja Rybusa jako piłkarza czeczeńskiego Tereka Grozny. Reprezentanta Polski widzieliśmy w mocnej lidze zachodniej, na przykład razem z kolegą z Legii Warszawa - Arielem Borysiukiem, który zdecydował się wówczas na kontynuowanie kariery w Bundeslidze. Borysiuk wieloletnią umową związał się z Kaiserslautern (Jakub Świerczok też) mającym duże szanse na utrzymanie się na najwyższym niemieckim poziomie rozgrywkowym. Który z piłkarzy może teraz żałować swojego wyboru i dlaczego?
17 grudnia 2012
PODBRAMKOWO EXTRA: Najnowsze trendy w piłkarskiej modzie!
16 grudnia 2012
Kosztowna rewolucja w PGE GKS Bełchatów.
Najsłabsze drużyny rundy jesiennej T-mobile Ekstraklasy? Podbeskidzie Bielsko-Biała i PGE GKS Bełchatów - zespoły z zaledwie sześcioma punktami na koncie. W obu ekipach trwa teraz szukanie i wywalanie winnych. O ile zmiany personalne w ekipie Podbeskidzia nie będą wielkie, to w zespole z Bełchatowa odbywa się krwawa rewolucja.
15 grudnia 2012
Podbramkowo EXTRA: Tam zwyciężył futbol. Niesamowita historia AFC Wimbledon.
To jedna z najpiękniejszych historii w futbolu. Historia, która uczy i powinna zostać zachowana w pamięci każdego kibica piłki nożnej na świecie. I wcale nie będzie to artykuł o fenomenalnym meczu na szczycie w lidze angielskiej, ani o cudownym rekordzie Lionela Messiego. To historia AFC Wimbledon - klubu stworzonego przez kibiców zaledwie 10 lat temu, który powstał w wyniku przeniesienia siedziby drużyny do Milton Keynes. O tej niesamowitej reaktywacji i determinacji kibiców ostatnio znów było głośno, bo w Anglii dwa tygodnie temu doszło do meczu o którym mówiło się w każdych sportowych mediach na świecie - w Pucharze Anglii AFC Wimbledon zmierzył się ze swoimi futbolowymi grabarzami - MK Dons.
Na pierwszy nabór do AFC Wimbledon przyszło aż 230 graczy bez kontraktów, a spośród nich zostało wybranych 23 zawodników oraz sztab szkoleniowy. Pierwszym trenerem, został były zawodnik Wimbledon F.C. - Terry Eames. Wraz z rozpoczęciem sezonu 2002/2003 klub przystąpił do rozgrywek Combined Counties League, czyli dziewiątego poziomu rozgrywkowego w Anglii. 10 lipca, na pierwszym meczu sparingowym przed rozpoczęciem sezonu, zjawiło się aż 4 700 widzów (pojemność stadionu Kingsmeadow, na którym rozgrywa swoje mecze Wimbledon wynosi 4.850). Pozyskano także potężnego sponsora, w postaci firmy Sports Interactive produkującej znane na całym świecie gry z serii Football Manager. Dzięki temu budżet AFC Wimbledon oscyluje mniej więcej w wysokości miliona funtów (część budżetu jest zasilana także dzięki składkom kibicowskim). Dzięki takiemu zastrzykowi pieniędzy i energii, zespół w ciągu 9 lat awansował do League Two, co jest niebywałym sukcesem - biorąc pod uwagę, że Wimbledon tworzony jest wyłącznie dzięki niezwykłej miłości kibiców do klubu. The Dons jako pierwsi w historii byli klubem założonym w XXI wieku, który awansował do czwartej ligi, bijąc również niesamowity rekord - 78 meczów bez porażki.
Pomimo, iż od zniknięcia Wimbledonu F.C. minęło ponad 10 lat, to do dziś kibice MK Dons, są jedną z najbardziej znienawidzonych grup kibicowskich w Anglii. Są oni postrzegani jako największe zło, jako synonim komercjalizacji piłki nożnej, przed którą trzeba się jak najtrwalej bronić. W brytyjskich mediach mecz określano mocnymi słowami, gdzie redaktorzy artykułów pisali o walce dobra ze złem, gdzie dobrą stroną był Wimbledon, a wrogiem publicznym - drużyna z Milton Keynes. Jednak to właśnie gospodarze byli zdecydowanym faworytem meczu. MK Dons w tym sezonie świetnie radzi sobie w League One, coraz śmielej krocząc ku awansowi do Championship, natomiast AFC Wimbledon okupują dolne rejony tabeli czwartej ligi rozgrywkowej, pragnąc uniknięcia spadku. Na stadionie zjawiło się 14 tys. fanów, w tym 3.tys. kibiców gości, którzy głośno dopingowali swoją drużynę. Atmosfera meczu była na tyle gorąca, że nie sposób było uniknąć wzajemnych uszczypliwości. Fani AFC śpiewali m.in: „You have no history”, „There’s only one Dons in England”, czy „Where were You, when We were us?”. Fani z Milton Keynes również nie pozostali dłużni odpowiadajac:"We’re keeping The Dons, just get over it" czy „You’re just a pub team from Kingston.
Jeśli chodzi o wydarzenia boiskowe, to mecz przebiegał początkowo zgodnie z planem. MK Dons konstruowało ataki pozycyjne, od czasu do czasu groźnie strzelając na bramkę gości, a AFC Wimbledon czekało jedynie na okazję do skontrowania. Jako pierwsi prowadzenie objęli gospodarze, po fenomenalnym strzale Stephena Gleesona z 25 metrów. Wszystkie znaki na niebie wskazywały, że teraz już nic nie uratuje AFC. Jednak w 59 minucie doszło do cudu, gdzie po jednej z nielicznych akcji The Dons, piłkę do siatki zmieścił Jack Midson. Na trybunie gości doszło do eksplozji radości, część fanów nawet wybiegła na murawę, by świętować gola wraz z piłkarzami. Widać było, iż zwycięstwo czy remis w tym meczu, znaczyło znacznie więcej, niż wielu z nas mogłoby to sobie wyobrazić. To była wręcz osobista wojna każdego z fanów Wimbledonu, a bramka była dla nich niczym wygranie małej bitwy. Niestety jednak, życie szykowało inną historię. W 89 minucie po fatalnym błędzie obrońcy, Steven Gregory nie wykorzystał doskonałej sytuacji na zwycięskiego gola, a takie sytuacje w futbolu - po prostu - lubią się mścić. I oto trzy minuty później bramkę do siatki dla gospodarzy po rzucie rożnym, wpakował Jon Otsemobor. Sędzia zagwizdał koniec spotkania i tym samym odebrał nadzieje kibicom Wimbledonu, na utarcie nosa największym rywalom. I choć na trybunach zdecydowanie wygrali kibice gości, to nie zobaczą oni już swoich podopiecznych w kolejnej rundzie Pucharu Anglii.
Ps. A to skrót z tego elektryzującego spotkania, polecam - warto poświęcić 3 minuty :)
Jędrek Ostrowski.
Historia Wimbledon F.C.
Historia Wimbledon F.C. może nie jest niezwykle bogata, ale wciąż klub ten ma większe zasługi w angielskim futbolu, niż grające dzisiaj w Premier League QPR, Norwich City, czy Reading F.C. Jak na dobry brytyjski klub przystało, powstał on jeszcze w XIX wieku, a dokładnie w 1889 roku w Londynie jako Wimbledon Old Centrals. Swoje mecze The Dons rozgrywali na nieistniejącym już stadionie Plough Lane, gdzie w latach dwudziestych XX wieku, średnia frekwencja wahała się pomiędzy 5 000, a 8 000 widzów (rekord frekwencji padł w Pucharze Anglii amatorskich zespołów w pojedynku z HMS Victory - spotkanie obejrzało wtedy 18 080 osób). Przez niemal cały wiek od powstania, klub ten rozgrywał swoje mecze jedynie w ligach amatorskich i półamatorskich, gdzie zdobył wiele trofeów. Profesjonalne mecze Wimbledon F.C. zaczął rozgrywać dopiero od sezonu 1977-78, kiedy to po trzech wygranych mistrzostwach z rzędu amatorskiej ligi Southern League, klub został wybrany do uczestnictwa w The Football League (to rozgrywki tj. Championship, League One, League Two). Po 9 latach nadszedł pierwszy sukces w dziejach klubu - The Dons awansowali do Premiership. Niewiele wtedy osób sądziło, że klub z tenisowej dzielnicy tak długo utrzyma się w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii. A nie dość, że klub dotrwał w Premiership aż do roku 2000, to jeszcze po drodze kibice ze stolicy doczekali się największego sukcesu w historii swojego istnienia - Wimbledon F.C w 1988 roku zdobył Puchar Anglii, zwyciężając z faworyzowanym Liverpoolem F.C. 1:0, po golu Lawrie Sancheza."Szalony gang"
Warto też wspomnieć, iż za czasów gry w Premiership, żadna drużyna z najwyższej klasy rozgrywkowej nie cieszyła się na wieść o spotkaniu z drużyną z Londynu. Zawodnicy Wimbledonu F.C byli bowiem zwani "Szalonym Gangiem" w związku z ogromnym zamiłowaniem do sprawiania sobie żartów, które dzisiaj próbuje nam przypomnieć Mario Balotelli. Podpalanie treningowych strojów, cięcie swoich ubrań żyletkami, śmianie się z chorej na raka żony Iana Holloway'a - to tylko niektóre z niewybrednych dowcipów, z których słynęli piłkarze The Dons. Oczywiście to wszystko przekładało się w grze na boisku. Zawodnicy Ci nigdy nie odstawiali nóg, zawsze grali niezwykle twardo i agresywnie, a dobrym przykładem może być Vinnie Jones - który tak poturbował niegdyś Gary`ego Stevensa z Tottenhamu, że ten musiał zakończył piłkarską karierę. Natomiast o sławnym w Anglii Dennisie Wise'ie, menadżer Sir Alex Ferguson powiedział niegdyś: "Wise could start a figt in an empty room!" (Wise mógłby wywołać rozróbę nawet w pustym pokoju!). O ile chęć do licznych żartów i zabaw u piłkarzy nie dziwił, to ogromne zaskoczenie wywoływał w opinii publicznej sam właściciel klubu Samir Hammam. Ponoć zakupił on Wimbledon F.C. tylko po to, żeby mieć blisko na korty tenisowe, gdyż fascynował się tą dziedziną sportu. Sam wzbudzał też liczne kontrowersje m.in. wkradając się do szatni West Hamu wypisując na ścianach obraźliwe teksty wobec tego klubu, czy też zmuszając jednego z zawodników do zjedzenia... owczych oczu, gdyż jak stwierdził, chciał by jego zawodnicy byli zawsze twardzi i nieustępliwi.Umarł król, niech żyje król!
I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Rok 2003 - Libański biznesmen sprzedaje swój klub norweskiemu konsorcjum za 30 mln funtów. Była to ogromna cena zważając na to, iż sam zakupił wcześniej Wimbledon F.C. za jedyne 40tys. funtów. Był to gwóźdź do trumny The Dons, gdyż Norwegowie mieli inny pomysł na zarządzanie klubem. Postanowili oni zlikwidować siedzibę w Londynie, a całą drużynę poczynając od zawodników, sztab szkoleniowy i historię - przenieść do miasteczka położonego o 80 kilometrów od stolicy Anglii - do Milton Keynes. Tam 21 czerwca 2004 oficjalnie powstał sztuczny twór nazwany Milton Keynes Dons F.C. Reakcja kibiców Wimbledon F.C. była natychmiastowa. Kibice oficjalnie nie uznali istnienia "nowotworu", a następnie postanowili, iż cały ruch kibicowski przeniesie się do założonego w 2002 roku z inicjatywy kibicowskiej- AFC Wimbledon. Co ciekawe choć oficjalne rozwinięcie skrótu AFC to Association Football Club, to dla fanów tego klubu jest to A Fan's Club, czyli po prostu - Klub Kibiców.Na pierwszy nabór do AFC Wimbledon przyszło aż 230 graczy bez kontraktów, a spośród nich zostało wybranych 23 zawodników oraz sztab szkoleniowy. Pierwszym trenerem, został były zawodnik Wimbledon F.C. - Terry Eames. Wraz z rozpoczęciem sezonu 2002/2003 klub przystąpił do rozgrywek Combined Counties League, czyli dziewiątego poziomu rozgrywkowego w Anglii. 10 lipca, na pierwszym meczu sparingowym przed rozpoczęciem sezonu, zjawiło się aż 4 700 widzów (pojemność stadionu Kingsmeadow, na którym rozgrywa swoje mecze Wimbledon wynosi 4.850). Pozyskano także potężnego sponsora, w postaci firmy Sports Interactive produkującej znane na całym świecie gry z serii Football Manager. Dzięki temu budżet AFC Wimbledon oscyluje mniej więcej w wysokości miliona funtów (część budżetu jest zasilana także dzięki składkom kibicowskim). Dzięki takiemu zastrzykowi pieniędzy i energii, zespół w ciągu 9 lat awansował do League Two, co jest niebywałym sukcesem - biorąc pod uwagę, że Wimbledon tworzony jest wyłącznie dzięki niezwykłej miłości kibiców do klubu. The Dons jako pierwsi w historii byli klubem założonym w XXI wieku, który awansował do czwartej ligi, bijąc również niesamowity rekord - 78 meczów bez porażki.
MK Dons - AFC Wimbledon - coś więcej, niż mecz.
Jednak największym wydarzeniem w historii - przynajmniej dla kibiców - było spotkanie, którym dwa tygodnie temu elektryzowała się cała piłkarska Anglia. Otóż w drugiej rundzie Pucharu Anglii doszło do kibicowskiego meczu na szczycie - AFC Wimbledon rozegrał mecz ze swoimi piłkarskimi grabarzami - MK Dons.Jeśli chodzi o wydarzenia boiskowe, to mecz przebiegał początkowo zgodnie z planem. MK Dons konstruowało ataki pozycyjne, od czasu do czasu groźnie strzelając na bramkę gości, a AFC Wimbledon czekało jedynie na okazję do skontrowania. Jako pierwsi prowadzenie objęli gospodarze, po fenomenalnym strzale Stephena Gleesona z 25 metrów. Wszystkie znaki na niebie wskazywały, że teraz już nic nie uratuje AFC. Jednak w 59 minucie doszło do cudu, gdzie po jednej z nielicznych akcji The Dons, piłkę do siatki zmieścił Jack Midson. Na trybunie gości doszło do eksplozji radości, część fanów nawet wybiegła na murawę, by świętować gola wraz z piłkarzami. Widać było, iż zwycięstwo czy remis w tym meczu, znaczyło znacznie więcej, niż wielu z nas mogłoby to sobie wyobrazić. To była wręcz osobista wojna każdego z fanów Wimbledonu, a bramka była dla nich niczym wygranie małej bitwy. Niestety jednak, życie szykowało inną historię. W 89 minucie po fatalnym błędzie obrońcy, Steven Gregory nie wykorzystał doskonałej sytuacji na zwycięskiego gola, a takie sytuacje w futbolu - po prostu - lubią się mścić. I oto trzy minuty później bramkę do siatki dla gospodarzy po rzucie rożnym, wpakował Jon Otsemobor. Sędzia zagwizdał koniec spotkania i tym samym odebrał nadzieje kibicom Wimbledonu, na utarcie nosa największym rywalom. I choć na trybunach zdecydowanie wygrali kibice gości, to nie zobaczą oni już swoich podopiecznych w kolejnej rundzie Pucharu Anglii.
Retrospekcja
Historia AFC Wimbledon, ich małe kroki ku odbudowaniu klubu, mecz z MK Dons - te i inne rzeczy pokazują, jak piłka potrafi być nieprzewidywalna i jakie piękne scenariusze pisze samo życie. Być może każdy z Nas zakupując znanego FM'a, wsparł finansowo klub z Kingston, nie mając o tym nawet bladego pojęcia. Żyjemy niestety w świecie, w którym komercjalizacja dotyka każdej sfery - nawet sportowej. Przykłady fuzji w których kluby znikały z map piłkarskich, mamy nie tylko w Anglii, Ameryce Południowej ale także i w Polsce. Lecz widać to również na wielkich stadionach, gdzie na trybunach coraz częściej nie zasiadają pasjonaci futbolu, tylko ludzie przy których atmosfera zaczyna zanikać. Hasło "Against modern football" nie jest zwykłą kibicowską paplaniną i czasem warto się zastanowić, czy może kiedyś ta "komercjalizacja" nie dopadnie Naszego, ukochanego klubu. A nie zawsze życie napisze podobny scenariusz, jak w przypadku drużyny Wimbledon.Ps. A to skrót z tego elektryzującego spotkania, polecam - warto poświęcić 3 minuty :)
Jędrek Ostrowski.
14 grudnia 2012
Krajowa Macedonia rozklepana przez Ekstraklasową Polskę.
13 grudnia 2012
Kolejne zmiany w polskim futbolu. "Doktor" uleczy PZPN?
Boniek przedstawił wczoraj opinii publicznej kilka ważnych informacji. Niestety w mediach przebiła się głównie jedna (nie twierdzimy, że mało ważna, ale pytanie czy najważniejsza) z nich.
PZPN rezygnuje z budowy swojej nowej siedziby w Wilanowie. Brawo. Jak widać wystarczył miesiąc, by ludzie trzeźwo myślący doszli do zupełnie innych wniosków, aniżeli poprzednia ekipa w tej kwestii. To kolejne z serii dobrych rozstrzygnięć nowych władz, po obniżeniu cen biletów na mecz z Urugwajem itd.
Ale mamy też już pierwszą kontrowersyjną decyzję "Nowego PZPN". Jak Boniek próbuje usuwać ze związku wszystkich starych wyjadaczy, tak jednego na razie nie potrafi/nie chce. Stefan Majewski, który ostatnimi laty zajmował się głównie prowadzeniem z sukcesami młodzieżowej reprezentacji, ma zająć miejsce Engela i pełnić funkcję dyrektora sportowego PZPN. Kilka wniosków i wątpliwości rodzi ta nominacja.
1. Dla młodzieży może to i dobra wiadomość. Majewski prowadził kadrę U-21 zdecydowanie za długo, a i z marnym skutkiem. Teraz polską drużynę młodzieżową ma odbudować podobno Piotr Nowak. Amerykańskie wzorce mają nas uratować. A co do "Doktora", to może w administracji PZPN-u odnajdzie się bardziej, aniżeli w roli trenera juniorów?
Majewski był kiedyś przewodniczącym Rady Trenerów w PZPN.
2. Wciąż mamy nadzieję, że poznamy wreszcie kompetencje przysługujące dyrektorowi sportowemu PZPN. Bo jak dotychczas, są one owiane tajemnicą, nie mniejszą niż finanse związku.
3. Dlaczego akurat Majewski? Jakie właściwie trzeba spełniać wymagania, by zostać takim dyrektorem? Nikt nic nie wie, a złośliwi przypominają, że gdy Boniek prowadził przez chwilę kadrę narodową, to jego asystentem był właśnie...Majewski. Przypadek?
Stefan Majewski był już nawet trenerem reprezentacji Polski seniorów. Co prawda tymczasowo, ale jednak. W 2009 roku prowadził kadrę w dwóch ostatnich meczach eliminacji mistrzostw świata. Jak mu szło? Ówczesny wiceprezes PZPN Adam Olkowicz miał swoje zdanie na ten temat.
12 grudnia 2012
Środowy przegląd piłkarskich wydarzeń!
Ostatnia kolejka polskich ligowych zmagań już za nami. Drużyny w niektórych europejskich ligach nadal walczą o punkty ( londyńskie QPR jeszcze nie wygrało w tym sezonie Premier League ), w Brazylii i USA odpoczywają, a w Afryce myślą już o Pucharze Narodów Afryki. Niektóre kluby planują transfery, a niektóre muszą trochę zarobić. UEFA tworzy nowe rozgrywki piłkarskie, a Książę Paryża nadal strzela gole. Zapraszamy do przeglądu najnowszych wydarzeń!
11 grudnia 2012
Podbramkowo Extra: Arkan - krwawe piętno serbskiej piłki
Bałkany znane są jako pełna sprzeczności, naznaczona wojną domową kraina.
Okazuje się, że bałkański futbol, oprócz bycia kuźnią talentów i jednym z największych piłkarskich "eksporterów", ma swoje mroczne historie.
Predrag Mijatović, Vladimir Jugović, Savo Milośević, Siniśa Mihajlović - jedne z najbardziej znanych nazwisk związanych z futbolem w Serbii. Jednak ogromne piętno w historii bałkańskiego futbolu odcisnął człowiek, który wcale nie był piłkarzem - Żelijko Rażnatović. Przyjął turecki przydomek Arkan.
Dość szyderczy, zważając na ilość morderstw, których dopuścił się na Muzułmanach. Ojciec Arkana był oficerem lotnictwa i wychowywał syna silną ręką. W wieku 16 lat uciekł do Paryża i rozpoczął swoją przestępczą karierę. W Europie zachodniej zasłynął z licznych ucieczek i w końcu wrócił do Belgradu, pogodził się z ojcem i nawiązał współpracę z aparatem bezpieczeństwa. Niedługo potem nastąpił najważniejszy moment w jego "karierze". W 1990 roku, jako zagorzały kibic Crvenej Zvezdy, został poproszony przez milicję o zapanowanie nad najbardziej zagorzałymi zwolennikami klubu.
Arkan zaprowadził dyscyplinę wśród kibiców i pogodził zwaśnione grupy. Scalił je i ogłosił się ich przywódcą. To właśnie Rażnatović nadał kibicom Zvezdy nazwę Delije, czyli "Junacy". Dyscyplina wojskowa pozytywnie podziałała na chuliganów. Skończyły się akty przemocy. Serbska prasa sportowa zauważyła zmiany w zachowaniu kibiców, podkreślając zasługi Arkana. W pierwszym artykule o Rażnatovicu w piśmie Zvezdina revija napisano, że jest "człowiekiem bliskim Zvezdzie, który doskonale wie, co się dzieje na stadionie Marakana, i pomaga Junakom zostawić politykę arenom politycznym". Przypominano, że "zajmująca północne skrzydło trybun grupa kibiców Zvezdy ogłosiła go zbawcą w momencie, kiedy dzięki osobistemu autorytetowi zdołał pogodzić zwaśnione strony".
Pod koniec 1990 roku Arkana aresztowano w Dvorze nad Uną i osadzono w więzieniu na pół roku. Oskarżono go o próbę pomocy tamtejszym Serbom, stawiającym zbrojny opór chorwackiemu reżimowi. Wcześniej jednak zdążył sformować Serbską Gwardię Ochotniczą. Był to paramilitarny oddział, którego trzon tworzyli kibice Crvenej Zvezdy. Oddziały te były odpowiedzią na brak ludzi do tzw. "brudnej roboty" na froncie - młodzi mężczyźni unikali służby wojskowej, sypiając co noc w innych mieszkaniach i symulując choroby. Milicja była zmuszona przeprowadzać łapanki w restauracjach. Wobec tych trudności, stadionowi chuligani, słynący z brutalnych aktów przemocy okazywali się rozwiązaniem problemu. Byli znakomicie zorganizowani, o czym w wywiadzie z 1994 toku opowiadał sam Arkan: "My, kibice, trenowaliśmy najpierw bez broni (...), od samego początku wymagałem dyscypliny. Kibice hałasują, chcą pić, wygłupiają się. Postanowiłem skończyć z tym od ręki, kazałem im obciąć włosy, golić się regularnie, przestać pić i wszystko potoczyło się zgodnie z planem".
Rażnatović nazwał swoją armię "Tygrysy". Ćwiczyli w bazie milicyjnej w miejscowości Erdut na terenie Chorwacji. "Tygrysy" brały udział w ofensywie Serbów w 1991 i 1992 roku. Świat zaszokowały drastyczne fotografie z Bijeljiny, gdzie na jednej można zobaczyć, jak Rażnatović całuje prezydenta bośniackiej Republiki Serbskiej, Bilianę Plavśić, nad zwłokami muzułmańskiego cywila. Inne pokazują, jak "Tygrysy" kopią i depczą po głowach ludzkie ciała. Kiedy w 1995 roku rozpoczęła się kontrofensywa Chorwatów, Arkan ponownie zmobilizował oddziały "Tygrysów". Przeprowadzali oni najbardziej krwawe ataki niedaleko bośniackiej miejscowości Sasina. Ich patrole plądrowały domy i wyrzucały z nich całe rodziny Muzułmanów. Wchodzili do pustych domów, część szła do kuchni i wynosiła sprzęt gospodarstwa domowego, inni - wideo i telewizory, któryś zaczynał rozkopywać ogródek, szukać ukrytych kosztowności. Zawsze łatwo było rozpoznać ludzi Arkana. Paznokcie mieli czarne od kopania. Aresztowani Muzułmanie byli przesłuchiwani, bici, głodzeni i przetrzymywani w nieludzkich warunkach. Później ich zabijano i wrzucano do wspólnych mogił. Do zakończenia wojny armia Arkana uśmierciła, podrzynając gardła, dusząc i strzelając, co najmniej dwa tysiące mężczyzn i kobiet. Mimo okrucieństw, których dopuścił się Arkan i jego "Tygrysy", w Serbii zostali uznani za bohaterów. W programie rozrywkowym Maximaxovision Rażnatovića przedstawiano jako czarującego gentlemana, a nawet obiekt westchnień.
Po wojnie Arkan żył niczym amerykański gangster. Chciał przekształcić swoją wojenną zdobycz w legalne dobra. Marzył o objęciu fotela prezesa Crvenej Zvezdy, jednak władze klubu nie zgodziły się na to. Postanowił stworzyć własny klub. Kupił drużynę z Kosowa, a w 1996 roku wygrał przetarg o półprofesjonalną drużynę FK Obilić Belgrad. Był on atrakcyjny ze względu na nacjonalistyczne zamiłowania Arkana. Miloś Obilić był serbskim rycerzem, który uczestniczył w bitwie na Kosowym Polu w 1389 roku pomiędzy Serbią a Imperium Otomańskim. Najpopularniejsza wersja legendy opowiada, że Obilić udawał nawróconego na islam zdrajcę i dostał się przed oblicze sułtana Murada. Gdy rycerz zbliżył się do sułtana w celu ucałowania jego stóp, wyjął zatruty sztylet i zabił go.
Arkan ogłosił się nowym Obiliciem. Barwy klubu zostały zmienione na żółte. Po przejęciu przez Arkana, klub zaczął odnosić sukcesy. Rażnatović tłumaczył to wojskową dyscypliną i najwyższymi pensjami w kraju. Jednak siła klubu leżała gdzie indziej - w zastraszaniu przeciwnika przez kibiców, jak również samego Arkana. Kibice Obilicia byli weteranami "Tygrysów". Sędziowie byli eskortowani przez nich jeepami. Na meczach śpiewano "jeżeli strzelicie bramkę, nie wyjdziecie stąd żywi", "połamiemy wam nogi, będziecie chodzić na rękach". Nie były to tylko kibicowskie przyśpiewki, ale realne groźby. Często grozili przeciwnikom bronią. W czasie przerw Arkan składał wizyty w szatni rywala, groził im bronią i lżył. Po jednym z meczów zawodnik Crvenej Zvezdy Perica Ognjenović powiedział: "to już nie jest futbol, to wojna. Chyba powinienem wyjechać z kraju".
W sezonie 1997/1998 Obilić zdobył mistrzostwo Jugosławii i wystąpił w rozgrywkach europejskich. Aby klub mógł wziąć w nich udział, Rażnatović ustąpił z funkcji prezesa na rzecz swojej żony Svetlany, popularnej jako Ceca (jest najbardziej popularną serbską piosenkarką, utożsamianą z muzyką zwaną turbofolkiem). Dzięki temu UEFA nie mogła zablokować udziału klubu w rozgrywkach ze względu na przeszłość Arkana. Jednak klub nie zawojował Europy, ponieważ Rażnatović nie mógł używać swoich technik perswazji. Wkrótce i na arenie krajowej Obilić przestał budzić postrach.
Inne kluby sprzysięgły się przeciw Arkanowi i wyzwali go, aby zabił ich wszystkich. Wobec takiego obrotu zdarzeń, rzadziej posuwał się do takich czynów, a Obilić zaczął spadać w rankingach ligi. Obilić mógł być nawet przyczyną śmierci Rażnatovicia. 15 stycznia 2000 roku w belgradzkim hotelu Intercontinental został postrzelony w lewe oko i zmarł dwie godziny później w szpitalu.
Istnieje kilka hipotez na temat śmierci Arkana. Samo zabójstwo wyglądało na zwyczajną wojnę gangów, walkę o wpływy. Jednak motyw polityczny nie może być wykluczony. Rażnatović wiedział dużo o reżimie prezydenta Milośevicia i działaniach jego służb specjalnych, więc mógł dostarczyć wiele obciążających dowodów haskiemu Trybunałowi Sprawiedliwości. Jeszcze inną hipotezą jest to, iż sam klub piłkarski Obilić mógł być przyczyną jego śmierci. To Rażnatović zagarniał największą część zysków ze sprzedaży graczy, więc jego mafijni partnerzy biznesowi nie mogli pogodzić się z tym faktem i postanowili wydać na niego wyrok.
Źródła:
I. Ćolović, Polityka symboli. Eseje o antropologii politycznej.
F. Foer, Jak futbol wyjaśnia świat czyli nieprawdopodobna teoria globalizacji.
Dość szyderczy, zważając na ilość morderstw, których dopuścił się na Muzułmanach. Ojciec Arkana był oficerem lotnictwa i wychowywał syna silną ręką. W wieku 16 lat uciekł do Paryża i rozpoczął swoją przestępczą karierę. W Europie zachodniej zasłynął z licznych ucieczek i w końcu wrócił do Belgradu, pogodził się z ojcem i nawiązał współpracę z aparatem bezpieczeństwa. Niedługo potem nastąpił najważniejszy moment w jego "karierze". W 1990 roku, jako zagorzały kibic Crvenej Zvezdy, został poproszony przez milicję o zapanowanie nad najbardziej zagorzałymi zwolennikami klubu.
Crvena Zvezda zdobywa w 1991 roku Puchar Europy Mistrzów Krajowych |
Arkan i jego Tygrysy |
Nieoficjalne logo Tygrysów |
Logo FK Obilić |
Arkan ogłosił się nowym Obiliciem. Barwy klubu zostały zmienione na żółte. Po przejęciu przez Arkana, klub zaczął odnosić sukcesy. Rażnatović tłumaczył to wojskową dyscypliną i najwyższymi pensjami w kraju. Jednak siła klubu leżała gdzie indziej - w zastraszaniu przeciwnika przez kibiców, jak również samego Arkana. Kibice Obilicia byli weteranami "Tygrysów". Sędziowie byli eskortowani przez nich jeepami. Na meczach śpiewano "jeżeli strzelicie bramkę, nie wyjdziecie stąd żywi", "połamiemy wam nogi, będziecie chodzić na rękach". Nie były to tylko kibicowskie przyśpiewki, ale realne groźby. Często grozili przeciwnikom bronią. W czasie przerw Arkan składał wizyty w szatni rywala, groził im bronią i lżył. Po jednym z meczów zawodnik Crvenej Zvezdy Perica Ognjenović powiedział: "to już nie jest futbol, to wojna. Chyba powinienem wyjechać z kraju".
Svetlana "Ceca" Rażnatović |
Inne kluby sprzysięgły się przeciw Arkanowi i wyzwali go, aby zabił ich wszystkich. Wobec takiego obrotu zdarzeń, rzadziej posuwał się do takich czynów, a Obilić zaczął spadać w rankingach ligi. Obilić mógł być nawet przyczyną śmierci Rażnatovicia. 15 stycznia 2000 roku w belgradzkim hotelu Intercontinental został postrzelony w lewe oko i zmarł dwie godziny później w szpitalu.
Istnieje kilka hipotez na temat śmierci Arkana. Samo zabójstwo wyglądało na zwyczajną wojnę gangów, walkę o wpływy. Jednak motyw polityczny nie może być wykluczony. Rażnatović wiedział dużo o reżimie prezydenta Milośevicia i działaniach jego służb specjalnych, więc mógł dostarczyć wiele obciążających dowodów haskiemu Trybunałowi Sprawiedliwości. Jeszcze inną hipotezą jest to, iż sam klub piłkarski Obilić mógł być przyczyną jego śmierci. To Rażnatović zagarniał największą część zysków ze sprzedaży graczy, więc jego mafijni partnerzy biznesowi nie mogli pogodzić się z tym faktem i postanowili wydać na niego wyrok.
Źródła:
I. Ćolović, Polityka symboli. Eseje o antropologii politycznej.
F. Foer, Jak futbol wyjaśnia świat czyli nieprawdopodobna teoria globalizacji.
09 grudnia 2012
PODBRAMKOWO EXTRA: Valencia CF. Przedstawiamy drużynę pełną przebierańców.
Red or Blue? Już za chwilę derby Manchesteru!
Dzisiejszy mecz Premier League zapowiada się niezwykle emocjonująco. To nie będzie tylko spotkanie lidera z v-ce liderem, tylko pojedynek dwóch klubów, które od kilku lat prowadzą nieustanną walkę o prym w lidze angielskiej i na świecie. Eksperci wskazują "Czerwone diabły" na lekkiego faworyta meczu, jednak warto pamiętać, że derby rządzą się swoimi prawami.
W poprzednim sezonie podopieczni Roberto Manciniego dwa razy pokonali Manchester United - najpierw miażdżąc ich na swoim terenie, aż 6:1, by później na Old Trafford wygrać skromnie 1:0, co w znacznym stopniu pomogło "The Citiziens" w wygraniu Premier League. Dzisiaj Manchester City znajduje się w lekkim kryzysie, chociaż ciężko tak mówić o drużynie, która w lidze nie przegrała już od 15 spotkań. Wszystko jednak przez to, że kibice z niebieskiej części Manchesteru rozpieszczeni przez szejków, w każdym meczu oczekują zwycięstw, a nawet remis po dobrej grze, jest dla nich porażką.
Póki co w tabeli Premier League, "Czerwone Diabły" mają 3 punkty przewagi nad miejscowym rywalem. United są najskuteczniejszą ekipą w lidze angielskiej, mając na koncie 37 bramek. Autorem 10 trafień, jest pozyskany latem Robin Van Persie, który był już jedną nogą w Manchesterze City, jednak osoba Alexa Fergusona przekonała go, do transferu na Old Trafford. Z kolei "The Citiziens" nie strzelają w tym sezonie wielu bramek, ale na pewno mają najlepszą defensywę w całej lidze. Do tej pory stracili jedynie 11 bramek za sprawą fenomenalnego Joe Harta oraz kapitana drużyny Vincenta Kompany'ego.
Jeśli spojrzymy na listę kontuzjowanych i zawodników mogących nie zagrać w tym meczu, to głównym nieobecnym może się okazać pomocnik David Silva. Hiszpan doznał lekkiego urazu w ostatni meczu Ligi Mistrzów z Borussią Dortmund, jednak klubowi fizjoterapeuci robią wszystko, by Silva mógł zagrać w dzisiejszym meczu. Jest bardzo prawdopodobne, że po seriach zastrzyków, zobaczymy dziś tego piłkarza w grze. Innymi kontuzjowanymi są James Milner, Aleksandar Kolarov, oraz Micah Richards. W drużynie Alexa Fergusona jest nieco gorsza sytuacja. Wciąż po kontuzji do składu nie wrócili jeszcze Nemanja Vidić, Anderson, Antonio Valencia, Nani i Shinji Kagawa, a z kolei kontuzji w ostatnim meczu doznał młody pomocnik "Czerwonych Diabłów" - Tom Cleverley.
Która drużyna okaże się dziś lepsza, w pojedynku derbowym? Manchester będzie CZERWONY czy NIEBIESKI? My dzisiaj nie będziemy bawić się w wróżkę. Pozwólmy piłkarzom, stworzyć przepiękne widowisko. I choć nie wiemy jakim wynikiem skończy się spotkanie, jedno wiemy na pewno - derby to mecz, w którym zdarzyć może się wszystko.
W poprzednim sezonie podopieczni Roberto Manciniego dwa razy pokonali Manchester United - najpierw miażdżąc ich na swoim terenie, aż 6:1, by później na Old Trafford wygrać skromnie 1:0, co w znacznym stopniu pomogło "The Citiziens" w wygraniu Premier League. Dzisiaj Manchester City znajduje się w lekkim kryzysie, chociaż ciężko tak mówić o drużynie, która w lidze nie przegrała już od 15 spotkań. Wszystko jednak przez to, że kibice z niebieskiej części Manchesteru rozpieszczeni przez szejków, w każdym meczu oczekują zwycięstw, a nawet remis po dobrej grze, jest dla nich porażką.
Kluczowi gracze obu zespołów |
Jeśli spojrzymy na listę kontuzjowanych i zawodników mogących nie zagrać w tym meczu, to głównym nieobecnym może się okazać pomocnik David Silva. Hiszpan doznał lekkiego urazu w ostatni meczu Ligi Mistrzów z Borussią Dortmund, jednak klubowi fizjoterapeuci robią wszystko, by Silva mógł zagrać w dzisiejszym meczu. Jest bardzo prawdopodobne, że po seriach zastrzyków, zobaczymy dziś tego piłkarza w grze. Innymi kontuzjowanymi są James Milner, Aleksandar Kolarov, oraz Micah Richards. W drużynie Alexa Fergusona jest nieco gorsza sytuacja. Wciąż po kontuzji do składu nie wrócili jeszcze Nemanja Vidić, Anderson, Antonio Valencia, Nani i Shinji Kagawa, a z kolei kontuzji w ostatnim meczu doznał młody pomocnik "Czerwonych Diabłów" - Tom Cleverley.
Która drużyna okaże się dziś lepsza, w pojedynku derbowym? Manchester będzie CZERWONY czy NIEBIESKI? My dzisiaj nie będziemy bawić się w wróżkę. Pozwólmy piłkarzom, stworzyć przepiękne widowisko. I choć nie wiemy jakim wynikiem skończy się spotkanie, jedno wiemy na pewno - derby to mecz, w którym zdarzyć może się wszystko.
Czy dzisiaj zobaczymy gola jednego z tych panów? |